Prawda

742 59 89
                                    

Wyszłam z lokalu i usiadłam na pobliskiej ławce. Musiałam się czym prędzej uspokoić.

- Co to miało być Delaney? - spytałam samą siebie w myślach - Dlaczego przypomniały mi się wszystkie chwile z Ventim?

- Cholera! - podniosłam głowę z nad dłoni i wykrzyknęłam.

- Delaney! Wszystko w porządku? - usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się w stronę mojego przyjaciela, który był już obok mnie - dlaczego mi nie powiedziałaś, że ktoś ci się podoba?

- Bo nikt mi się nie podoba! - zawołałam. Na jego twarzy widniało teraz szczęście jak i rozczarowanie. Po chwili pożałowałam, że w ten sposób to powiedziałam. Widać było po nim, że go to zraniło.

Usiadł obok mnie i objął mnie pocieszająco.

- Mogę cię o coś zapytać? - W jego głosie było słychać zdenerwowanie. Spojrzałam na jego zielonkawe oczy z zaciekawieniem.

- Wal - odwróciłam od niego głowę i skierowałam wzrok na szare kafelki.

- Co byś zrobiła gdybym powiedział, że cię lubię? - spytał nieśmiało. Nie rozumiałam o co dokładnie mu chodziło. Ponownie spojrzałam na jego oczy. Były szczere i dalekie. Patrzył na mnie błagająco o odpowiedź. Po chwili zrozumiałam, co chciał mi przez to powiedzieć.

Zaczerwieniłam się i skierowałam wzrok tym razem na puste, czarne niebo. 

- Ooh, ja nie wiem - jąknęłam. Podrapałam się nerwowo po szyi. Starałam się wymyśleć solidniejszą odpowiedź - to ciężki-

- Zapomnij o tym pytaniu - wyprostował się na ławce i spojrzał w niebo - po alkoholu nie zawsze jestem sobą i ty dobrze o tym wiesz - zamknął oczy. 

- Chyba tak - odparłam, poprawiając mój opadający na twarz, kosmyk włosów. 

Między nami zapadła długa cisza. Siedzieliśmy na ławce, obok nadal otwartej restauracji i spoglądaliśmy na nocne niebo. Miliony białych kropeczek migało radośnie na czarnej plamie. Uśmiechnęłam się do nich przez zaczerwienione policzki.  

- Hej! Gołąbeczki! - za naszych pleców był słyszany znajomy głos. Odwróciliśmy się w tym samym momencie i parę metrów za nami stał Childe z Zhongli - już? Koniec romansów? 

- Co? - spytałam zdziwiona. 

- Nie co, tylko rachunek - podał mi paragon. Przejechałam wzrokiem wszystkie dania, które zakupiliśmy, aż nie zobaczyłam dużych, czarnych liczb. Na samym dole kartki, widniała spora suma.  

15000 mory

- CO? ILE? 

- Tyle ile tam ci pisze, oddajesz mi połowę tej kwoty.

- W porządku.. - mruknęłam z niezadowoleniem. 

***

- Boże, co to był za dzień - powiedziałam sama do siebie, wchodząc do pokoju. Zamknęłam za sobą cicho drzwi i porozglądałam się po pomieszczeniu.

Ujrzałam na biurku bransoletkę, którą podarował mi Venti na święta. Uśmiechnęłam się do niej i podeszłam do łóżka.

Niemal natychmiast się na nie rzuciłam. To był naprawdę wyczerpujący dzień.

Spojrzałam na zegar, który znajdował się nad drzwiami. Dochodziła godzina druga.

Wstałam z miękkiego posłania w celu przebrania się w wygodniejsze ubrania. Podeszłam do plecaka i zaczęłam w nim szperać.

Znalazłam moją ulubioną bluzę oraz dresy. Wstałam i zaczęłam zdejmować moją sukienkę.

W przebieraniu, przerwało mi ciche pukanie do drzwi.

- To ty Venti, tak? - spytałam ostrożnie.

- Tak, to ja. Możemy porozmawiać?

- Poczekaj chwilę - odparłam i szybko naciągnęłam dresy na nogi. Przeczesałam włosy i związałam je w nie zbyt elegancki kucyk - już możesz.

Wszedł powoli. Zamknął za sobą drzwi i podszedł do mnie.

- Usiądź. To może być trochę szokujące.

Zajęłam miejsce na znajdującym się w moim pokoju drewnianym krześle, a on podparł się o ścianę. Podrapał się nerwowo po szyi i po chwili zaczął rozmowę.

- Pamiętasz jak opowiadałaś mi w jaki sposób otrzymałaś wizję? - spytał mnie wyraźnie zmartwiony.

- Owszem, pamiętam.

- No więc.. ciężko to przyznać ale to byłem ja, Delaney. To ja wręczyłem ci bezpośrednio wizję do ręki..

- Co? Dobry żart Venti. Skąd to wziąłeś co? Rudy ci powiedział? Zabaw-

Spojrzałam na jego twarz ale on nie dawał żadnych znaków, aby to był żart. Był śmiertelnie poważny co mnie przeraziło.

- Nie.. Nie mówisz na serio?

Nie odezwał się. Opuścił wzrok i dalej kontynuował.

- Tamtej nocy, sam nie wiedziałem co robię. Było to strasznie ryzykowne, ale bardzo chciałem cię poznać, zobaczyć. Przepraszam, że nie powiedziałem ci tego wcześniej. Myślałem, że nic nie pamiętasz..

- Czyli przez te wszystkie miesiące udawałeś, że jesteś zwykłym mieszkańcem Mondstadt? Dlaczego nic nie mówiłeś?! - poderwałam się z krzesła - Dlaczego to ukrywałeś? 

- Ponieważ nie chciałem żebyś ode mnie odeszła Delaney! - wykrzyknął z rozpaczą.

W mojej głowie panował chaos. Osoba którą polubiłam, zaprzyjaźniłam się, ukrywała przede mną że jest kimś więcej niż zwykłym człowiekiem? 

Chwyciłam się za głowę w celu pozbierania myśli i zaczęłam odliczać do 10. Miałam straszny mętlik. Nie chciałam słuchać dalej jego wyjaśnień, chciałam pobyć sama.

- Jeszcze coś masz mi do powiedzenia? - spytałam nadal nie patrząc mu w oczy. 

- Nie wiem czy to jest odpowiedni moment na to - odpowiedział mi smutno.

- O co chodzi? 

Podszedł do mnie i przytulił, jednak odepchnęłam go natychmiast. Nie chciałam jego dotyku. Co ja sobie myślałam? Że zajdę w związek z archonem? 

Spojrzałam na jego twarz. Przygnębiony wzrok był skierowany prosto na mnie. Łzy powoli napływały mu do oczu. Odchrząknął i powiedział szczero. 

- Podobasz mi się od dłuższego czasu Delaney - rumieńce zagościły na jego twarzy. Łzy, które przed chwilą znajdywały się w kącikach oczu, spłynęły mu po policzkach, a on wpatrywał się we mnie czekając na odpowiedź. 

Stałam przed nim jak słup. Nie miałam pojęcia co mam mu na to odpowiedzieć. 

- O czym ty mówisz? - spytałam roztrzęsiona - nie, to dla mnie zbyt dużo. Proszę wyjdź, chcę pobyć sama

Odwróciłam od niego głowę. Poczułam coś mokrego na mojej skórze. Przetarłam to miejsce i spojrzałam na dłoń. Patrząc na mokrą nią, uświadomiłam sobie, że zaczęłam płakać. 

Venti spojrzał na mnie czule i podszedł do mojej osoby. 

- Proszę, wyjdź - poprosiłam go z rozpaczą ponownie. 

Wyciągnął do mnie rękę ale natychmiast ją odsunął. Zacisnął usta w wąską linię i stanął. Po chwili namysłu zrobił to o co go poprosiłam. Wyszedł, zakrywając rękawem swoje łzy.

Stałam teraz sama w pokoju z moim chaosem w głowie. Nie umiałam poukładać myśli. Ciągle nasuwały mi się kolejne pytania na które nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi. Usiadłam na podłodze i oparłam się o ścianę. 

Siedziałam tak w ciszy, a moje słone łzy wypływały mi z oczu. Starałam się o niczym nie myśleć, jednak myśli same wchodziły mi do głowy. 

Przybliżyłam do siebie kolana i przytuliłam je. Schowałam głowę między nimi i zaczęłam cicho szlochać. To na prawdę był popieprzony dzień. 

Słodkie Marzenie // Venti x Reader // GI plWhere stories live. Discover now