Rozdział 4

156 9 2
                                    

 Do wszystkich wolnych jednostek – głos dyspozytora rozbrzmiał w radiach wszystkich zebranych w bazie. – Karambol na S8, wyjazd w kodzie pierwszym.
- Jakieś dokładniejsze dane? - Anita, lekarka po czterdziestce, jak zwykle musiała dorzucić swoje kilak groszy.
- wszystko co wiemy, macie na tabletach. Śpieszcie się, na miejscu są już inne ekipy. – odezwał się ponownie dyspozytor.
- Słyszeliście. Śpieszcie się – uszczypliwe powtórzyła słowa z radia, i wyszła. Martyna wymieniła krótkie spojrzenie z Marcinem, kierowcą, po czym wybiegła ze stacji, zajmując miejsce w przedziale dla pasażerów.
 
Pracowała trzeci tydzień, powoli przyzwyczaja się do nowego otoczenia, chociaż w głębi serca tęskniła za leśną Górą. Tutaj pracownicy byli raczej poważni, ciężko było odgadnąć co było tego przyczyną. Anita wiodła prym w ironizowaniu i uszczypliwości. Jeśli z kimś rozmawiała, to tylko z płcią przeciwną, szukając u nich poklasku. Próbowała się dostosować, chociaż czuła że po prostu nie pasuje tutaj..
A może zbyt długa była zżyta z ludźmi z leśnej Góry? W końcu pracowała tam kilka lat. 
- Martyna, szykuj sprzet! – zawołała Anita, wyskakując jakom pierwsza z karetki. Nim zdążyła wysiąść, Tomek rozsuwał boczne drzwi.
- daj pomogę Ci dziewczynko.. – uśmiechnął się, odbierając od niej plecak, i monitor.
- Marcin parametry, Martyna wkłucie..  – wykrzykiwała lekarka, badając jednocześnie innego pacjenta. – ten jest żółty, kto go tu puścił?
Spiorunowała wzrokiem policjantów i strażaków, oznaczających pacjentów opaskami w różnych kolorach, oznaczających stan pacjentów.
- to syn tej pani. Choruje na Autyzm i musi być blisko – wyjaśnił funkcjonariusz.
- a co mnie to obchodzi! Ja mam przejmować czerwonych, kto ich oznaczał? – spojrzała na mężczyznę, klękając koło Martyny.
- tamta ekipa – wskazał głową w stronę ratowników.  Mimowolnie popatrzyła w tamtą stronę, ale zaraz wróciła wzrokiem do pacjenta.
- Decha i transport, w karetce tlen na maskę.  Idę rozmówić się z tymi konowałami..
 
- Martyna, będę Cię potrzebować – głos Anity prawie krzyczał.
- już idę – zawołała wyskakując z przedziału dla pasażerów, w poszukiwaniu lekarki. Przeszła kilka metrów, aż zobaczyła jej uniesioną dłoń, informującą o położeniu kobiety.
- Bierzemy jednak tego chłopaka ze sobą. – skwitowała, wskazując na przerażonego nastolatka.
- Pojedziesz z nami? Mama jest w karetce – odezwała się delikatnym głosem, wskazując pojazd. Chłopak kiwnął  pozwalając pomóc sobie wstać z ziemi.
- Martyna? Co Ty tu robisz? – obróciła się, słysząc głos Wiktora.
- Dobry wieczór – uśmiechnęła się, widząc znane twarze – pracuję.
- No widzę.. ona zawsze taka jest? – wskazał na Anitę, z którą miał wątpliwą przyjemność przed chwilą rozmawiać.
- Niestety.. – wzruszyła ramionami – da się przeżyć
- Miło Cię widzieć w formie – uśmiechnął się wesoło, sięgając radia by pogonić pracowników.
- Martyna, jesteś w pracy! – usłyszała głos lekarki  i szybko odwróciła się w jej stronę.
- Pana również! – zawołała na odchodne.
 
 
Mimo, że nadal nie miała kontaktu z kimkolwiek  z dawnej stacji, cieszyła się że zobaczyła Piotrka, Adama i Wiktora. „21s najlepsza w mieście” przypomniała sobie słowa piosenki  która Piotrek z nudów przygrywał na gitarze. Tak. Zdecydowanie tęskniła..
 
 
 
 
- Nie zgadzam się, rozumiesz? – schylił głowę, żeby móc spojrzeć w oczy córki. – koniec tematu.
- Ale tato..- podjęła kolejną próbę, ale napotykając jego wzrok, obrazu odpuściła dalsze negocjacje – nienawidzę Cię!
- Zośka! Zosia! – westchnął głęboko odprowadzając córkę wzrokiem, nie rozumiał zachowania córki. Dyskoteka z chłopakiem. Piętnastolatka.  To mu się w głowie nie mieściło.. rozumiał jej bunt, starał się być elastyczny na tyle, na ile mógł, ale nie mógł przecież zgadzać się na wszystko.. – oszaleję z nią..
- Pamiętam jak byłeś w jej wieku..- głos zza pleców wyrwał go z zamyślenia. Obrócił się w stronę ojca, spokojnie popijającego herbatę.  – cośmy z mamą przeżyli to nasze .
- No chyba nie było tam źle, co? –  podszedł do blatu, zajmując miejsce na przeciwko.
- Źle? Synu.. ja byłem siwy przed czterdziestką! – zaśmiał się, kiwając głową z niedowierzaniem – jak nie podpalona stodoła sąsiadów, to przejażdżki na Kaśce..
- Kaśce? – zmarszczył czoło  bo zdanie wypowiedziane przez ojca brzmiało..co najmniej dwuznacznie.
- Ano Kaśce..  krowa od Pietrzaków się tak nazywała. Ta, na której tak dobrze wam się jeździło... dobrze żeście się nie połamali..
- Sam się dziwię tato, że wyszliśmy z tego bez szwanku.. chociaż nie powiem, jak chciałem ją napoić to palce bolały – odruchowo poruszał dłońmi, przypominając sobie sytuację, w której podał łaciatej wody, nie wyjmując palców z wiadra.
- Na wsi się chował, a nie wiedział jak poić..  a jak pociągnęła Cię za sobą, boś łańcuch wokół ręki zakręcił, pamiętasz? –  przykrył dłonią twarz, próbując ukryć śmiech.
- pamiętam, pamiętam.. jak dostałem lanie za nowe spodnie też pamiętam – popatrzył wymownie na ojca, który tylko kiwnął ręką 
- I proszę na jakiego dobrego człowieka wyrosłeś. – pochwalił go ojciec- uczciwy, mądry, kobiety traktować umie..
- tu bym nie przesadzał tato.. – przerwał.  Ciągle miał w pamięci sytuację z Martyną. Nie chciał jednak skupiać na tym całej swojej uwagi. Ostatnio, gdy się przypadkiem widzieli, wyglądała dobrze. Znowu uśmiechnięta. Kiedyś tym uśmiechem i pozytywną energią zarażała wszystkich na stacji, teraz z pewnością wnosiła dobry humor do nowej pracy.
- Jedna zła decyzja, nie sprawi że będziesz złym człowiekiem synu.. – tata poklepał go po plecach, i odszedł do swojego pokoju. Nawet nie zauważył, kiedy wstał od stołu.  Odetchnął głęboko i pokierował swój wzrok na schody. Musiał porozmawiać z Zosią..
 
 
 
- jeśli tak dalej pójdzie, będziemy musieli się pożegnać. – Witecki  szef stacji spojrzał na nią wymownie- to już trzecia skarga, tylko w tym tygodniu!
- Przecież wypełniam swoje obowiązki bez zarzutu. Na co są więc te skargi? -  założyła ręce na piersi, opierając się wygodniej o krzesło.
- Zbyt dużo rozmawiasz, zamiast pracować .. – rozłożył bezradnie ręce – Anita jest na Ciebie cięta, a nie mam innego zespołu. Wiem, że jest trudna.. jesteś w tym roku kolejną osobą której próbuję się pozbyć, ale mam związane ręce..
- Rozumiem. Wysoko postawiony mąż potrafi sporo namieszać  - nie powstrzymała się przed komentarzem, wstała kierując się do drzwi. – postaram się nie podpaść doktor Rudnik.
- Cieszę się, że rozumiesz.. do jutra!– Kiwnęła głową, zatrzaskując za sobą drzwi.
 
W końcu znalazła czas, by się spotkać z Sonią  od tygodnia próbowała się umówić, ale ciągle się mijały. Umówiły się w niewielkiej kawiarni, która znajdowała się dokładnie po środku ich trasy. Już z daleka widziała kobietę siedzącą przy szkolnej witrynie, pochyloną nad telefonem. Zapukała do szyby  wesoło machając i weszła do środka. .
- Heej- ucałowała koleżankę w policzek, odpinając beżowy płaszcz. Usiadła, przerzucając go przez oparcie krzesła. Nim zdążyła coś powiedzieć kelnerka stała przy stoliku  gotowa by przyjąć zamówienie. Wskazała na herbatę Sonii – to samo poproszę.
Młoda dziewczyna odpowiedział skinieniem i zniknęła tak samo szybko, jak się pojawiła.
- Opowiadaj – Sonie oparła głowę o ręce, czekając na opowieść koleżanki.
- Nie ma o czym..  – opuściła głowę na chwilę – Jest.. sztywno. Wszystkimi rządzi Anita, wredna baba, która pozbyła się już czterech ratowników, a kolejna jestem Ja..
- Może czas wrócić do nas? – Nieśmiało zaproponowała, przykrywając dłoń Martyny swoją – wszyscy już dawno zapomnieli o..
- Nie spałam z nim – uśmiechnęła się, patrząc na Sonię – przypomniałam sobie wszystko i..  Nie wykorzystał sytuacji.
- To chyba dobra wiadomość? – popatrzyła na kelnerkę, która nagle zjawiła się przy stoliku, podając Martynie zamówiony napój.
- Najlepsza – uniosła do góry parujący napój  pachnący pomarańczą i przymknęła na chwilę oczy, chłonąc ten zapach.
- On o tym wie? – pytanie ratowniczki sprawiło, że natychmiast otworzyła oczy.
- Myślisz że pobiegłam do niego żeby zawołać „ hej, wiesz że nie spaliśmy ze sobą??” 
- Może nie w ten sposób, ale chyba powinniście o tym porozmawiać? Martyna, on nadal się nie pogodził z Anną, chodzi jakiś dziwny.. niby wesoły, ale unika kontaktu.. myślę że nadal ma wyrzuty..
- Sonia to mój szef! – podniosła głos,  natychmiast ściszając go w szept – myślisz że potrafiłabym z nim rozmawiać o TYM?
- No, ale chyba po wszystkim rozmawialiście? – czuła na sobie presję ze strony przyjaciółki.
- Ogródkami. To co było.. zapomnijmy.. wiesz jak mi wstyd?! Nie ważne że do niczego nie doszło, sam fakt że spałam z nim NAGO w jednym łóżku..- potrząsnęła głową, wyrzucając z głowy wszystkie wspomnienia z tamtego dnia, przyklejając uśmiech na twarz – Lepiej powiedz jak tam przygotowania. Wszystko gotowe?
- Dopięte na ostatni guzik. Mam nadzieję że nie zmieniłaś zdania?
- No wiesz? Za nic w świecie! Przecież będę świadkową!
- Strasznie się stresuję tym wszystkim.. będzie mnóstwo ludzi.. i my jako główna atrakcja – spokojnie wyłożyła na stolik swoje obawy  o których już dawno chciała porozmawiać z Martyną.
- Zobaczysz, że nawet nie zwrócisz na nich uwagi zajęta swoim mężem uniosła brwi do góry, zaśmiały się.
Już dawno nie czuła się tak zrelaksowana. Sonia powinna mieć prawdziwy wieczór panieński, ale zrezygnowała z niego, kiedy okazało się że jest w ciąży. Zamiast morza alkoholu, wypiła litry herbaty, rozmawiając o przygotowaniach do tego ważnego dnia, który miał się odbyć już za tydzień.. Myśl o spotkaniu z ludźmi ze stacji, przyprawiała ją o zawroty głowy.  Weszła do mieszkania w dobrym nastroju, odsuwając od siebie słowa Soni, o rozmowie z Wiktorem o tym, co było, a raczej do czego nie doszło.
Wciąż nie mogła się nadziwić nad swoją głupotą, i samokontroli Wiktora. . Czasami nawet żałowała, że jednak do niczego nie doszło pomiędzy nimi  ale szybko się samobiczowała za to. Zbyt często o nim myślała, szczególnie od kiedy złożyła wypowiedzenie. Czy to możliwe, żeby..?
 

Wyjazd Integracyjny (Zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz