Rozdział 6

176 9 4
                                    

Leżąc na dziobie statku i wygrzewając się na słońcu czytałam gazetę która niedawno została opublikowana. Jeden artykuł szczególnie przyciągnął moją uwagę. Wtedy zauważyłam że ktoś rzuca na mnie swój cień. Obejrzałam się za ramię, koło mnie stał Shanks uśmiechający się od ucha do ucha.

- Co czytasz? - zapytał przyglądając się mi

- Gazetę Shanks, gazetę - pokazałam mu papier trzymany w dłoni - a tak poza tym, słyszałeś o wydarzeniach na Punk Hazard

- Tak, Luffy znowu robi zamieszanie

- A propo tego zamieszania mam do ciebie jedną prośbę - Shanks wytrzeszczył na mnie swoje oczy. Nigdy nie prosiłam o nic, więc tylko kiwnął głową - czy mogłabym popłynąć na Dressrose?

- Po co się o to pytasz? - powiedział Shanks z niemałym zdziwieniem

- Muszę jedną rzecz tam załatwić, a że ty jesteś kapitanem muszę mieć twoje zezwolenie

- Jak chcesz to płyń tylko nie zapomnij o ślimakofonie żebyśmy się potem znaleźli

- Dobrze, dobrze

- Kiedy zamierzasz wyruszyć?

- Dziś wieczorem

- Okej, to co ostatni łyk alkoholu przed twoim wypłynięciem?

- Z chęcią

Uśmiechnęłam się do niego i zeszliśmy z dzioba statku. Przed wieczorem poinformowałam załogę że gdzieś płynę. Przygotowałam sobie jakąś łódź i wpakowałam do niej ślimakofon. Napiłam się z Shanksem i wzruszyłam w morze.

*************
Płynęła prę dni z powodu mojej kiepskiej orientacji w terenie od czasu do czasu musiałam wypatrywać statków i podsłuchiwać gdzie mam się teraz udać.
Na szczęście jakoś dotarłam na wyspę przed wydarzeniami które miały miejsce w One piece.
Byłam głodna więc odstawiłam swoją łódkę do portu i poszłam szukać jakiegoś baru lub restauracji. Naciągnęłam na swoją głowę kaptur i ruszyłam w kierunku zgiełku ludzi.
Miasto zachwycało swoim wyglądem, wszędzie było dużo kwiatów, bieli i tancerzy ulicznych. Ludzie spacerowali z zabawkami i śmiali się do siebie.
Może nie należało użyć tego stwierdzenia, nie zabawki, tylko ludzie i zwierzęta zamienione w nie przez wolę rodziny Donquixote. Nadal rozglądając się za jedzeniem weszłam w jakąś uliczkę i zeszłam po schodach. Wtedy zauważyłam dosyć duży bar na końcu ścieżki która rozwidlała się w dwie strony.
Weszłam do niego a pierwsze co rzuciło mi się w oczy to jego wystrój. Był drewniany ale nie o to chodziło to ten sam bar w którym Luffy pierwszy raz spotkał Isshou. Rozglądając się na około siadłam przy barze i zamówiłam jedzenie oraz coś do picia. Po chwili mogłam się już zajadać mięsem, popijając przy okazji sake. Gdy zjadłam do pomieszczenia wszedł znany mi chłopak z załogą. Usiedli przy stoliku i coś zamówili. Byli nad wyraz głośni ale jakoś bardzo to nie przeszkadzało ludziom siedzącym koło nich.
Poprosiłam barmana o kolejną butelkę sake. Wtedy dopiero zauważyłam że przy stole hazardowym siedział oficer marynarki. Wstałam z swojego miejsca zabrałam alkohol i podeszłam do Isshou. Obserwowałam jego grę w tym samym czasie przyglądając się stołu gdzie siedział Luffy.
Szermierz wygrywał za każdy razem z tego powodu ludzie zaczęli przyglądać się mu z zaciekawieniem.
Wtedy oddaliłam się od stołu i usiadłam na dotychczasowym miejscu. Potem szybko wszystko się wydarzyło, jacyś ludzie oszukali oficera marynarki, Luffy się wtrącił rozpoczęła się prowizoryczna walka i wszyscy wyszli z baru włącznie ze mną.
Przypomniałam sobie po co tu jestem i natychmiast udałam się do koloseum. Nie potrzebowałam do tego moich wielkich zdolności geograficznych ponieważ droga do miejsca prowadziła prosto przez środek miasta. Chwilę mijały a ja nadal nie byłam w koloseum. Rozejrzałam się i zauważyłam tą samą kwiaciarnie którą mijałam już piąty raz. Miałam już zawrócić ale ktoś do mnie dobił.

Wyrocznia (One piece)Where stories live. Discover now