10. Nowi gracze przybywają.

109 12 36
                                    

Za oknem małej izby rozciągał się spory ogródek, gdzie żona karczmarza hodowała całe połacie rzepy, marchwi, cebuli i innych warzyw.

Czternastoletni Beniamin Sparks, dla przyjaciół Ben, czeladnik zwiadowcy Aldarna i były uczeń aptekarza, siedział na parapecie machając nogami w powietrzu i raz po raz ziewał, przypatrując się nagiej teraz ziemi w ogrodzie. Niska temperatura i zimne wiatry wiejące znad morza nie umożliwiały hodowli warzyw o tej porze roku.

Ben, kompletnie mając w poważaniu przejmujący chłód, zdjął skarpety oraz obuwie i po prostu rozkoszował się rześkim powietrzem, wypełniającym płuca. Bose stopy co chwila dotykały spękanej ziemi, przez co chłopak zaczął przypominać sobie lata dzieciństwa spędzone w wiosce Flare, przy boku matki. W biedzie, w głodzie i w strachu przed gniewem wuja.

Pamiętał jak co rano, boso i w poplamionych ubraniach, biegł do pracy w tartaku, a wieczorem wracał do domu, styrany i głodny. Pamiętał jak z nabożnym lękiem słuchał krzyków wuja, płaczu matki, dźwięku własnego oddechu, gdy leżał zwinięty w kłębek na strychu, służącemu mu za pokój. Pamiętał wreszcie strach i niepewność, targające nim co dnia. Oto widział przed oczami własne, gówniane dzieciństwo, lata temu, kiedy jeszcze ich dom stał na obrzeżach wsi, a matka była żywa. Zanim wszystko wysadzono w powietrze w pewien marcowy poranek.

Chłopakiem wstrząsnął dreszcz, gdy w uszach znów rozbrzmiał mu ten przeraźliwy huk i własny krzyk, który wydobył się z jego gardła, gdy ujrzał co pozostało z jego domu. Złe wspomnienia zalały mu głowę, choć już dawno przysiągł sobie, że zapomni o poprzednim życiu. Minęły dobre 4 lata odkąd stracił dach nad głową i matkę. Nie było czego analizować ani wspominać z rozrzewnieniem. Powinna pozostać tylko teraźniejszość i przyszłość.

Ben potrząsnął głową, chcąc nie chcąc zwracając na siebie uwagę swego mistrza. Aldarn z Salem, zwiadowca w lennie Anselm, liczący sobie lat 27, odchrząknął znacząco, pochylając się nad listem. Beniamin natychmiast odwrócił głowę w stronę mentora, świadomy swojej dziwnej reakcji.

Peleryna mężczyzny, zdjęta zaraz po jego wejściu do izby, teraz służyła za koc, okrywając nogi i brzuch młodego zwiadowcy. Na koszulę Aldarn założył gruby, brązowy płaszcz, jeden z elementów jego szpiegowskiego przebrania, w którym zwykle patrolował ulice Aldersberga, w pobliżu którego znajdowała się ich zwiadowcza chatka. Teraz jednak płaszcz służył swojemu właścicielowi do ogrzania się, bowiem zimne powietrze wdzierało się do izby, jednocześnie pozbywając się przykrego zapachu. Ben z przekąsem stwierdził, że jego nauczyciel chyba nigdy nie przyzwyczai się do morskiej pogody i chłodu. Aldarn nienawidził zimna, co teraz ewidentnie można było odczytać z jego wyrazu twarzy i ciągłego rozmasowywania skostniałych dłoni.

Zwiadowca z grymasem na ustach przyglądał się swojemu czeladnikowi, bowiem uwadze tego wysokiego blondyna o włosach tak jasnych, że prawie białych, nie uchodził prawie żaden szczegół. Zwłaszcza dziwne zachowanie jego ucznia.

– Znowu nawiedziły cię te przykre wspomnienia? Kiwałeś głową w nadziei, że szybko zapomnisz? - spytał Aldarn, spoglądając na chłopca z cierpiętniczą miną.

Zielone oczy były zwężone w wąskie szparki, niczym u kota. Ben poczuł, jak mistrz świdruje go wzrokiem. Pot spłynął mu po plecach, choć temperatura w izbie wynosiła zaledwie kilka stopni.

– Ależ skąd, po prostu próbowałem się pozbyć komara, który usiadł mi na nosie. - rzucił naprędce chłopiec, w duchu modląc się, by mistrz nie drążył tematu. Dopiero po sekundzie zdał sobie sprawę, jaką głupotę właśnie palnął.

Zwiadowcy: Sól w oku [WSTRZYMANE]Where stories live. Discover now