Rozdział 2 - Prawo można zmienić

914 69 15
                                    

      Miał wypocząć i właściwie wykonał to polecenie idealnie. Był pełen energii, gdy przemierzał korytarze zamku, zaglądał do pokoi, by w końcu znaleźć się w ciemnym pomieszczeniu. Podobnie do jego sypialni, na środku znajdowało się niskie łóżko, posłane czarnym aksamitem. Długie biurko zajmowało niemal całą powierzchnię ściany z półkami na książki. W powietrzu unosił się lekki zapach czekolady i kawy, wszedł więc głębiej zwąchując najsilniejsze źródło, którym nie było łóżko szatyna, a jego ubrania leżące na miękkim fotelu. Uniósł haori do nosa, pomrukując cicho na to wspaniałe uczucie, gnieżdżące się głęboko w jego gardle, osadzające się z tyłu czaszki. Przesunął palcami po szyi, nie zdając sobie sprawy, że potrafi wydawać z siebie tak wspaniały dźwięk. Wtedy usłyszał stukot, miarowe uderzanie o metal. Przyjemna wibracja krtani zanikła w zaskoczeniu, a kroki poniosły go w stronę okna. Stamtąd dostrzegł Dazaia, nachylającego się nad silnikiem samochodu. Chuuya rzucił materiał na podłogę, wybiegając z sypialni, ponieważ książę był miły, chciał go uczyć, i gdy cierpiał z bólu herbata naprawdę mu pomogła. Biegł przez korytarz, niemal przegapiając wyjście na niewielki plac, wypadł na podwórko dysząc ciężko, a brązowy wzrok uniósł się na Omegę.

- Ah, Chuuya - zawołał radośnie, machając rudzielcowi brudną ścierką. Miał czarne dłonie od smaru i kurzu. - Czujesz się już lepiej? - zapytał, gdy chłopiec podszedł wystarczająco blisko, by nie musiał krzyczeć. Wrócił więc do swojej pracy przy silniku. - Wezwałem swojego krawca - mruknął. - Mówiłeś, że lubisz czerwony, więc poprosiłem go o najlepsze jedwabie w tym kolorze. - Przetarł palce z ciemnej mazi i westchnął. Omega wciąż pachnął tym kuszącym aromatem, jakby połączeniem jaśminu i mięty, jednak nie mógł się dziwić, skoro miał na sobie wciąż to samo odzienie, jedyne z którym go wysłano do zamku. Tak więc, Chuuya nie miał żadnej osobistej rzeczy, nawet grzebienia. Uważał to za upokarzające, bo ludzie lepiej przywiązywali się do własnych psów. - Uznałem też, że potrzebujesz coś niebieskiego, więc odważyłem się sprowadzić kilka tkanin ze stolicy.

- Dlaczego? - zapytał, bo nie rozumiał jak ta mądra Alfa może być tak uprzejma, skoro powinien dziczeć w jego obecności. Zachowanie szatyna było jednak inne. Przed rują, dotykał go, znajdował czasem bardzo blisko, a teraz odsunął się, nieznacznie, a mimo to rudzielec to zauważył, poczuł. - Coś się stało? - jęknął, unosząc rękawy swojego haori, by sprawdzić czy nie są brudne, czy służba nie przegapiła plam z jego rui.

- Wybacz, śmierdzisz - mruknął. Nie, nie to chciał powiedzieć. Rudzielec pachniał jak leniwy poranek wiosny, późny wieczór święta wiśni. Włosy miał w nieładzie, widocznie przeczesane prędko palcami, by nie plątały się boleśnie. - Każę przygotować ci kąpiel. Księżniczka nie może chodzić brudna w jednym stroju. - Niebieskie spojrzenie wbiło się w jego postać, z intensywnością mierząc jasną skórę, brązowe fale, drobną zmarszczkę, gdy skupiał się na swojej pracy. Palce szatyna zaczęły drżeć lekko i książę westchnął w końcu. - Coś nie tak?

- Ojciec oblewał mnie zimną wodą - powiedział, ściągając na siebie zaskoczone spojrzenie nastolatka. Ten otworzył na moment usta, lecz żadne słowa nie potrafiły wydostać się z gardła Alfy. Dostał raport medyczny Omegi, wiedział więc, że ten przeszedł silne zapalenie płuc i wtedy, te trzy lata wcześniej, gotowy był skreślić go ze spisu, ponieważ obserwował przyrost naturalny Omeg i Alf, był przekonany, że chłopiec tego nie przeżyje, a jednak stał przed nim w dobrym zdrowiu i kondycji.

- Wiesz, że to było targnięcie na twoje życie? - zapytał w końcu. Gdy tylko wiadome było, że syn generała zostanie Omegą, dokonano pierwszego wpisu, podczas pierwszej rui, cesarski lekarz pilnował jej przebiegu, by mieć pewność, że ostatnia z gatunku nie nosi żadnego defektu. Wiadomym już było, że Chuuya przybędzie na cesarski dwór jako narzeczona, a więc to co wciąż słyszał od rudzielca, nie dbanie o jego dobrobyt, niemal celowe zaniedbanie, to umniejszało wartości tego co chłopiec miał nosić w sobie, a więc powinno zmniejszyć miesięczną zapłatę dla jego rodziców za wynajem ciała dziecka. Okrutne stwierdzenie, ale na tym właśnie polegał ich kontrakt do zaślubin. - Cóż - sapnął po chwili - teraz nie musisz się martwić, gdy tu skończę zajmę się twoją higieną. - Miał wrażenie, że czeka go sporo pracy w tej kwestii. - Twoja ruja była nieoczekiwana, ale sądzę, że oszczędziła nam trochę czasu. Dzisiaj przyszły twoje rzeczy.

[BSD] Ostatnia Omega - zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz