Rozdział 6

12 5 0
                                    

Podeszliśmy do stolika, przy którym siedział ,,Pan Nieznajomy''.

Ja pierdole, jaki nieznajomy! Jak to facet z metra! Okej... Na luzie. Powiedz, że poczułeś się gorzej, albo że ten... No... Zostawiłeś kuchenkę na gazie...

Peter by mnie zabił. Okej... Nie no, spokojnie, nie panikujmy gość nawet mnie nie pamięta, bo niby kto by pamiętał typa, który wpadł na ciebie w metrze i któremu musiałeś kupić bilety?

Nie no - totalnie nikt...

Mam przejebane.

Czy czuję się teraz jakby cały świat robił sobie ze mnie żarty i śmiał mi się prosto w twarz?

Tak.

Czy czuję się onieśmielony i zawstydzony?

Tak.

Czy ten chłopak zapomniał o tym całym zamieszaniu w metrze?

Oby.

Jednak nie sądzę, twierdząc, po tym jak na mnie spogląda.

Peter pełny euforii i lekko zestresowany przytulił brata. Obaj cieszyli się jak małe dzieci.

Mają ze sobą naprawdę dobry kontakt, a jest między nimi 4 lata różnicy. Z tego, co opowiadał blondas jego brat zaciągnął się do wojska na 3 roku studiów. W sumie nic dziwnego, że uśmiech nie schodzi im z twarzy.

Nagle ich pełną emocji rozmowę przerwał głos Petera.

- A tak, a to jest Mateo.

Spojrzałem na Petera, a on na mnie, po czym na swojego brata dając mi sygnał, żebym się przywitał. Jednak wyprzedził mnie w tym brunet, wyciągając do mnie rękę.

- Cześć. Jestem Bruno. Peter dużo mi o tobie opowiadał. - jak to opowiadał? Co opowiadał?

- Tak... To ja. Miło cię poznać. - już nie żyję.

Nie chętnie złapałem mężczyznę za rękę, spoglądając na niego, stojącego na przeciwko mnie, który w ogóle nie przejął się tym, że nie chce uścisnąć jego dłoni. No tak czemu ja się tu dziwie. Ponoć Peter mu o mnie opowiadał. Dzięki blondas, że twój brat wie, że jestem zjebany. Co ja mówię! Gość widział jak osiemnastolatek bał się kupić bilet.

Bruno ściska moją rękę. Jego jest dwa razy większa od mojej i ciepła w dotyku, gdy moja jest jak lud. Nie patrzę mu w oczy. Nie mam odwagi, jednak on wręcz przeciwnie. Jego spojrzenie przeszywa mnie na wylot.

Przynieśli nam gorącą czekoladę, którą Bruno wcześniej dla nas zamówił. Chłopaki rozmawiali całą noc. Kiedy zorientowałem się, że brunet mnie nie rozpoznaje, zacząłem opowiadać mu rok z życia Petera, w którym ten nie mógł uczestniczyć. Od czasu do czasu nawet na niego spojrzałem. Miał piękne, ciemne niebieskie oczy. Można było się w nich utopić, jeśli tylko patrzyło by się dłużej. Zupełnie inne niż u Petera. Ciemne, średniej długości, falowane, na pierwszy rzut oka, miękkie włosy. Jego szczęka była bardzo zarysowana. Nie miał zarostu. Nie żebym przeklinał bóstwa, gdyby miał. Trudno było to dostrzec czy był umięśniony, ponieważ miał na sobie szeroką czarną bluzę, ale wiecie... Gość służył w wojsku, więc zaskoczeniem byłoby, gdyby nie był. Jego barki, jak i klatka piersiowa były szerokie. Jakby postawić dwóch Mateo koło siebie. Na dłoniach miał minimalnie widoczne żyły. Okej Mateo skończ mu się przyglądać, bo pewnie pomyśli, że jesteś jakiś nienormalny o ile już tak o tobie nie twierdzi.

- Mateo?

- Tak?

- Myślałem, że mnie rozpoznasz, ale jednak się myliłem.

- Nie rozumiem... - doskonale wiedziałem o co mu chodzi. Czułem większą frustrację niż przedtem. Cały wieczór wiedział, że to ja, a nic nie powiedział.

- Wpadłeś na mnie w metrze... Pamiętasz?

Właśnie w tym momencie poczułem się największym przegrywem życia.

Tata, planuj mój pogrzeb.

Spuściłem głowę w dół, aby ominąć spojrzenie bruneta.

- A, no... To... Ja... Przepraszam za to. - nerwowo chwyciłem kubek z gorącą czekoladą.

- Nie, nic nie szkodzi. - uśmiechnął się.

- Po co byłeś w metrze? Gdzie jechałeś? - zapytał Peter.

- Byłem po prezent dla ciebie. - chłopak zaczął drapać się po tyle głowy. - Tak wiem, że trochę spóźniony, ale nie miałem jak ani gdzie go kupić. Jednak wypadł mi gdzieś z kieszeni i nie mogłem go nigdzie znaleźć. Przepraszam. Tak wiem to głupie, ale...

- Przestań. Wystarczy, że tu jesteś. To za tobą się stęskniłem. - tu przerwał mu blondas.

- Czekaj... - spojrzałem prosto w oczy brunetowi, który mocno się zdziwił. - Czy to przypadkiem nie było małe czarne pudełeczko?

- Tak?

- Oh, to wypadło ci jak nie chcący na ciebie wpadłem. Jednak byłem zestresowa... Znaczy śpieszyłem się i totalnie wypadło mi to z głowy. Bardzo przepraszam. Poczekajcie chwilę, mam je w kurtce.

Podszedłem do frontowych drzwi, przy których na wieszaku wisiały nasze kurtki. Spoglądałem na braci, którzy rozmawiali ze sobą.


Kiedy wróciłem na moim miejscu siedział szary kot. Pogłaskałem go i podałem prezent Bruno. Był to czarny, markowy zegarek. Peterowi bardzo się spodobał i przytulił brata. Był to na prawdę wyjątkowy widok. Po tak długim czasie wciąż mieli ze sobą tak dobry kontakt. Cieszyłem się szczęściem przyjaciela, ale jednocześnie ogarnął mnie smutek. Nie wiedzieć czemu, zacząłem spoglądać na innych ludzi, którzy rozmawiali uśmiechając się do siebie. A potem na koty, które bawiły się ze sobą. Poczułem się samotny, chociaż na moich kolanach siedział gruby, mięciutki kot.

Było już późno. Około dwunastej w nocy. Spędzona tu godzina minęła niespodziewanie szybko.

- Mateo, wszystko w porządku? Masz czerwone oczy. Czy ty cały dzień chodziłeś w soczewkach? - zapytał Peter.

- A tak, totalnie o nich zapomniałem.

- Nosisz soczewki? - wtrącił brunet, podpierając głowę ręką.

- Tak, no niestety.

- Jest całkowicie bez nich ślepy. - dodał blondas.

- To prawda? - brunet ponownie spojrzał na mnie.

- To znaczy, jeśli literki są małe, to faktycznie nie mogę ich przeczytać, a poza tym jest dobrze. Peter ma bujną wyobraźnię.

- Tu akurat się z tobą zgodzę. - szybko odpowiedział Bruno.

- Ej, okej widzę co się dzieje. Zabraniam się wam więcej spotykać. - powiedział Peter z uśmiechem na twarzy.

Zaśmiałem się i poszedłem do łazienki ściągnąć soczewki.

Po chwili wróciłem z załzawionymi oczami i okrągłymi okularami w cienkiej, złotej oprawcę. Peter poszedł zapłacić, a Bruno dopijał swoją czekoladę. Nie za bardzo wiedziałem co powiedzieć, gdy zostałem sam na sam z brunetem.

- Wyglądasz na prawdę uroczo w tych okularach.

Na te słowa momentalnie obróciłem się w stronę Bruno.

Dziwne - zapamiętałem, że siedział dalej niż teraz. A może tak mi się tylko wydaję?

Spojrzałem mu prosto w oczy jednak przez mgłę, ponieważ moje, wciąż były załzawione i szczypały, tak jakby ktoś posypał je solą.

- To co idziemy? Jest już późno. - powiedział Peter, który właśnie przyszedł.

***

Wróciłem do domu i położyłem się na łóżku.

Jak dla mnie - za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Jestem wymęczony, ale jednocześnie szczęśliwy. Uwielbiam spędzać czas z tatą i Sofii. Nie wspominając już o nocnym wypadzie z moimi przyjaciółmi. Oraz niespodziance wieczoru, którym był Bruno. Polubiłem go. Wydaję się, że on mnie też.

Rianbow White RosesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz