45. Noemi O'Kelly

495 38 8
                                    

Po randce w mieszkaniu Frosty'ego przyszła kolej na parę kolejnych. Jedliśmy w kilku różnych – raz lepszych innym razem gorszych - restauracjach a także chodziliśmy po miasteczku rozkoszując się widokami i narzekając na mróz. Raz spotkaliśmy się z Alesio – kolego Frosty'ego z pracy – i jego przemiłą dziewczyną. Poszliśmy do jedynego baru w Winter City gdzie odbywał się wieczór karaoke. Chociaż nikt z nas nie śpiewał, świetnie się bawiliśmy.

Poczułam się częścią jego życia w sposób zarezerwowany dla dziewczyny. Nie dość, że poznałam jego przyjaciół, to jeszcze coraz lepiej poznawałam jego. Jak zachowuje się w towarzystwie bliskich mu ludzi, jak siedzi w zatłoczonym barze, jak popija wodę z cytryną, aby po wszystkim odwieźć mnie do hotelu Knuta który – delikatnie mówiąc – nie był zadowolony z naszego związku.

Nie miałam pojęcia, skąd się o nas dowiedział. Może dotarły do niego plotki z miasteczka, może przyłapał Frosty'ego wychodzącego z mojego pokoju po maratonie świątecznych klasyków, a może powiedział mu to aniołek.

Pewnego dnia wparował do mojego pokoju bez pukania, a co za tym idzie ostrzeżenia. Stanął w progu, nie zawracając sobie głowy zamykaniem drzwi.

— Ty i Frosty Evans — warknął bez sensownie.

Przymknęłam laptopa, którego trzymałam na kolanach. Poprawiłam się na kanapie.

— Co w związku z tym?

— Spotykacie się? — Zdążyłam jedynie zmrużyć oczy, a on już wziął to za potwierdzenie. — Ty i Frosty Evans. Nie ma nikogo lepszego? Kogoś na twoim poziomie? —. Pogarda, którą ozdobił każde słowo obrzydzała nawet mnie - królową arogancji.

— Czemu tak bardzo go nie lubisz? — Tylko cudem powstrzymałam wybuch złości. Skupiłam się na faktach, żeby nie zacząć wrzeszczeć i ujadać. Wychowali nas ci sami ludzie, dorastaliśmy w tym samym domu... Jeśli Knut gardził Frosty'm ze względu na pozycję społeczną jak to o nas świadczyło jako o rodzinie O'Kellych?

— Nie lubię? — zdziwił się, jakbym faktycznie powiedziała coś abstrakcyjnego. – Tu nie chodzi o to.

— A o co?

O to, że widział twój upadek – powoli zaczynałam żałować, że zabrakło mi odwagi i nie wypowiedziałam tego zdania na głos.

Knut wreszcie zamknął drzwi. Odizolowany od ludzi kręcących się po korytarzu czuł się pewniej, co dodało mu wiatru w żagle. Irytacja, która dotychczas odmalowywała się na jego twarzy, zmieniła się w niczym nieskrepowaną złość. To dziwne – pomyślałam. Dotychczas nie interesował się moimi związkami. Nie poznał żadnego z moich chłopaków, ponieważ zawsze się od tego wykręcał. Nie mam teraz czasu Noemi. Zadzwoń jeśli wasz związek przetrwa dłużej niż pół roku.

— Pomyślałaś, jak tata na to zareaguje?

Kompletnie zbił mnie z tropu. Sądziłam, że nie lubi Frosty'ego, bo nie zna się na ludziach i jest uprzedzony, ale to... Miał konkretny niezrozumiały dla mnie powód, żeby się go czepiać.

— A jemu co do tego? — nie ukrywałam swojego zagubienia. Tata, a i owszem poznawał moich chłopaków - pewnie częściej niż było to konieczne - ale nigdy nie oceniał ich w tak prymitywny sposób. Dla niego nie liczyło się kto gdzie i ile zarabia, a domyślałam się, że Knutowi chodzi właśnie o to. O dysproporcję na kontach rodziny O'Kelly i Evansów.

— Miałaś przyjechać do Winter City, aby coś zrozumieć i zmienić a ty...

Potem padło wiele bolesnych słów o mojej rzekomej głupocie bezradności naiwności i – to drażniło mnie najbardziej – o Frosty'm i Winter City. On stąd nie wyjedzie, ale dla ciebie to nie problem prawda Noemi? Ty lubisz rzucać wszystko dla facetów.

Upchałam ten niewątpliwy fakt w kąt świadomości. Powoli zaczynała do mnie docierać absurdalność całej tej sytuacji. Knut wrzeszczał w moim pokoju, narzekając na Frosty'ego, który kilka godzin wcześniej leżał na mojej kanapie, przyciskając mnie do swojego torsu.

— Jak zareagowali wasi rodzice na tę akcję z Knutem? — wypalił bez ostrzeżenia. Bawił się moimi włosami, kompletnie ignorując film.

— Nie powiedziałam im. — Byłam zmęczona próbami do jasełek, które trwały kilka godzin. Nie miałam siły wdawać się w wymijające prowadzące donikąd dyskusję.

Frosty poruszył się pode mną wyraźnie zaniepokojony moimi słowami. Przewrócił mnie na plecy. Zawisnął nade mną, co w innych okolicznościach mogłoby stanowić wstęp do czegoś lepszego i tak mi potrzebnego. Odgarnął mi włosy z twarzy.

— To nie dobrze.

Przez chwile przyglądałam się jego ustom. Jeszcze się nie całowaliśmy a ja bardzo – bardzo, bardzo, bardzo – tego chciałam. Usychałam z pragnienia, którego on zdawał się nie dostrzegać, a nawet nie odczuwać. Gdyby to ode mnie zależało, już dawno pracowalibyśmy nad potomstwem, ale on... On to kompletnie inna bajka. Ciekawa i piękna, ale też powolna rządząca się własnymi zasadami i ostrożna.

Nie miałam pojęcia, dlaczego tak bardzo wszystko spowalniał. Powoli zaczynało mnie to irytować. Potrzebowałam czegoś więcej niż buziaczki w policzek i niewinne przytulasy na kanapie. Nie miałam osiemdziesięciu lat.

— To za duża odpowiedzialność — kontynuował swoją wypowiedź, w której ani słowem nie poruszał tematu pocałunków seksu czy też czegoś podobnego. — Powinnaś komuś o tym powiedzieć.

— Jest okej, daje sobie rade — mruknęłam. Spróbowałam obrócić się w jego ramionach tak, aby położyć się twarzą w stronę telewizora. Bridget Jones właśnie przezywała kolejne ze swoich załamań. — Naprawdę Frosty — dodałam, widząc jego opór.

Inna ja – to znaczy inna ja przy innym mężczyźnie – spróbowałaby przekuć tę sytuację na swoją całuśną korzyść. Złapałaby go za sweter, przyciągnęła do siebie i... Inna ja i inny mężczyzna. Przy Frosty'm to nie miało racji bytu.

Frosty nie lubił kiedy go poganiałam. Gdy starałam się zwiększyć tępo, on z premedytacją je zwalniał, śmiejąc mi się prosto w twarz.

Daję sobie rade – wątpiłam, że mi w to uwierzył, bo tak naprawdę sama w to nie wierzyłam. Ból Knuta był zbyt duży i obezwładniający. Zwykły człowiek nie mógł go ogarnąć. Co zrobić? Jak mu pomóc? – te pytania wciąż pojawiały się w mojej głowie. Im częściej je sobie zadawałam, tym wyraźniej widziałam, że odpowiedź jest tylko jedna – powiedzieć rodzicom.

Nie chodziło o zrzucenie z siebie problemu lub – tak jak twierdził Frosty – odpowiedzialności. Na szali leżało życie Knuta jego zdrowie psychiczne i... Tak naprawdę wszystko. Cały on.

Tata – w tym samym dniu, w którym zesłał mnie na wygnanie – obiecał, że wraz z mamą i Zoe przylecą do Winter City na Boże Narodzenie. Mieliśmy spędzić radosne święta w rodzinnym hotelu z ich idealnym podnoszącym się z żałoby synem i razem wrócić do Las Vegas. Piękna idea, która z biegiem czasu stawała się coraz mniej prawdziwa i realna. Obrosła pleśnią i zaczęła gnić. Bo gwiazdka nie będzie już tak szczęśliwa jak im się wydawało. Bo Knut nie jest tak doskonały i bardziej się pogrąża, niż podnosi. Bo nie byłam już taka pewna czy aby na pewno chcę wracać.

Cynamon i wanilia [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now