Amarth oddałaby wszystkie swoje moce, gdyby tylko wiedziała, że to pomoże Thorinowi. One powodowały u niej ból, sprawiały, że wymagała od siebie o wiele więcej, niż powinna. Nie był to pierwszy raz, kiedy marzyła o byciu zwykłą elfką, biegającą beztrosko po lasach, czczącą Valarów, wychowującą swoje pociechy z dała od zgiełku, cienia i wojny.
Mogłaby wziąć głupi ślub z Legolasem, zostać jego królową, gdyby Thranduil zdecydował się odpłynąć na Zachód, urodziłaby mu pięknych, jasnowłosych synów. Nazwałaby ich na cześć swojego ojca i dziada. Może któregoś dnia wspólnie opuściliby Śródziemie, powierzając władzę nad Eryn Galen swoim dzieciom. Życie nie byłoby takie gorzkie, a ona zasmakowałaby wreszcie prawdziwego szczęścia. Tak je sobie wyobrażała.
Idealna rzeczywistość wydawała się kusząca. Amarth niejednokrotnie wyciągała ręce w kierunku nieskazitelnych świateł, które od niej biły, lecz one gasły równie szybko, jak się pojawiały. Pozostawiały po sobie wyłącznie ból niespełnionych marzeń i pragnień.
Wracał mrok.
Obowiązek.
A miłość była jego śmiercią.
Amarth od zawsze o tym wiedziała.
Czy kochała Thorina? Oczywiście, że tak, ale było to uczucie, które nie wymagało od niej żadnego wysiłku. Przyszło z czasem, gdy zaczęła patrzeć na niego jak na kogoś, kogo powinna prowadzić przez życie. Potrzebował jej. Aż do teraz.
— Lady Amarth, czy ty płaczesz? — Uniosła głowę znad swoich kolan, które miała przyciągnięte do piersi. Obejmowała je ramionami, przyciśnięta do chłodnej ściany ciemnego korytarza. Bilbo przyglądał jej się zatroskany, podchodząc do niej niepewnie.
— Tak, drogi Bilbo — odparła zrezygnowana przez łzy. Bez względu na to, jak bardzo pragnęła je ukryć przed światem, nie potrafiła tego zrobić. Nie miała nawet bladego pojęcia o tym, jak długo tutaj tkwiła. Oczy na pewno miała spuchnięte, policzki zaczerwienione, a poplątane włosy tworzyły kokon wokół jej drobnej twarzy. — Płaczę — przyznała zgorzkniała. — Thorin przepadł, ja zawiodłam — zaczęła wymieniać, czując kłucie w sercu, które stopniowo odbierało jej zdolność mowy. — Nie wrócę na Zachód, bo boję się, że Mandos mi już nie przebaczy tak wielkiej pomyłki... do Mrocznej Puszczy też nie mam już wstępu, zresztą, to ostatnie miejsce, w którym chciałabym się teraz znaleźć. Może odwiedzę Shire, co? — zapytała przyjaciela ironicznym tonem. — Drinie przyda się darmowa niańka.
— Zawsze jesteś mile widziana w naszym kraju — rzekł Bilbo. — Ale kiedy indziej poznamy małą Elemmírë... albo Fenrysa.— Hobbit obdarzył ją serdecznym uśmiechem i wyciągnął z kieszeni Arcyklejnot. Amarth wzdrygnęła się. Ten kamień odebrał jej już zbyt wiele. I zamierzał odebrać znacznie więcej. — Ten klejnot to nasza jedyna nadzieja — mówił, obracając swoją zdobycz między palcami. — Nie chcę, żeby myśli o nim nadal męczyły Thorina. Nie chcę, żeby wywołał wojnę, której nie wygra. I nie chcę, żebyś się smuciła. Każdy powinien ponosić odpowiedzialność za swoje czyny. To, co dzieje się teraz z naszym przyjacielem... nie jest twoją winą i nigdy nie było.
CZYTASZ
AMARTH ♕ HOBBIT + LOTR ( LEGOLAS ) ✔
Fanfiction❝Z PRZEZNACZENIEM SIĘ NIE WALCZY.❞ AMARTH OD ZAWSZE TOWARZYSZYŁ CIEŃ TAJEMNICY. Samotność z biegiem lat stała się jej przekleństwem i błogosławieństwem. Oczy wędrownej elfki w pewnym momencie zaczęły się zwracać ku Zachodowi. Pragnęła zaznać spokoju...