Rozdział 35

12.9K 398 8
                                    

Złapałem ją w ostatnim momencie. Tak cudownie było znowu trzymać ją w ramionach. Posadziłem dopiero na krześle jak odzyskała przytomność. Spojrzała na mnie tymi pięknymi czarnymi oczami.

- To on. - wyszeptała cichutko, a ja zmarszczyłem brwi.

- Kto i co?

- Javier. Javier Diaz. - znowu wyszeptała, a jak usłyszałem to nazwisko, to się we mnie zagotowało

- Co z nim Skarbie?

- To on. To on dziewięć lat temu zlecił mój gwałt i zastraszenie. - to tych słowach rozpłakała się, a ja wziąłem ją oszołomiony na ręce i ruszyłem do sypialni. Zwróciłem się jeszcze do przyjaciela.

- Przywieź swoją żonę. Ktoś musi z nią zostać. - pokiwał głową i wyszedł zaraz za nami.

Zaniosłem ją do łazienki, postawiłem na podłodze i rozebrałem nas oboje. Znowu wziąłem ją na ręce i wszedłem pod prysznic. Gdy pierwsze krople spłynęły na nasze ciała, czułem, jak się spina, chyba dopiero teraz wróciła myślami do mnie.

- Lucas.

- Ćsii mała. Jestem obok. - Przytuliłem ją do siebie. Zabrałem się po chwili za mycie jej ciała. Nabrałem płynu na gąbkę i zacząłem rozprowadzać go po jej miękkim ciele. Odwróciłem ją do siebie przodem i dalej myłem jej plecy. Patrzyliśmy sobie w oczy i wtedy nie wytrzymałem. Przywarłem ustami do jej ust. Tak bardzo mi jej brakowało. Podniosłem ją, a ona natychmiast owinęła nogi, wokół mojego pasa. Przycisnąłem jej ciało do ściany i błądziłem dłońmi po nim. Sama nie została mi dłużna. Poczułem paznokcie na plecach, więc oderwałem się na chwilę, od Layli.

- Mała nie chce robić nic wbrew Tobie.

- Tak bardzo tęskniłam za Tobą Lucas.

- Jesteś pewna, że tego chcesz?

- Tak. Kochaj się ze mną Lucas.

Spełniłem jej rozkaz i wszedłem po sam koniec w nią. Wydała z siebie cichy jęk przyjemności. O tak malutka, też mi się podoba.

Zacząłem się poruszać, cały czas nie przerywając pocałunku. Wyszedłem z pod prysznica z nią owiniętą wokół mnie i położyłem się z nią na łóżku. Dopiero teraz zacząłem się szybciej i mocniej poruszać.

- Tak bardzo mi Ciebie brakowało. - wyszeptałem, po przerwanym pocałunku, patrząc jej głęboko w oczy. - Przepraszam Kochanie. - uśmiechnęła się delikatnie.  - Odpowie za to, obiecuje.
Przyspieszyłem jeszcze bardziej, znowu całując ją głęboko i brutalnie. Chłonąłem jak gąbka, wszystko co mi chciała dać, a dawała mi wiele. Oboje zaczęliśmy pędzić po spełnienie. Wbijałem się w nią, a ona wychodziła mi naprzeciw.

- Lucas. Tak!

- Layla!

Opadłem obok niej i przyciągnąłem do siebie.

- Co teraz będzie?

- Wymyślę coś. Odpowie za wszystko. Obiecuje. Muszę się czegoś dowiedzieć. Gdy będę miał wystarczająco dowodów, to go zabiję.

- Ja Chcę to zrobić. Tak samo jak Bianka zabiła swojego.

- Nie. Nie będę Cię narażał i koniec dyskusji.

- Lucas. My nawet nie zaczęliśmy dyskutować. Chcę wyrównać rachunki i być spokojna. Proszę.

- Dobrze. Jeśli już go dorwę i dalej tego będziesz chciała, to się zgadzam.

- Dziękuję. To wiele dla mnie znaczy. – pocałowała mnie w usta. Oddałem pocałunek, a ona położyła głowę na mojej klatce piersiowej. Wtuliła się we mnie, a po chwili słyszałem jej spokojny oddech. Usnęła. Cudownie mogłem ją zostawić. Zaraz przyjedzie moja siostra, więc nie będę się martwił. Będę mógł na spokojnie znaleźć rozwiązanie. Wiedziałem jedno, że to bydle będzie zdychać.

Ubrałem na szybko czarną koszulę z odpiętymi guzikami, buty i beżowe spodnie. Właśnie otworzyłem drzwi i w progu zauważyłem Libi. Wyszedłem na korytarz i zamknąłem cicho za nami drzwi.

- Co z nią?

- Lepiej. – uśmiechnąłem się. – Posiedź z nią proszę. Muszę to ogarnąć.

- Wyglądasz strasznie.

- Dzięki siostra. – zaśmiałem się.

- Chodziło mi, że wyglądasz na zmęczonego. – uśmiechnęła się delikatnie. To była nasza pierwsza, dłuższa rozmowa od mojego rzekomego zmartwychwstania.

- Bo jestem, ale muszę to wszystko w końcu wyjaśnić. Mam dość tych jebanych niedomówień. Uważaj proszę na nią. Muszę iść.

- Ty na siebie braciszku. Pamiętaj, że pomimo jakim jesteś głupkiem i tak Cię kocham.

- Ja Ciebie też skrzacie.

Ruszyłem do Sali konferencyjnej. Czekał już w niej Ethan, Nathan, ojciec, Vito. Ostatniego, akurat polubiłem i obdarzyłem ogromnym zaufaniem. Połączymy się z Ignazio, jego prawą ręką Vincentem i z moim teściem. Nie witając się nawet usiadłem na swoim miejscu i włączyłem rozmowę na kamerce. Zobaczyliśmy się wszyscy po chwili. Stary Santini siedział przy biurku, koło niego stał Vini, a Ignazio chodził w kółko.

- Co jest Lucas? – odezwał się Luciano.

- Javier Diaz. To jest kurwa. Mówi wam to coś?

- Czego ta kanalia znowu chce od mojej siosty?!

- Jak to znowu? – zmarszczyłem brwi.

- Przepraszam, a ty myślałeś, że nie wiedzieliśmy kto zlecił gwałt?

- Kurwa i nic nie zrobiliście?

- Jaja sobie robisz Evans? Nie mamy takiej władzy. On jest szefem, a ja pod szefem. Po za tym nie mieliśmy dowodów.

- Kurwa mać.! – wstałem z miejsca i podszedłem do okna. Miałem ochotę coś rozwalić.

- Skąd się dowiedziałeś? – znowu usłyszałem głos teścia.

- Twoja mądra Córeczka chciała się zabawić i kogoś zabić, albo po torturować. Oczywiście nie umiem jej odmówić, to pozwoliłem jej wyciągnąć coś z Cartera. Udało jej się. Tylko jest za sprytna i nie udało mu się zrzucić na Grabowskiego. Połączyła kropki i stwierdził, że go ostrzegali przed nią. Ramirez i Diaz. Zajebie skurwieli!

- Uspokój się synu, tak jej nie pomożesz.

- Serio? - spojrzałem na niego wrogo.

- Lucas wiem. Musisz zachować spokój. Nie masz innego wyjścia. Dopadniemy ich.

Nie doszliśmy do żadnego planu, ale zaczną przeszukiwać bazy i pytać ludzi, żeby mieć jakieś dowody, tak samo jak my. Nic innego nie mogłem na razie zrobić. Nalałem sobie alkoholu i wypiłem jednym haustem. Sam nie wiedziałem co już mam robić.


Dni mijały, a my dalej nic nie mieliśmy. Chociaż nasza relacja wróciła do normy. Dzisiaj Layla z Libi i ochroniarzami miały jechać na zakupy. Miałem czas, żeby popracować. Właśnie usłyszałem pukanie i drzwi się otworzyły.
- Jedziemy skarbie. Niedługo będziemy. – żona podeszła do mnie i pocałowała delikatnie.

- Uważaj na siebie. Kocham Cię.

- Ja Ciebie też wariacie.

Przez cały ten czas nosiła i swój ukochany łańcuszek, ale też obrączkę. Cieszyło mnie niezmiernie.

Layla.

Od dawna nie wyszłyśmy nigdzie z Libi.

- Layla. Muszę Ci coś powiedzieć.

- Co się stało? – spojrzałam na nią. Wyglądała na zmieszaną.

- Jestem w ciąży.

- Co? To cudownie. Jezu.

- Serio?

- Oczywiście. Nie cieszysz się?

- Cholernie się cieszę. Bałam się, że ty nie będziesz się cieszyła.

- Zwariowałaś? Bardzo się cieszę.
Zresztą dnia spędziłyśmy na zakupach.

Lucas.

Właśnie siedziałem na spotkaniu, a mój telefon od jakiegoś czasu non stop dzwonił. Spojrzałem na ekran. Vito. Co jest kurwa?

- Co jest? Nie mogę teraz gadać.

- Wysłałem lokalizację. Przyjedź szefie – jego głos był ledwie słyszalny. Przeszły mnie ciarki.

- Vito? Vito, kurwa co się dzieje? – biegłem do samochodu, a Chłopaki za mną.

- Zabrali ją. – nic więcej nie słyszałem, połączenie zostało przerwane.
Znalazłem lokalizację i pędziłem jak wariat. Z daleka widziałem już płonący samochód. Kurwa. Przyspieszyłem jeszcze bardziej. Vito był już na zewnątrz, razem z moją siostrą. Oboje byli nieprzytomni. Chłopaki zajęli się jeszcze jednym ochroniarzem, a ja zacząłem szukać mojej żony. Nigdzie jej nie było. Zacząłem dosłownie panikować i wszystko się we mnie ścisnęło. Podbiegłem do siostry, która była już w ramionach Ethana.

- Zabierz ją.

- Gdzie Layla?

- Nie wiem przyjacielu. – tak mocno ściskałem szczękę, że mogły mi pęknąć zęby. Ukucnąłem przy ochroniarzu mojej żony. Odzyskał na chwilę przytomność.

- Vito. Gdzie Layla?

- Nie wiem szefie. Zajechali nam drogę. Porwali ją.

- Kto?

- Na pewno nie byli nikim od nas. Wyskoczyłem z samochodu, ale dostałem. Próbowałem ją odzyskać. Zawiodłem. Przepraszam szefie.

- Nie zawiodłeś Vito.

- Porwali ją, po tylu latach mojej służby, porwali ją. – głos mu się załamał, a ja miałem ochotę płakać kurwa mać z nim.

- Znajdę ją, choćbym miał ją szukać wiecznie.








Bound by promise.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz