Pierwszy

3K 147 34
                                    


Większość zaproszonych na przyjęcie panien, naprawdę włożyło ogrom pracy w przygotowania. Piękne suknie i wymyślne fryzury przyciągały uwagę, i sprawiały, że nawet najmniej urodziwe damy, wyglądały dziś przystępnie.

Draco - podobnie jak jego towarzysze - zmuszał się do przyjemnych uśmiechów i starał się nie krzywić, gdy ściskał spocone dłonie innych, przybyłych na przyjęcie mężczyzn.

- Oto ona - Blasie westchnął cicho, po czym poprawił krawat.

Gabrielle Delacour weszła do dworu w towarzystwie jakiejś innej francuskiej dziewczyny. Wyglądała przepięknie w srebrnej, połyskliwej sukni.

- Do boju byku! - Hector zachęcająco poklepał Zabiniego po ramieniu.

Blaise wziął kolejny oddech, po czym dumnie unosząc głowę ruszył przed siebie - by powitać Gabrielle i zaproponować jej wprowadzenie do sali balowej.

Pozostali mężczyźni zacisnęli kciuki. Jednak zupełnie niepotrzebnie. Piękna panna Delacour rozjaśniła się na widok idącego w jej stronę mężczyzny i z widoczną przyjemnością ujęła jego ramię, by mogli razem wyruszyć dalej.

- Jeden trafiony i zatopiony - zażartował Marcus.

- Szczęściarz - skrzywił się Theo. - Oby i nam się poszczęściło! Jak myślisz, Hector?

Draco spojrzał na kuzyna, który o dziwo - nie odpowiedział. Powiódł spojrzeniem do miejsca, w które - jego zdaniem - Rosier wpatrywał się niczym oniemiały.

Gdy jego wzrok padł na kobietę, właśnie wprowadzoną do jego dworu, miał wrażenie, że świat dookoła na chwilę się zatrzymał. Co ona u diabła w ogóle tu robiła? Czyżby naprawdę została zaproszona?

Ledwo powstrzymał przekleństwo. Doskonale wiedział, że po wojnie poznała się lepiej z jego matką, ale nie sądził, że jeszcze kiedykolwiek dobrowolnie przekroczy próg tego domu.

Miała na sobie długą, bordową suknię, która pięknie współgrała z jej karnacją i sprawiała, że z jej na wpół podpiętych loków wydobywały się złoto miedziane refleksy. Mimo, że usilnie próbował temu zaprzeczyć, pracując z nią w ministerstwie, nie mógł nie zauważyć, że Hermiona Granger wyrosła na atrakcyjną kobietę. Po zerwaniu jej zaręczyn z Weasleyem przed trzema laty, szybko znalazła się na liście najbardziej pożądanych kobiet w całym ministerstwie. To było doprawdy dziwne, że wciąż nie znalazła tego jedynego, chociaż wszyscy jej przyjaciele - poza Lovegood i Longbottomem, z którymi dziś tu przyszła, zostali już zaobrączkowani.

- Kto to u licha jest? - zapytał napiętym szeptem Hector.

Draco otrząsnął się z własnych rozmyślań i spojrzał na kuzyna, który wyglądał jakby poraziło go zaklęcie odrętwiające.

- O którą pytasz? - zainteresował się Marcus. - Blondynka czy ta z lokami?

Draco zacisnął lekko kciuki. Obie panie trzymały pod rękę, wyraźnie zdenerwowanego Longbottoma. Przez kilka sekund prosił w głowie wszelkie bóstwa o jakich słyszał, by jego kuzyn wybrał Lovegood. To nie mogła być Granger...

- Ta oszałamiająca piękność w bordowej sukni - głos Hectora był dziwnie zachrypnięty.

- To Hermiona Granger - wyjaśnił mu Theodore. - Jest naszą bohaterką wojenną.

- Słyszałem o niej - przyznał Rosier. - Ale nigdy nie sądziłem, że jest taka powalająca!

Draco znów spojrzał na Granger. Cholera! Naprawdę taka właśnie była... To nie mogło się dziać naprawdę.

- Ktoś z was musi mi ją przedstawić i to szybko! - Hector szturchnął Draco ramieniem.

- Na mnie nie licz - blondyn skrzywił się do niego. - Ona ledwo odpowiada na moje powitanie, gdy mijamy się w pracy.

Hector wyglądał na rozczarowanego.

- Theodore ją dobrze zna - wtrącił Marcus. - Pracują razem w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów.

- Tak? - Hector spojrzał na Notta z taką nadzieją, że Draco zrobiło się od tego niedobrze.

- Jasne, nie ma problemu. Hermiona to świetna dziewczyna - Nott uśmiechnął się do Rosiera. - Jestem pewien, że cię polubi. Nie przyznawaj się tylko na wstępie, że jesteś spokrewniony z Draco, by nie zepsuć dobrego wrażenia.

Theo wyszczerzył się do przyjaciela ponad ramieniem jego kuzyna.

- Chodźmy zatem, nim ktoś mi ją zwinie prosto sprzed nosa! - poprosił Hector, niepotrzebnie wygładzając przód swojej idealnej szaty i biorąc kilka uspokajających oddechów.

Nott ledwo dusząc swój chichot, ruszył wraz z Amerykaninem, by móc przedstawić go Granger.

Draco znów zacisnął kciuki i wzniósł nowe młody. Merlinie! Niech ona nie będzie nim zainteresowana! To nie mogło się wydarzyć!

Niestety spojrzenie Granger rozjaśniło się w podobny sposób, jak wcześniej oczy Delacour na widok Zabba.

Wszystko przepadło...!

Draco zacisnął szczękę i odwrócił spojrzenie, by nie widzieć, jak Granger puszczała Longbottoma, aby ująć pod ramię jego kuzyna, który gapił się na nią z nieomal szczeniackim zachwytem.

- Wyglądasz, jakbyś połknął garść jaj bahanek - zauważył drwiąco Marcus.

- Dziwisz się? - spytał cierpko Draco.

- Wcale. Twój kuzyn właśnie zakochał się na zabój w twojej szkolnej nemezis.

- Zakochał? - Draco, aż lekko zadrżał. - Wypluj te słowa! Dopiero co ją poznał. Nic może z tego nie wyjść...

- Nie żebym interesował się facetami - podkreślił Marcus. - Ale naprawdę nie wyobrażam sobie zbyt wielu kobiet, które by nie uległy urokowi Hectora. To świetny koleś.

- Wiem - Draco warknął, zły na siebie za to, że nie może poskromić swoich emocji. Pieprzona Granger! Dlaczego zawsze musiała wszystko zepsuć?

Od lat poruszała się po obrzeżach jego świata, chyba tylko po to, by mącić jego spokój!

- Cześć Draco.

Podskoczył lekko na dźwięk tego głosu. Odwrócił się w stronę uśmiechającej się niepewnie Astorii. Nawet nie zauważył, jak ona i jej siostra weszły do dworu. Kątem oka spojrzał na Marcusa, który właśnie witał się z Daphne, serwując jej swój najbardziej czarujący uśmiech.

- Dobry wieczór Astorio - odpowiedział, samemu siląc się na uniesienie kącików ust. Powinien lepiej się skoncentrować, zamiast wciąż roztrząsać w myślach sprawę Granger.

- Ładny wieczór na bal - zagaiła niepewnie Astoria.

- Jak najbardziej - odpowiedział sztywno. - Czy zrobisz mi ten zaszczyt i pozwolisz mi sobie w nim asystować?

Oczy Astorii zabłysnęły czystym szczęściem. Powinno mu to zaimponować, jednak jakoś nie czuł się w nastroju. Zaoferował jej swoje ramię, a panna Greengrass ujęła je z promiennym uśmiechem. Wszystko wskazywało na to, że ten wieczór miał być jeszcze bardziej nieudany niż Draco początkowo się tego spodziewał.

Starał się na nich nie patrzeć, ale nie wiedział czy to bordowa suknia Granger, czy fakt że nawet z połowy sali widział, jak jego kuzyn jest nią oczarowany, sprawiał, że jego wzrok raz po raz uciekał w ich stronę.

Granger właśnie śmiała się z czegoś, co Hector powiedział, kładąc dłoń na jego przedramieniu. Wyglądali razem idealnie.

- Trzymasz się jakoś? - zapytał Theodore, podchodząc do niego i wręczając mu szklaneczkę whisky.

- Co masz na myśli? - Draco rzucił przyjacielowi krzywe spojrzenie.

- To, że ze wszystkich wolnych kobiet w naszym kraju, twój kuzyn musiał wybrać akurat tę, której ty nigdy nie mogłeś mieć - Nott uśmiechnął się do niego łagodnie.

Draco prawie zmiażdżył sobie zęby ze wściekłości.

- Dla twojej informacji stary, mogę mieć każdą kobietę jakiej zechce! Co nie zmienia faktu, że nigdy ani w tym, ani w żadnym innym moim życiu, nie zechciałbym Hermiony Granger!

- Doprawdy? - Theodore zmrużył oczy, przyglądając mu się z uwagą. - A wiesz, że jest jedyną kobietą, o której przez te wszystkie lata zawsze wszystko wiesz? Nie myśl, że nie zauważyłem, jak śledzisz każdy zapisek na jej temat jaki tylko pojawia się w prasie.

- Bzdura! - zaperzył się Draco. - Po prostu czytam gazety! Nie moja wina, że ciągle w nich o niej piszą!

- Jaką suknię ma na sobie Granger?

- Co? - Draco spojrzał na przyjaciela niczym na wariata.

Theodore złapał go za ramię.

- Nie rozglądaj się, tylko odpowiedź. Jaką suknię ma dziś na sobie Granger?

- Bordową - znów warknął. - Jak na prawdziwą księżniczkę pieprzonego Gryffindoru przystało!

Theodore uśmiechnął się z zadowoleniem.

- A jaką suknie ma na sobie Astoria?

- Do czego ty do cholery pijesz? - zdenerwował się już nie na żarty Draco.

- Zadaję ci proste pytania. Znasz odpowiedź czy nie?

Draco chciał odwrócić głowę, ale Theodore znów położył mu dłoń na ramieniu.

- Nie rozglądaj się, powiedziałem. Przywołaj obraz z pamięci.

Draco miał pierwszy raz w życiu miał ochotę, by uderzyć swojego przyjaciela prosto w twarz.

- Nie prowadzę dalej tej rozmowy! - sarknął.

- W porządku, mogłeś przeoczyć Astorię, choć tańczyłeś z nią dwa razy i rozmawiałaś z jakąś godzinę. W takim wypadku powiedz mi jaki jest kolor sukni Pansy, z którą też dziś tańczyłeś. Albo może Lovegood? Weszła przecież w tym samym czasie, co Granger. Niech no, będę już łaskawy! Jaką suknie ma dziś na sobie twoja matka?

- Jeśli się za chwilę nie zamkniesz - zagroził Draco. - To ty jeszcze dziś przywdziejesz białą suknie z logo świętego Munga, jako pacjent ich urazówki!

Theodore uśmiechnął się niczym wilki, który właśnie dopadł zagubioną owcę.

- Zrób coś, zanim będzie za późno - powiedział, wskazując głową w stronę wyraźnie rozbawionej w swoim towarzystwie pary.

- A żebyś wiedział, że zrobię! - Draco odłożył drinka, zacisnął pięści i ruszył w stronę Hectora i Granger. Pora było położyć temu kres!

- Dobry wieczór - przywitał się, gdy tylko znalazł się w zasięgu ich słuchu.

Coś dziwnie ścisnęło mu się w piersi, gdy patrzył na to, jak Granger na jego widok traci swój uśmiech i dziwnie sztywnieje, jakby obawiała się, że przyszedł tu tylko po to, by jej jakoś dokuczyć.

- Draco! - zawołał z entuzjazmem Hector. - Właśnie miałem nadzieję, że na chwilę do nas dołączysz i poręczysz za mnie pannie Granger, że wcale nie jestem czarusiem, tylko mężczyzną z prawdziwie poważnymi zamiarami. - Rosier teatralnie położył dłoń na swoim sercu, częstując Hermionę swoim najbardziej zniewalającym uśmiechem.

Draco poczuł, że robi mu się niedobrze.

- Chętnie bym to zrobił, ale nie sądzę, by Granger uwierzyła w jakąkolwiek moją rekomendację. - Cedził słowa, okraszone cierpkim uśmiechem.

- Dlaczego tak mówisz? - Hermiona dzielnie spojrzała mu w oczy, unosząc lekko głowę. - W zeszłym miesiącu zarekomendowałeś mi w ministerialnej stołówce sałatkę na lunch i była znakomita.

- Zrobiłem to, bowiem nie chciałem byś sprzątnęła mi sprzed nosa ostatni dostępny stek - Draco uśmiechnął się do niej złośliwie.

- Wiem o tym - odpowiedziała również się uśmiechając. - Nie znaczy to jednak, że nie przyjmę żadnej twojej rekomendacji na poważnie.

Cholera! Dlaczego zawsze, gdy z nią rozmawiał miał ochotę zacisnąć swoje palce na jej szyi albo swoje usta na... Nie! Tylko nie to!

- Widzę, że nie kłamałaś, gdy powiedziałaś, że ty i Draco macie do siebie ambiwalentny stosunek - zaśmiał się Hector.

- Tak, od lat bez zmian - odpowiedziała Hermiona, wreszcie przenosząc swoje spojrzenie z niego, z powrotem na jego kuzyna.

Znów coś ukuło, gdy zobaczył jak uśmiech powraca na jej kusząco czerwone usta.

- Myślę, że będziemy musieli trochę nad tym popracować - Hector sięgnął po dłoń Hermiony, by złożyć na niej pocałunek, a Draco rozejrzał się szybko za jakąś tacą z whisky.

- Nie sądzę by to był problem - odpowiedziała gładko Hermiona. - Malfoy i ja potrafimy się dogadać, kiedy musimy - dodała, spoglądając na niego z ukosa.

- Dla ciebie kuzynie, jestem gotów na to poświęcenie - Draco posłał Granger cierpki uśmieszek. Potrzebował jakiegoś planu lub pomysłu, jak sprawić, by ta dwójka nie zapałała do siebie prawdziwym uczuciem. Musiał koniecznie zapobiec tej katastrofie.

- Jak zwykle jestem wzruszony twoją dobrocią - zażartował Hector. - Och nie! - zasępił się. - Właśnie chciałem poprosić cię znów do tańca, ale orkiestra chyba szykuje się do walca angielskiego, a tego nie znam.

Hermiona obdarzyła go ciepłym uśmiechem.

- Nie martw się tym, następnym razem...

- Draco mógłby z tobą zatańczyć. Zapewne już urodził się znając kroki do tego - zażartował Hector. - Przy okazji moglibyście popracować nad poprawieniem waszej relacji.

Draco i Hermiona spojrzeli na siebie. W jej oczach błysnęła panika, w jego determinacja. To była jego szansa, by jakoś ją odstraszyć!

- Z największą przyjemnością! Uczynisz mi ten zaszczyt Gr... panno Granger - Draco starał się wydobyć z siebie całe wyuczone pokłady dżentelmeństwa, które przy tej kobiecie zawsze znikały z niego niczym za pomocą zaklęcia Evanesco.

- Oczywiście - odpowiedziała sztywno, gdy ujmowała jego wyciągniętą dłoń.

Draco starał się nie spinać ani nie powiedzieć czegoś, co mogłoby sprawić, że spoliczkuje go na środku parkietu. Skandal był im obojgu zupełnie niepotrzebny.

- Znasz kroki? - spytał, doskonale wiedząc, że jego matka nie darowałaby mu, gdyby zepsuł najważniejszy taniec wieczoru, stając na parkiecie z nieodpowiednią partnerką.

- Nie tylko ty urodziłeś się w Anglii - powiedziała zgryźliwie.

- To wersja tańca magicznej arystokracji - zripostował z zaciętym uśmiechem.

- Którą tańczymy na wszystkich balach i przyjęciach od zakończenia wojny. Zatańczyłabym to z zamkniętymi oczami... Oczywiście z odpowiednim partnerem, który wiedziałby, jak mnie poprowadzić - Granger uśmiechnęła się bezczelnie.

Ile by dał za możliwość zmycia jej z ust tego uśmiechu! Odchrząknął, by doprowadzić się do porządku.

- Doskonale - burknął, przyjmując odpowiednią postawę.

Muzyka zaczęła grać. Ukłonili się sobie, a później Granger płynnie znalazła się w jego ramionach. Uderzyła go woń jej perfum, którą tak dobrze znał. Kilka razy miał okazję poczuć je, gdy jechali razem ministerialną windą. Nawet on nie mógł zaprzeczyć, że był to zapach kobiety z klasą. Granger była taką kobietą, nawet wtedy, jeśli ktoś jeszcze chciałby wziąć pod uwagę jej pochodzenie.

Wziął głębszy oddech, nim postanowił przystąpić przy ataku. Przy pierwszym obrocie, przyciągnął ją nieco bliżej siebie, tak by móc szepnąć jej do ucha:

- Widzę, że polubiłaś się z moim kuzynem.

- Baczny z ciebie obserwator Malfoy - odparła złośliwie. - Myślę, że wszyscy zgromadzeni na tym przyjęciu zdołali już to zauważyć.

- I nie przeszkadza ci, że jest ze mną spokrewniony? - prowokował.

- Każdy ma jakieś wady - odparła słodko.

Miał ochotę otrzeć się nosem o jej szyję, a później ugryźć ją w nią w ramach kary. Co za bezczelna dziewucha!

- Czy branie udziału w imprezie mającej na celu desperackie poszukiwania partnera nie jest trochę uwłaczające dla twojej godności? - Draco nadal próbował ją wyprowadzić z równowagi.

- Niemniej niż dla trzystu innych będących tu dziś osób, w tym najwyraźniej ciebie. Dlaczego po prostu nie wskażesz palcem jednej z tych pięknych arystokratek, zamiast organizować w tym celu tak wystawny bal? Czyżby to miało wskazywać na jakieś problemy dotyczące rozmiaru... twojego ego? - Hermiona wymownie uniosła brew, gdy obracali się razem po całej sali, nie odrywając od siebie spojrzenia.

Miał ochotę nią potrząsnąć. Zamiast tego mocniej ścisnął jej dłoń i przyciągnął ją do siebie tak blisko, że ich nosy nieomal się zderzyły.

- Uważaj na swoje słowa Granger! - ostrzegł.

- W takim wypadku nie próbuj mnie prowokować, jeśli nie chcesz usłyszeć, co naprawdę o tobie myślę Malfoy - wyszeptała, a ciepło jej oddechu otarło się o jego usta.

Cholera!

Muzyka przestała grać, a oni przez kilka sekund nadal stali blisko, patrząc na siebie z napięciem. Rozległy się brawa dla orkiestry i to wreszcie otrzeźwiło ich oboje, i sprawiło, że gwałtownie się od siebie odsunęli.

- To jeszcze nie koniec! - ostrzegł ją Draco.

- Nie mogę się doczekać ciągu dalszego - odpowiedziała z prowokacyjnym uśmiechem, kłaniając mu się z gracją, po czym odwróciła się i szybko odeszła.

Draco nie mógł uwierzyć, że nie pozwoliła mu nawet odpowiednio dojść do słowa i wyjaśnić, że wcale nie chciał by umawiała się z Hectorem.

Odwrócił się z zamiarem udania się do bufetu z alkoholem, ale natrafił na czujne spojrzenie matki. W jej oczach czaiło się coś, nie do końca dla niego jasnego. Nie miał zamiaru jednak teraz tego roztrząsać. Postanowił najpierw się napić, a później znaleźć Astorię i zabawić ją tak, jak planował to zrobić od początku tego wieczoru, zanim ta przeklęta Granger wszystko zepsuła.


><<>><


Mimo kaca i niewyspania, stawił się punktualnie na śniadanie. Zwykle spędzał poranki w swoim apartamencie w centrum, ale po balu postanowił zostać w swojej starej sypialni. Wieczór nie skończył się tak źle. Odprowadził Astorię do punktu teleportacji, a ona sama zainicjowała pomiędzy nimi słodki pocałunek na dobranoc. Cieszyłby się zapewne nim bardziej, gdyby nie widział, jak Hector idzie odprowadzić Granger... A co jeśli pozwoliła, by odprowadził ją wprost pod drzwi jej sypialni?

Ta myśl dręczyła go przez całą noc, sprawiając że był dziś od rana burkliwy i poirytowany. Na dodatek jego kuzyn sfrunął do jadalni, jakby przywiodły go tam skrzydła aniołów. To miał być popieprzony dzień.

- Jak się wam spało, chłopcy? - zapytała Narcyza, która pomimo tego, że do samego poranka nadzorowała sprzątanie sali balowej, wyglądała dziś świeżo i na pełną energii.

- Doskonale - zaćwierkał Hector, a Draco niechcący wbił za mocno widelec w swoje jajka.

- A tobie synu? - Matka przyjrzała mu się uważnie.

- Znośnie - odburknął pod nosem.

- Ktoś tu chyba wczoraj nie zaliczył pocałunku na dobranoc - zażartował Hector.

Draco szybko uniósł głowę i spojrzał mu w oczy.

- A ty zaliczyłeś? - spytał, siląc się na obojętność.

- Jasne! - zawołał z radością Rosier. - Co prawda tylko w policzek, ale i tak się cieszę!

Draco wziął krótki oddech. Mógł się domyślić, że Granger nie całuje nikogo w usta po pierwszym spotkaniu. Zawsze była taką grzeczną dziewczynką...

Nie! Nie powinien używać takich słów w jej kontekście - nawet w swoich myślach!

- Muszę ci powiedzieć Hectorze, że jestem zachwycona! - Narcyza posłała mężczyźnie ciepły uśmiech. - Osobiście uwielbiam pannę Granger. Tak wiele zrobiła dla naszej fundacji charytatywnej wspierającej domy dziecka dla sierot wojennych. Jest doprawdy wspaniała.

- Cieszę się, że tak mówisz ciociu, bo zamierzam się z nią ożenić.

Draco zakrztusił się swoją herbatą.

- Co ty za bzdury wygadujesz? Ledwie ją poznałeś! - zawołał z oburzeniem.

Hector wywrócił oczami, po czym się szczerze roześmiał.

- I co z tego? Dowiedziałem się już o niej wszystkiego, czego chciałem. Jest piękna, inteligentna, poukładana i bardzo zainteresowana współpracą z naszym rządem w USA. Być może moglibyśmy nawet tam zamieszkać, zamiast mojego osiedlenia się tutaj.

Draco nie wiedział czemu nagle przestało mu smakować jego śniadanie, dlatego odsunął od siebie talerz i tęsknie spojrzał na barek z alkoholem stojący w rogu pokoju.

- Och szkoda! - zmartwiła się Narcyza. - Miałam nadzieję, że będę mogła mieć cię teraz blisko.

- Jeszcze nic nie jest postanowione, ciociu - pocieszył ją Hector. - Mam jednak nadzieję, że wkrótce uda mi się lepiej poznać Hermionę.

- Tak sobie pomyślałam, że nie powinniśmy tracić czasu - Narcyza uśmiechnęła się dziwnie chytrze. - Może zaprosimy kilka osób do naszego domku myśliwskiego w Hawkshead na długi weekend?

- Do Antlers Hall? - upewnił się Hector.

- Tak - Narcyza nie kryła entuzajzmu. - Powiedzmy sześciu dżentelmenów i sześć dam.

- Z Granger jest taka dama, jak ze mnie...

- Nie waż się nawet tego kończyć Draco! - ostrzegła go ostro matka. - Panna Granger jest doskonała damą i będzie kiedyś doskonałą żoną. Jako twoja matka, nie mogłabym sobie wprost wymarzyć lepszej kandydatki, gdybyś miał szczęście na taką natrafić! - zaznaczyła z mocą.

- Miło mi wiedzieć, że przyjmiesz ją w rodzinie ciociu - Hector był tak pochłonięty swoją radością, że nie zauważył milczącego napięcia, jakie zapanowało między blondynem, a jego matką.

Draco ledwo hamując swoją irytację, zwrócił się do kuzyna.

- Zanim napiszesz do twojej babci w sprawie pierścionka zaręczynowego - mówił to zgryźliwie. - Czuję się w obowiązku upewnić się, że wiesz wszystko o pochodzeniu Granger...

- Masz na myśli to, że jest mugolaczką? - Hector nieco spoważniał. - Tak, wiem o tym. Sama od razy mi o tym opowiedziała, czym tylko podbiła mój szacunek do niej. Wiem, że nauki twojego świętej pamięci ojca, nadal wywierają na ciebie wpływ, ale pamiętaj, że moja rodzina od zawsze była w tej kwestii bardziej tolerancyjna.

- Wiem o tym - Draco usiłował się nie krzywić. - Chcę tylko byś rozpoznał wszelkie opcje, zanim się zaangażujesz. Tak naprawdę, nawet nie spojrzałeś na inne kandydatki...

- Bo nie musiałem. Hermiona jest idealna. A pierścionek zaręczynowy przywiozłem ze sobą - Hector posłał mu chłodny uśmiech, po czym szybko skończył swoje śniadanie i żegnając się z nimi krótko, wyszedł z jadalni.

- Wiesz... - zaczęła cicho mówić Narcyza. - Hector uświadomił mi, że faktycznie chyba jeszcze nie wyleczyłeś się z indoktrynacji, jakiej przez lata poddawał cię Lucjusz.

- Matko! - w głosie Draco zabrzmiało ostrzeżenie. Naprawdę nie zamierzał z nią o tym rozmawiać.

- Szkoda - powiedziała cicho, również wstając. - Może gdyby było inaczej, to ty byłbyś dzisiaj taki szczęśliwy jak twój kuzyn.

Nie dodała nic więcej, tylko również wyszła z jadalni.

Draco warknął cicho i ukrył twarz w dłoniach. Po chwili jednak spojrzał na zegarek. Nie było jeszcze nawet blisko południa, a on już desperacko potrzebował whisky. Nawet, gdy nie było jej w pobliżu, Granger znów burzyła jego spokój. Zawsze to robiła, a on nie był w stanie wyrazić tego, jak bardzo go to złościło. Wiedział, że potrzebował planu, ale jak na razie nic nie przychodziło mu do głowy, poza wspomnieniem tego, jak dobrze wpasowała się wczoraj w jego ramiona, gdy prowadził ją po parkiecie.


><<>><


Starał się być produktywny i nie spoglądać co chwilę na zegarek. Nie było jednak łatwo. Czas wlókł się niemiłosiernie, a nieustanne paplanie Zabiniego o tym, jak udany był jego wieczór na balu z młodą Delacour, tylko go irytowało. Tyle w tym dobrego, że swoim wywodem Blaise przypomniał mu o tym, że powinien wysłać do Astorii kwiaty w podziękowaniu za miłe towarzystwo. Zlecił to swojej sekretarce i szybko zapomniał o sprawie.

Umówił się na lunch z Nottem, co dało mu pretekst, by odwiedzić przyjaciela w jego biurze. Wiedział, że pokoje jego i Granger są położone tuż obok siebie, ale przecież to nie miało żadnego znaczenia. To, że najczęściej spotykał się z kumplem w stołówce bądź w Atrium, wcale nie oznaczało, że dziś nie może odebrać go prosto z jego gabinetu. To oznaczało tylko, że dziwnym trafem miał dziś więcej wolnego czasu.

Gdy trafił na ich piętro, okazało się, że drzwi do gabinetu Granger są otwarte, a ona właśnie rozmawia w środku z dwójką tych idiotów - jej najlepszych przyjaciół. Potter nie dalej jak miesiąc temu ożenił się z jakąś dziewczyną, której Draco nie znał, ale która chyba była francuską mugolaczką. Natomiast Weasley dwa lata temu przypadkiem zapłodnił, którąś z bliźniaczek Patil - Draco niestety nigdy ich nie rozróżniał - a później zmuszony sytuacją, poślubił tę dziewczynę i wychowywali teraz wspólnie jakąś na wpół hinduską odmianę łasicy. Oznaczało to, że obydwaj byli wyłączeni spod prawa nowego dekretu o małżeństwie i mogli jedynie współczuć przyjaciółce jej niedoli, która nie była chyba jednak taka zła, patrząc na okazały bukiet czerwonych róż, zdobiący jej biurko.

Draco zdusił irytację. Jego kuzyn nie mógłby być bardziej oczywisty. Czerwone róże? Naprawdę? Żałosne!

- Cześć Malfoy - przywitał go Potter, gdy nieco się ociągając, przechodził obok otwartego gabinetu. Ich relacje po wojnie trochę się poprawiły, czego nie można powiedzieć o nim i o Weasleyu, a już zwłaszcza o nim i Granger, która wyglądała na poirytowaną, za każdym razem gdy w ogóle rejestrowała jego obecność.

- Cześć - odpowiedział, nadal gapiąc się na kwiaty. Miał tylko nadzieję, że jego sekretarka wysłała Astorii coś mniej banalnego niż róże.

- Możemy ci w czymś pomóc? - zapytała chłodno Hermiona, widząc że nadal nie ruszył się z miejsca.

- Nie - odpowiedział cierpko. - Szedłem właśnie do Theo.

- Zdaje się, że zjechał już na dół, by poczekać na ciebie w Atrium - odpowiedział mu Potter. - Rozmawiałem z nim chwilę, gdy wychodziłem z windy.

- W porządku. Dzięki - mruknął Draco, odwracając się i odchodząc.

Granger miała dziś na sobie białą bluzkę i ciemnogranatową spódnice. Na szyi i w uszach perły. Nott miał rację... Jakimś cudem zawsze od razu rejestrował to, w co była ubrana.

Spojrzał w dół na mankiet swojej marynarki. Nawet nie był w stanie z całą pewnością powiedzieć, jaką on sam miał dziś na sobie koszule. Cholera jasna!

Trochę trwało nim nadjechała winda. Na szczęście była pusta, gdy Draco do niej wsiadał. Nie trwało to jednak długo, bowiem gdy kraty się zamykały, pojawiła się smukła dłoń, która je zatrzymała.

Draco miał ochotę zakląć na głos, gdy okazało się, że to znowu była ona. Przeklęta Granger i jej przeklęte perfumy, których zapach od razu dotarł do jego nosa, gdy tylko wsiadła do środka.

- Miałam nadzieję, że pojechałeś poprzednią - mruknęła, jakby to miało cokolwiek wytłumaczyć.

- Długo musiałem czekać na tę windę - odpowiedział jej cierpko.

- W porządku. To nie tak, że mi jakoś przeszkadzasz - odparła, poprawiając na ramieniu pasek swojej torebki i stając do niego plecami.

- Czyżby? - zadrwił. - Bo mam wrażenie, że boisz się, że zaraz cię tu coś pożre!

Granger spojrzała na niego przez ramię, a on usiłował nie odwracać od niej wzroku, w obawie że od razu powędruje on do jej kuszących bioder, ukrytych pod granatową spódniczką.

- Widziałam w życiu gorsze potwory - odpowiedziała z uroczym uśmiechem, odwracając się do niego plecami. - Niż małe, białe fretki - dodała cicho, choć tak by zdołał usłyszeć.

- Granger... - zaczął ostrzegawczym tonem.

- Masz rację, przepraszam. To było nie na miejscu. To niegrzecznie wypominać komuś mniej chwalebną przeszłość. - W jej głosie ewidentnie pobrzmiewała próba ukrycia rozbawienia.

- Słuszna uwaga, pani Pickles.

- Co proszę? - zawołał z oburzeniem, znów spoglądając na nie przez ramię.

- Czy to nie tak nazywał się kot Milicenty? - zadrwił. - A może to nie w niego się zmieniłaś, pod wpływem spartaczonego eliksiru wielosokowego?

Granger poczerwieniała, niczym dorodna wiśnia, a Draco zacisnął palce by nie dotknąć jej policzka, by przekonać się o tym czy jest tak gorący, na jaki wyglądał.

- Dupek - warknęła pod nosem i znów pokazała mu swoje zgrabne, odziane białym jedwabiem plecy.

- Gryfonica - odciął się, by nie pozostać jej dłużnym.

Do końca podróży usiłowali się do siebie nie odzywać, a w Atrium jak najszybciej zgubić.

Dramione - Dylematy [Zakończone]Where stories live. Discover now