Rozdział 12 Klątwa Zemsty

44 4 0
                                    

– Harry, jesteś tam? – spytał Ron, goląc się przy umywalce.
– Nie ma tu Voldemorta, prawda?
– Ee, nie.
– Cholerny sygnał – wymruczał Harry, usiłując podnieść się na nogi. Ból uderzył znowu i znów upadł na kolana.
– Harry?
– Rzuć mi ręcznik, Ron – powiedział Harry. – Zanim on mnie utopi.
Harry zakręcił wodę i złapał ręcznik, który Ron rzucił mu ponad drzwiami. Owinął go wokół bioder i wyszedł z kabiny, opierając się o ścianę.
Ron złapał go za ramię, kiedy kolejny sygnał miał już przewrócić go na ziemię.
– Dobry Boże – rzekł Ron. – Co jest takiego pilnego?
– Zgadnij – odparł Harry. Położył rękę na bliźnie i pomyślał: Voldemort, mając nadzieję, że tym zatrzyma sygnały.
– Pojedynek?
– Taak. Był tam.
– Jak to?
– Vandewater jest śmierciożercą – wyjaśnił Harry. – Voldemort musiał mu dać pozwolenie na wizytę w Hogwarcie.
– Więc Lucjusz widział, jak pokonałeś Vandewatera? – zapytał Ron z uśmiechem.
– Aha. Niewątpliwie Voldemort zamierza teraz triumfować.
Ron zachichotał.
– Wiesz, to było raczej spektakularne – stwierdził Ron. – Choć pewnie nie chcesz tego słuchać.
Ron pomógł mu dojść do dormitorium.
– Dzięki, Ron.
Harry zdołał się jakoś ubrać. Najwyraźniej dacie znaku Voldemortowi zadziałało, ponieważ ten nie zasygnalizował ponownie. Z włosami wciąż ociekającymi wodą, Harry chwycił szablę i aportował się do obozu.
Przymocowując szablę do paska, ruszył w stronę namiotu Voldemorta. Usłyszał wewnątrz przytłumione głosy, więc wszedł do środka. Wszyscy poza Voldemortem wstali, kiedy przybył.
– Ach, Harry, mój chłopcze – powiedział Voldemort, uśmiechając się.
Harry zlustrował wzrokiem zgromadzonych – Lucjusz, Draco i Vandewater.
Świetnie.
Spojrzał na Voldemorta i przebiegł ręką przez wilgotne włosy.
– Więc co jest takiego pilnego, że nie mogło poczekać do jutra i prawie sprawiło, że mnie utopiłeś?
Voldemort zmarszczył brwi.
– Utopiłem?
Harry westchnął i przesunął się, stając przed biurkiem Voldemorta.
– Brałem prysznic – wyjaśnił Harry. – Twój sygnał stał się też bardziej bolesny.
– Ach, to dlatego mnie wzywałeś?
– Tak. Więc o co chodzi?
Voldemort zachichotał.
– Z pewnością nie odmówisz mi prawa do triumfowania, Harry.
– Dlaczego nie? To głównie Lucjusz zasługuje na uznanie.
– Ach, ale to mój syn pokonał niesławnego Terrence'a Vandewatera.
– Tego nie wiesz – sprzeciwił się Harry.
– Widziałem to, Harry.
– I jesteś pewien, że nie pozwolił mi...
– Widziałeś jego twarz – przerwał mu Voldemort. – To nie była mina kogoś...
– Jak mógł nie wiedzieć kim jestem? – spytał sensownie Harry.
– Mistrzu – powiedział Vandewater.
– Cisza, Terrence – nakazał mu Voldemort, nie odlepiając wzroku od Harry'ego.
– Ilu Harrych jest w Hogwarcie? Wszyscy dobrze wiedzą, że ja...
– Jest ich dokładnie czterech – odparł Voldemort.
– Jak... – Harry nie dokończył zdania. – Nieważne.
Voldemort zaśmiał się lekko.
– Harry, dlaczego się ze mną kłócisz?
Harry usłyszał, jak Draco parska i prawie się roześmiał.
– Odmawiam odpowiedzi na to pytanie – odrzekł, choć nie mógł powstrzymać uśmiechu.
Voldemort znów się roześmiał.
– Mistrzu Harry – wtrącił Lucjusz. – On nie dał ci wygrać.
Harry obrócił się do niego.
– Znam go od lat – ciągnął mężczyzna. – Zaatakował cię całą swoją mocą.
Harry rzucił okiem na Vandewatera.
– Gdybym wiedział, że jesteś synem mistrza, nie jestem pewien, co bym zrobił – odparł ten.
Lucjusz prychnął.
– Ja wiem, co byś zrobił. Ogłosiłbyś, że uważasz walkę z nim za poniżej swojej godności i odmówił przetestowania go.
Vandewater opuścił wzrok.
– Mistrzu Harry.
Harry popatrzył z powrotem na Lucjusza.
– Przyniosłeś mi dziś wielki zaszczyt. Dziękuję ci.
– Panie Malfoy, to ja dziękuję panu.
Lucjusz Malfoy kiwnął głową.
– Draco powiedział mi, co wasza dwójka... – Zerknął na Draco. – Zaplanowała. I to tym właśnie mnie zaszczyciłeś. Już samo to, że zrobiłbyś to dla mnie...
– Panie Malfoy – wszedł mu w słowo Harry. – Nie ma pan pojęcia, co pan zrobił dla mnie. Latanie i szermierka. Za to, dziękuję panu.
Lucjusz uśmiechnął się do niego szeroko.
– Znakomicie, mistrzu Harry. W takim razie cała przyjemność po mojej stronie.
– No, więc to już jest uzgodnione – rzekł Voldemort.
Harry spojrzał na niego.
– Jest jeszcze coś?
Voldemort uśmiechnął się do niego i Harry usiadł na swoim krześle naprzeciw biurka Voldemorta.
– Zdaje się, że mamy tu pewien spór odnośnie tego, kto poprowadzi dalej twój trening – oświadczył Voldemort.
To zaskoczyło Harry'ego i odwrócił się on do Lucjusza. Obaj Malfoyowie usiedli, kiedy uczynił to Harry.
– Potrzebuję więcej treningów? – spytał Lucjusza.
Harry podniósł brwi, kiedy Lucjusz przewrócił oczami z obrzydzeniem. Spojrzał na Draco, który wyglądał nieco ponuro.
– Terrence, kontynuuj – powiedział Voldemort z bystrym uśmieszkiem.
Terrence Vandewater zaczął maszerować po pokoju.
– Cóż, żeby chłopak mógł rozwinąć swoje umiejętności, będzie mu potrzebny nowy partner – stwierdził Vandewater.
– Ale... – zaczął Harry, lecz Voldemort uciszył go, podnosząc rękę. Na jego twarzy odbijało się rozbawienie pomieszane z zadowoleniem.
– I musimy wyostrzyć jego instynkt – ciągnął Vandewater. – Potrafi już korzystać ze swojej wewnętrznej magii, to jest jasne. I jego zdumiewająca zdolność zmiany rąk również musi zostać lepiej wyćwiczona. – Vandewater zakończył słowami: – Daj mi go na tydzień, mistrzu, a ja przygotuję go lepiej niż sam Wielki Mistrz Curio.
Harry poderwał się na nogi.
Daj mi go?!
Rzut oka w stronę Lucjusza pokazał zupełne opanowanie z jego strony, choć w jego szarych oczach czaiła się żądza mordu na Vandewaterze za jego bezczelność. Dzięki temu spojrzeniu, Harry zdał sobie sprawę z tego, co próbował zrobić Vandewater i co naturalnie gryzło Lucjusza, który nie mógł zrobić nic bez zgody Voldemorta.
Harry stracił kontrolę nad sobą, po raz pierwszy od dłuższego czasu.
– Słuchaj, Vandewater – powiedział Harry. – Nie wiem za kogo się uważasz, jeśli przypuszczasz, że wiesz czego potrzebuję. Nawet mnie nie znasz. Nie potrzebuję wyrazów uznania – nie chcę ich. Nie chcę też innego partnera do treningów. Ten którego mam, to jedyny jakiego potrzebuję. Jeśli chodzi o wyostrzenie mojego instynktu, będziesz mi to musiał wyjaśnić, ponieważ z tego co wiem, instynkt nazywa się tak, gdyż jest naturalny. A rozwój doskonale potrafi zapewnić mi mój nauczyciel – kontynuował Harry. – Lucjusz może nie zdołał pokonać cię w przeszłości – chociaż zastanawiam się, kiedy ostatnio próbował – ale jest niezwykłym nauczycielem, dzięki któremu, jak zauważyłeś, byłem zdolny do zamiany rąk.
Vandewater otworzył szeroko usta.
– Lucjusz jest oburęczny – mówił dalej Harry. – Jest bardziej odpowiedni od ciebie do zademonstrowania tej strony szermierki. Co do mojej wewnętrznej magii, byłem już testowany i to trening Lucjusza pomógł mi nauczyć się z niej korzystać.
– Och – wykrztusił z siebie Vandewater.
Harry popatrzył na Lucjusza, który nadal wyglądał na lekko znudzonego, lecz jego oczy lśniły z dumy.
– Tak. „Upewnij się, że twoja szabla znajdzie się tam przed jego" – zacytował Harry.
Lucjusz uśmiechnął się i skłonił głowę.
– Bardzo dobrze, Harry.
Harry odwrócił się do Vandewatera.
– I tak przy okazji, Voldemort nie ma żadnego prawa, żeby komuś mnie dać. – Harry spojrzał na Voldemorta, który uśmiechał się szeroko, jakby Harry zrobił dokładnie to, czego oczekiwał. – Prawda?
– Harry – powiedział Voldemort. – Czyżbyś stracił nad sobą panowanie?
Voldemort wciąż się uśmiechał, choć Harry nie był pewien czemu.
– Wyjaśniłem tylko kilka kwestii – odpowiedział.
– Dosyć spornych, z tego co słyszałem – rzekł Voldemort. Zwrócił się do Vandewatera. – Zakładam, że to rozsądza sprawę, Terrence. Harry powiedział: nie.
Terrence Vandewater wyglądał, jakby właśnie stracił Order Merlina.
– A teraz – oznajmił Voldemort. – Harry, czy chcesz wrócić do szkoły zanim zaczniemy przyjęcie?
Voldemort rzucił to ot tak, po prostu. Kątem oka dostrzegł, że Vandewater cofnął się odrobinę.
– Ach, nie – odparł Harry. – Mogę się przebrać tutaj i miałem nadzieję... – Zerknął na Draco. – Przyniosłeś swoją szablę?
– Jasne.
Harry wyszczerzył zęby i spojrzał na Lucjusza. Nigdy wcześniej nie widział go tak zadowolonego.
– Za twoim pozwoleniem, oczywiście – powiedział Harry, żeby jeszcze bardziej dokuczyć Vandewaterowi.
Lucjusz roześmiał się, po czym – ku zaskoczeniu Harry'ego – objął go i uścisnął. Kiedy odciągnął Harry'ego od siebie, szare oczy, które zwykły na niego patrzeć z obrzydzeniem i pogardą, pełne były dumy i wdzięczności.
Wówczas zwrócił się do Voldemorta:
– Mistrz ma prawdziwe szczęście. Jego syn jest wspaniały.
Harry, czując się niezręcznie, odwrócił się do Voldemorta spodziewając się, że ten będzie wściekły na Lucjusza za to, że dotknął Harry'ego – nie mówiąc już o uścisku – w jego obecności, ale Voldemort wyglądał na rozbawionego.
Harry oparł się rękami o biurko, patrząc wprost na niego. Voldemort przyglądał się twarzy Harry'ego. Wyciągnął rękę i musnął kostkami palców policzek chłopaka.
Harry wytrzymał to i kiedy Voldemort opuścił rękę, powiedział, uprzedzając go: – Będę tu jeszcze przez jakiś czas, Voldemort.
– Tak?
– Mógłbyś pohamować się przed wysyłaniem sygnałów i po prostu posłać kogoś po mnie, jeśli będziesz chciał mnie widzieć?
Voldemort uśmiechnął się.
– Będziesz mnie błagał?
– A zmusisz mnie?
Voldemort pokręcił głową, wciąż się uśmiechając.
– Pytam cię.
– Dobrze. Widzimy się później.
– Och, a co do tego przyjęcia – dodał Harry. – Domyśliłem się, z jakiej jest okazji.
– Czyżby?
– Tak. Może i mam krótki bezpiecznik, ale nie jestem głupi.
– Wiesz? – spytał Draco ze zdziwieniem. – Z jakiej?
Harry potrząsnął głową, nie odrywając wzroku od Voldemorta.
– Jeśli on nie chce, żeby inni wiedzieli, to w porządku – rzekł. – Chciałem tylko, żeby wiedział, że ja wiem.
– A czy naprawdę tak jest, Harry? – zapytał Voldemort.
Harry skinął i jego uśmiech zbladł pod wpływem smutnego wspomnienia.
– Rozumiem jak to jest, pamiętaj.
Voldemort przyglądał mu się przez chwilę przenikliwie, po czym także skinął.
– Hm, tak. Myślę, że wiesz.
Harry wyprostował się i obrócił do Malfoyów.
– Za pięć minut, dobra, Draco?
Draco kiwnął głową.
– Będę tam. Zrób coś z włosami.
Harry parsknął śmiechem i stanął przed Lucjuszem. Wyjął szablę i zasalutował mu, a następnie odwrócił się, chowając szablę do pochwy.
– Harry – powiedział Voldemort. Harry spojrzał w jego stronę z wyczekiwaniem.
Śmiejąc się, wyjął szablę raz jeszcze.
– Wybacz – odparł Harry. – Nie mógłbym pominąć naszej eminencji dzisiaj, ze wszystkich dni. – Harry zasalutował mu i zachichotał.
Znów schował Sennie i okręcił się na pięcie, stając twarzą w twarz z Terrencem Vandewaterem.
– Tak przy okazji, dobry pojedynek, panie Vandewater – rzekł Harry, po czym opuścił namiot.

Pięć minut później, Harry zanurkował do namiotu treningowego. Draco i Lucjusz już na niego czekali.
– Harry – zaczął Draco. – To co zrobiłeś było piękne.
– Rzeczywiście – przyznał Lucjusz. – Dziękuję ci.
– Nie dziękujcie mi – odparł Harry. – Ten facet to zarozumiały idiota bez żadnych manier i honoru.
Draco skinął i uśmiechnął się.
– „Daj mi go na tydzień" – zacytował Harry. – Proszę.
– Więc to cię tak rozzłościło? – spytał Lucjusz.
– Początkowo – odpowiedział Harry. – Ale Voldemort nauczył mnie to kontrolować. To przez twoją minę straciłem panowanie. Widziałem, co on robił. I wybacz, ale ty możesz akceptować to co mówi Voldemort, ale nie ja.
– Harry...
– Siedziałeś tam bezradnie, słuchając co sugeruje Vandewater, co już samo w sobie jest do kitu – ciągnął. – Wiedząc, że jeśli Voldemort się zgodzi, Vandewater znów wygra.
– Harry...
– Voldemort wiedział, że stracę nad sobą kontrolę, słysząc taką zuchwałość. Spodziewał się tego.
– Zaakceptowałbyś karę w imię mojego honoru? – spytał Lucjusz z szacunkiem.
– Jeśli byłoby to konieczne, to tak. Chociaż liczyłem na to, co powiedział mi Draco. Że mnie nie ukarze.
Lucjusz pokręcił głową.
– Po tym wszystkim, co ci zrobiłem...
Harry wzruszył ramionami i popatrzył na Draco.
– Przypomnij mi, jak to nazwałeś?
– Co? – spytał Draco. – Gryfoński kretynizm?
– Tak, to jest to. – Naprawdę nie chciał myśleć o całej tej starej wrogości. Malfoyowie, których miał teraz przed sobą, nie nienawidzili go. Złośliwe, bezczelne żarty Draco potrafiły wyrwać Harry'ego z przygnębienia, a Lucjusz był z niego dumny.
Harry chciał się tym cieszyć. Wyciągnął szablę.
– Możemy wreszcie walczyć?
Razem z Draco pojedynkowali się, a Lucjusz obserwował ich przez parę minut.
– Zmień ręce, Harry – rzekł Lucjusz.
– Nie wiem, czy mogę – odrzekł Harry, blokując kilka ciosów. – Chyba, że będę musiał. – Faktycznie, ramię Harry'ego było mocno obolałe.
– Hm – mruknął Lucjusz z namysłem. – W porządku, chłopcy, przerwijcie. – Przeszedł przez pokój i zdjął swoją szatę.
– Ojcze – rzekł Draco. – Zamierzasz walczyć z Harrym?
– Tak. Chcę zobaczyć, czy może znów zamienić ręce.
– Ja również.
Cała trójka odwróciła się w kierunku wejścia, gdzie stał Vandewater. Harry skierował w dół czubek szabli i westchnął. Kiedy poczuł na głowie pieczenie, spojrzał w górę.
– Więcej testów, Voldemort?
– A czy ty nie chciałbyś wiedzieć, Harry?
– Tak sądzę – rzekł. Przełożył Sennie z prawej do lewej dłoni i zaczął zaciskać i rozluźniać palce prawej ręki. – Po prostu nie wiem, czy jestem w stanie zmierzyć się w tej chwili z Lucjuszem. Trochę nadwyrężyłem ramię.
– Boli cię ramię? – spytał Vandewater z niepokojem.
– Cóż, musisz przyznać, że go dziś nie oszczędzałeś – stwierdził Harry.
Vandewater przybliżył się o krok.
– To jest Ślizgońska szabla, prawda?
– Oczywiście, że tak – odrzekł Lucjusz. – A co innego miałbym podarować mojemu uczniowi?
Harry zauważył ślad zaborczości w oświadczeniu Lucjusza i omal się nie roześmiał. Puścił do Draco oczko i zobaczył, że ten również walczy z rozbawieniem.
– A mistrz Harry jest Gryfonem – uzupełnił Vandewater. – Prawda?
– Tak, Vandewater – odparł Lucjusz zirytowanym tonem. – Co to ma...
– Nic – przerwał szybko Vandewater. – Po prostu ciekawość. A mając wrodzony talent, może używać każdej szabli.
Harry zastanawiał się, czy powinien wspomnieć, że ta szabla wybrała go, ale rzut oka w kierunku Lucjusza przekonał go, że jeszcze na to nie czas.
– Zaczynamy? – spytał Harry, podnosząc szablę.
Lucjusz wziął swoją szablę i rzucił pochwę na stół.
Harry zasalutował Vandewaterowi, po czym przeszukał wzrokiem namiot i znalazł Voldemorta w dalekim rogu pomieszczenia, gdzie siedział na wyczarowanym, wygodnym krześle i wszystko obserwował.
Harry skłonił głowę w niemym „dziękuję" za utrzymanie dystansu i Voldemort zachichotał. Harry zasalutował mu i odwrócił się do Lucjusza. Mężczyzna pozdrowił najważniejsze osoby w pomieszczeniu i obaj zajęli swoje pozycje.
– Nie bądź dla mnie zbyt ostry, Lucjuszu – powiedział Harry cicho.
Lucjusz uśmiechnął się, kręcąc głową.
– Skromność – mruknął i oszacował postawę Harry'ego. – Wiem, że minęło już trochę, Harry, ale...
– Och – bąknął, zauważając Maldini w lewej ręce Lucjusza. – Przepraszam. – Zmienił swoją pozycję, by zmierzyć się z leworęcznym przeciwnikiem.
– Znakomicie – powiedział Lucjusz i machnął szablą.
Harry czuł jedynie ukłucia bólu w ramieniu, przez pierwsze kilka minut walki z Lucjuszem. Kiedy uderzenia mężczyzny stały się silniejsze i bardziej złożone, zadziałał instynkt, przywołując jego wewnętrzną magię. Z kolistym machnięciem, zmienił ręce. Zablokował kolejny cios lewą ręką i natychmiast poczuł, jak napięcie opuszcza prawe ramię.
– Znakomicie – skomentował Lucjusz, przepuszczając następny atak. – Potrafisz całkiem nieźle blokować lewą rękę. Pokażę ci, jak to rozwinąć.
Harry skinął, całkowicie skoncentrowany na szabli.
Upewnij się, że twoja szabla znajdzie się tam przed jego.
Z kolejnym, pełnym gracji kolistym ruchem, Sennie wróciła do jego prawej dłoni i natychmiast z powrotem poczuł ból.
Lucjusz nie zamachnął się nawet mocno, lecz Harry wypuścił swoją szablę i złapał się za prawe ramię.
Lucjusz przez chwilę patrzył na upadającą szablę, po czym odwrócił wzrok ku Harry'emu. Położył rękę na jego prawym ramieniu i Harry odskoczył od niego.
– Co się dzieje, Harry? – spytał Lucjusz.
Harry oderwał od niego wzrok, szukając miejsca, gdzie siedział Voldemort.
Voldemort wstał i podszedł do nich.
– Harry, ty cierpisz – powiedział.
– Co? – spytał Vandewater.
– Zawsze wiem, kiedy mój syn cierpi, Terrence – wyjaśnił Voldemort, stając przed Harrym. – Ma dużą tolerancję na ból, więc musiał być wyjątkowo dokuczliwy, skoro upuścił szablę.
– Nie czuję palców – rzekł Harry.
Vandewater zbliżył się do nich ostrożnie. Harry przyciskał ramię mocno do piersi. Wewnętrzna część dłoni już zaczynała puchnąć.
Vandewater pochylił się, by podnieść Sennie.
– Nie dotykaj tej szabli – ostrzegł go Lucjusz. – To Więżąca Szabla.
Vandewater cofnął się o krok.
– To niemożliwe – odparł. – Nie pozostała już prawie żadna. Sam mam taką...
– Masz Wiążącą Szablę? – spytał Lucjusz.
– Tak – odrzekł Vandewater z obawą. – Skąd mogłem wiedzieć, że mistrz Harry ją posiada?
– Ponieważ szabla go wybrała, Vandewater – powiedział Lucjusz ostro. – Powiedziała mu to.
– Powiedziała mu? – zapytał z niedowierzaniem.
– Harry jest wężousty – wtrącił Voldemort.
Vandewater wstrzymał oddech.
– Co?
– Harry ma w sobie część moich mocy, Terrence – rzekł Voldemort. – Obaj jesteśmy częściami siebie nawzajem. Jak dobrze wiesz, jest moim następcą.
– Nie – wydyszał Vandewater, cofając się. – Mistrzu, ja nie wiedziałem, nie zdawałem sobie sprawy. Jak mógłbym?
Vandewater rzucił się na kolana.
Lucjusz podszedł wolno do niego, wyglądając na wściekłego.
– To Klątwa Zemsty – warknął. – Prawda?
– Jest na mojej szabli od pokoleń – wyrzucił z siebie obronnie. – Działa tylko na Ślizgonów z Więżącymi Szablami. Nie powinna podziałać na mistrza Harry'ego.
– Najwyraźniej zadziałała – powiedział złowrogim tonem Voldemort.
– Mistrzu, wszystkie okoliczności muszą się zgadzać. Nie wiedziałem, że jest po części Ślizgonem, ani że ma Wiążącą Szablę.
Vandewater wyglądał na przerażonego, ale Harry stawał się nieco zamroczony. Powoli opadł na kolana. Ktoś przykucnął obok niego i chwycił go za lewe ramię.
– Możemy odłożyć tą kłótnię na później? – spytał Draco, zaniepokojony. – Chyba powinniśmy pomóc Harry'emu.
– Tak, Draco – zgodził się Voldemort. – Terrence, jeśli chcesz żyć, powiesz nam dokładnie co należy zrobić.
– Oczywiście, mistrzu. Ale to zależy od tego, jakiego gatunku wąż jest uwięziony w szabli.
– Dlaczego? – zapytał Lucjusz.
– Klątwa zmusza węża do ukąszenia go.
– Czy to znaczy, że zostałem pogryziony przez swoją własną szablę? – spytał Harry.
– Tak, mistrzu Harry.
– Ale Sennie powiedział, że będzie mi służyć.
– To bardzo potężna, bardzo stara, mroczna klątwa, Harry – odparł Lucjusz. – Wątpię, by Sennie dała radę ją przezwyciężyć.
– Więc co mamy zrobić? – rzekł Draco, którego uścisk powstrzymywał go teraz przed upadkiem na podłogę.
– Najpierw połóżmy go w wygodnym miejscu – powiedział Vandewater.
– Tak. Lucjusz, Draco, zanieście go do jego namiotu – rozkazał Voldemort.
Jednak w chwili, kiedy Lucjusz chwycił go za prawe ramię, Harry wrzasnął z bólu i stracił przytomność.

Obudził się, słysząc głos Voldemorta:
– Sennie jest bardzo zdenerwowany, tym co zrobił – albo raczej, był zmuszony zrobić. Rzecz jasna, uczyni wszystko, by pomóc Harry'emu. Niestety, nazywa siebie vipeirą, co niewiele nam mówi.
– Więc nadal nie wiemy, jakiego jest gatunku – usłyszał, jak dodaje Severus.
– Musi zostać oddzielony od szabli – oświadczył Lucjusz.
– Mistrz Harry musi go uwolnić – powiedział Vandewater.
– Mam już wszystkie składniki potrzebne do antidotum przeciwko każdemu jadowi – rzekł Severus. – Ale...
Jęk Harry'ego przerwał Snape'owi. Harry starał się zorientować w otoczeniu. Siedział na krześle w swoim gabinecie, z prawym ramieniem rozciągniętym na poduszce. To ono sprawiło, że jęknął. Wciąż go bolało, ale widok był jeszcze gorszy. Rękaw koszuli został rozdarty, ukazując rękę spuchniętą jeszcze bardziej niż wcześniej i ramię, które od palców do samej piersi pokryte było okropnymi odcieniami czerni, granatu i fioletu.
Świetnie.

Harry Potter i Przepowiednia TrelawneyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz