Rozdział 19 Koniec czasu

42 4 0
                                    

Harry był niespokojny. Wszystko szło tak gładko i tak doskonale, że było to prawie przerażające. Śmierciożercy w swoich raportach donosili, że wszyscy dostosowywali się do wcześniejszych próśb Harry'ego. Brak oporu oznaczał brak kary.
Harry nie do końca im wierzył, choć nie sądził też, żeby kłamali. Czuł po prostu, że w ich raportach jest coś fałszywego.
Voldemort też nie pomagał mu tego rozjaśnić.
Kiedy śmierciożercy skończyli zdawać swoje relacje i opuścili namiot konferencyjny, Harry stanął przed biurkiem Voldemorta. Ten najwyraźniej zauważył, że coś jest nie tak.
– Co cię martwi, mój synu?
– Bez obrazy – odparł Harry – ale myślę, że twoi śmierciożercy są nie do końca szczerzy.
– Nie do końca szczerzy? – powtórzył Voldemort z uśmiechem. – Harry, nie ufasz im?
Harry przyglądał się Voldemortowi zza biurka.
– Czy to podchwytliwe pytanie?
Voldemort zachichotał.
– Nieważne. Dlaczego mieliby cię okłamywać?
– Nie mówię, że kłamią – odrzekł Harry, wzdychając. – Po prostu mam przeczucie.
– Co czujesz?
Z jakiegoś powodu Harry nagle stał się sfrustrowany i usiadł na krześle.
– Zapomnij – mruknął.
– Powiedz mi, Harry. Twoje instynkty są bardzo dobre. Powiedz mi, co przeczuwasz.
Harry pochylił się, ściskając rękami poręcz krzesła.
– Mam wrażenie, że coś pomijają. Że ja coś pomijam. – Harry spojrzał na niego. – Nie czujesz tego?
Voldemort rozważał jego słowa, patrząc na Harry'ego w skupieniu.
– Wyczuwam ich podniecenie... Ich oczekiwanie.
Harry wstał.
– Tak, to jest to. Ale na co?
– Harry?
Chłopak odwrócił się do biurka i oparł na nim.
– Ty wiesz. Wiem, że wiesz – powiedział. – Pytam cię, ojcze. Powiedz mi.
Voldemort westchnął.
– Koniec, Harry.
Harry patrzył na niego zaskoczony.
– Czekają, aż zapanuje równowaga sił i nadejdzie koniec anarchii i chaosu.
– Myślałem, że to właśnie robimy.
– Tak, Harry. Lecz nadejdzie czas, kiedy wejdziemy do Ministerstwa Magii i zajmiemy należne nam miejsce.
– Ale co...
– Harry, w tej chwili cały czarodziejski świat się jednoczy. Żadne ministerstwo, nieważne jak zorganizowane, nie będzie w stanie nad nim zapanować.
– Więc kto...
– Ja, rzecz jasna – rzekł Voldemort.
– Wyjaśnij mi to – powiedział Harry.
Voldemort wstał i obszedł biurko, by stanąć przed Harrym.
– Spisałeś się znakomicie – oznajmił Voldemort. – Rekonstrukcja ministerstwa przebiegła dokładnie tak, jak powinna.
– Postąpiłem słusznie.
– Oczywiście, że tak, Harry.
Harry zaczynał w to wątpić.

Maszerował przez swój pokój, bezmyślnie bawiąc się naszyjnikiem z feniksem, zawieszonym wokół szyi.
– Coś mi umyka – mruczał Harry. – Jestem tego pewien.
Ron siedział na krześle przed biurkiem. Hermiona siedziała przy biurku z piórem w ręce i pergaminem przed sobą. Draco opierał się o ścianę ze skrzyżowanymi rękoma i obserwował Harry'ego, w swój typowo ślizgoński sposób.
– Cóż, uważam, że próbuje uczynić z ministra figuranta – powiedziała Hermiona. – Coś w stylu królowej*. A wówczas ty i on zajmowalibyście najwyższe miejsca, jak premierzy.
Harry wątpił, by o to mu chodziło.
– A co ze śmierciożercami? – chciał wiedzieć Ron. – Wtedy byliby jak parlament. Nie wiem jak wy, ale...
– Ron – odezwała się Hermiona, wchodząc mu w słowo. – Myślę, że w końcu minister wciąż będzie kierował czarodziejskim światem. Tyle że Harry i Lord Voldemort będą mieli w ważnych sprawach decydujące słowo.
W skrócie, do tego właśnie dążył Voldemort. Jednak...
Harry obrócił się do Draco.
– Co ty o tym sądzisz?
Draco odsunął się od ściany.
– Jeśli nam się poszczęści, to Granger ma rację. Ale zapominamy, że Voldemort jest wciąż złym Czarnym Panem.
– Ale Harry jest...
– Dokładnie – przerwał Hermionie Draco. – Jak sądzisz, ile czasu ta dwójka może współdziałać w zupełnej harmonii? Voldemort na razie traktuje Harry'ego z przymrużeniem oka. Daje mu wszystko, nawet totalną kontrolę, ponieważ chce, potrzebuje Harry'ego po swojej stronie. Nie oszukujmy się, na samym końcu Voldemort przejmie władzę.
– A niby jak mu się to uda? – spytał Ron. – Harry jest teraz równie potężny jak on. I co z przepowiednią?
Harry słuchał uważnie tej wymiany zdań, śledząc Draco, krążącego po pokoju.
– W tej chwili chyba żaden z nich nie byłby w stanie zabić drugiego.
– Obaj musieliby zginąć – dodała Hermiona.
– Poza tym, są teraz powiązani jeszcze silniejszą magią.
Nie mów tego, Draco.
Wiesz, że mam rację, Harry.

– Więc jak uda mu się przejąć władzę, skoro Harry będzie próbował go powstrzymać? – zapytał Ron.
Draco spojrzał na Harry'ego, który podniósł brwi z ciekawością.
– Wciąż boli, kiedy cię dotyka, prawda? – stwierdził Draco.
Harry kiwnął głową.
– Ale to nie powinno go dłużej wyczerpywać – oznajmiła Hermiona. – Dzielą już między sobą całą moc.
Harry odsunął się od nich, przeczesując ręką włosy.
– Tortura jest wciąż torturą, Granger – rzekł Draco ponuro. – Sama widziałaś.
Hermiona złapała głośno oddech.
– Chyba nie myślisz, że teraz ucieknie się do tego?
– Nie wiem, do czego się ucieknie, jednak z pewnością mała, miła odbudowa ministerstwa nie usatysfakcjonuje Czarnego Pana.
Harry odwrócił się do nich z powrotem.
– Nie może mnie zmusić do niczego, Draco. – powiedział.
– Nie musi – odparł Draco. – Jesteś tu z wyboru, Harry. Może używać twojej mocy tak samo, jak ty używasz jego.
– Ale...
– W porządku – ucięła Ronowi Hermiona. – Niezależnie od mocy, jakie są jego plany?
Draco westchnął.
– Tego właśnie nie wiem.
– Dlaczego nie? – odpalił Ron. – Jesteś śmierciożercą, prawda?
– Ron...
– Nie, chcę wiedzieć.
– Noszę znak, Weasley – odrzekł Draco ze zirytowaniem. – Lecz wszyscy wiedzą, komu jestem lojalny. Myślicie, że zdradzą mi swoje plany?
Harry westchnął, przejeżdżając ręką po twarzy.
– Potrzebuję trochę powietrza. Muszę pozbierać myśli.
– Idź na spacer – doradziła Hermiona. – Zaraz poczujesz się lepiej.
– Nie – rzekł Harry. – Chyba sobie trochę polatam.
– Mogę do ciebie dołączyć? – spytał Ron ochoczo. Rozejrzał się po namiocie. – Nie mam miotły, ty raczej też nie. Szkoda.
Harry gapił się na niego, póki nie przypomniał sobie, że on i Hermiona nie wiedzieli.
Draco zaczął się śmiać.
Nie wiedzą, co?
Harry posłał mu krzywe spojrzenie.
Zamknij się, Draco.
– Ee... – zaczął Harry.
– Harry nie potrzebuje miotły, Weasley – wyręczył go Draco, uśmiechając się szeroko.
– Co...?
Harry usiadł na biurku i przetransformował się w jastrzębia.
Ron skoczył na nogi.
To twoja animagiczna forma? – Zerknął na Draco. – I on wiedział przed nami!
Harry przemienił się z powrotem i westchnął.
– Ron...
– Myślałem, że ta cała tajemnica była po to, żeby Voldemort i śmierciożercy się nie dowiedzieli.
– Ron, Voldemort praktycznie domyślił się, zanim zacząłem się uczyć – odrzekł Harry.
– A poza tym, teraz to nie ma znaczenia – uzupełniła Hermiona.
– Ale skąd on wiedział?
No i proszę.
– Och, pogódź się z tym, Weasley.
Draco.
– Zwyczajnie go o to zapytałem – kontynuował Draco, ignorując ostrzeżenie Harry'ego. – A ty?
– Ja? Yhm...
Harry opuścił namiot – nie miał w tej chwili ochoty się tym zajmować. Hermiona załagodzi sprawę, albo przynajmniej rzuci na nich Silencio.
Przetransformował się i wzbił w powietrze, szybując nad drzewami. Nie mógł pozbyć się z głowy słów Voldemorta:
Żadne ministerstwo, nieważne jak zorganizowane, nie będzie w stanie nad nim zapanować.
Pytanie Draco też go nawiedzało.
Jak sądzisz, ile czasu ta dwójka może współdziałać w zupełnej harmonii?
I Harry wciąż nie mógł otrząsnąć się z uczucia, że coś mu umyka.
Zauważył przyćmione światło między drzewami i przyfrunął bliżej. Skwierczenie ognia było słyszalne, podobnie jak szelest liści i trzask gałęzi.
Ostrożnie pikując nad ogniskiem, Harry przysiadł na gałęzi. Jakieś postacie zbierały się w tym miejscu, nadchodząc z różnych kierunków.
Śmierciożercy?
Harry obserwował ciekawie tę scenę. Około dziesięciu ubranych w szaty figur zgromadziło się wokół ognia, szepcąc pomiędzy sobą.
Następna postać wynurzyła się z ciemności.
– Lucjuszu, czy to ty?
– Oczywiście, że to ja, idioto. A na kogo innego czekacie? – spytał Lucjusz Malfoy ostrym tonem. Najwyraźniej nie był szczęśliwy. – Czy wszyscy już są?
– Tak – powiedział inny śmierciożerca. – Jesteśmy elitą. Myślisz, że byśmy to sobie odpuścili?
– Mów ciszej – warknął na niego inny.
– Po co się denerwujesz? – odparł pierwszy. – Chłopak poszedł do swojego namiotu.
– Jego przyjaciele wciąż tu są.
– To nie ma znaczenia – prychnął kolejny. – Nie po jutrze.
– Jeśli tak dalej pójdzie – odezwał się inny głos – w końcu się dowie.
– Mistrz się tym zajmie – powiedział cicho Lucjusz.
Rozległ się szmer aprobaty.
– Jednak kto by pomyślał, że plan mistrza tak wspaniale zadziała?
Więcej szeptów, wśród których Harry wyłapał „genialne", „co za cierpliwość", „zupełna podległość".
– Chłopak jest...
– Wy głupcy – wysyczał wściekle Lucjusz. – Ten chłopak mógłby zrównać z ziemią cały obóz skinieniem ręki. Ludzie liczą się z jego zdaniem, a on nie jest tępy.
– Nie przesadzaj, Lucjuszu, mistrz potrafi go kontrolować.
– Mistrz może go sobie podporządkować – poprawił Lucjusz. – Ale nie chce, by do tego doszło. – Mężczyzna westchnął. – Zrozumcie, chodzi o to, że mistrz chce, by wszystko stało się tak szybko i cicho, jak to możliwe.
Jeden ze śmierciożerców zaśmiał się cicho.
– Czego nie wie, to nas nie zaboli.
– Można to tak ująć – zgodził się Lucjusz.
– Więc powiedz nam. – Harry rozpoznał głos Avery'ego.
– Harry jutro przemówi w ministerstwie – rzekł Lucjusz. – Później zrzeknie się władzy. Kiedy tylko wróci do obozu, mistrz zamierza go zniewolić i zacząć proces oczyszczania.
Śmiech, który wybrzmiał wokół ogniska, przyprawił Harry'ego o dreszcze.
– Powtarzam, to potężni czarodzieje i czarownice, nie zapominajcie o tym – dodał Lucjusz. – Mistrz chce dać im szansę do pokazania białej flagi.
Tym razem śmiech był jeszcze głośniejszy.
– Dołącz do nas, albo zgiń – zadrwił ktoś.
– Więc wracamy do działania – stwierdził Avery.
Lucjusz spojrzał na niego. Płomienie rzucały upiorny blask na jego blade rysy.
– Tak. Wiecie, co macie robić.
Lucjusz odwrócił wzrok w stronę ognia, podczas gdy reszta śmierciożerców rozchodziła się w ciszy. Jego wyraz twarzy był dziwny, biorąc pod uwagę, co Harry właśnie usłyszał. Co najciekawsze, wyglądał prawie tak, jak Harry się czuł – rozczarowany, zdradzony, zaniepokojony... i zlękniony.
– To zmienia się w prawdziwy koszmar – mruknął Lucjusz.
Harry obserwował w oszołomieniu, jak Lucjusz macha różdżką, wygaszając ognisko.
Lucjusz odszedł w stronę obozu, lecz Harry siedział na gałęzi, patrząc w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą płonął żywo ogień.
Więc to tak? Voldemort wygrywa?
Harry przemienił się w drodze na ziemię, wciąż wpatrzony w popioły z ogniska.
Wszystkie jego manipulacje, jego prezenty... Czy choć jeden z nich był konieczny, skoro Voldemort i tak od początku planował przywrócić zamęt i morderstwa? Jasne, moc była niesamowita, jednak czy cały czas i wysiłek Voldemorta byłby warty jej zdobycia, jedynie by spełnić tę część przepowiedni?
Przepowiednia.
Harry zacisnął dłonie w pięści.
Był tylko jeden sposób, by to zakończyć. Jedyny sposób, by zapobiec morderstwom.

_______
* Pozycja królowej w Wielkiej Brytanii jest właściwie czysto reprezentacyjna; formalnie jest głową państwa, ale praktycznie nie ma żadnej szerszej władzy (w przeciwieństwie do premiera)

Harry Potter i Przepowiednia TrelawneyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz