Bonus 2

1.3K 252 42
                                    

Słońce świeciło wysoko, a na zewnątrz panował potężny zaduch. Był koniec maja i temperatury już od jakiegoś czasu zwiastowały nieuchronnie zbliżające się lato. Jednak to nie dlatego tamtego upalnego poranka Neville Longbottom pocił się i czerwienił.

Siedział przed salą porodową w Szpitalu Świętego Munga, co chwilę biorąc głębokie wdechy, w czym wspierał go jego przyjaciel, Seamus. Nie był on zresztą jedyny; znajdowali się tam też Jane, rodzice Adele, a także jej brat z narzeczoną, Georgią. Troy zdawał się znosić to wszystko jeszcze gorzej niż jego szwagier - chodził w tę i z powrotem po korytarzu, nie dając się przekonać ukochanej, że powinien się uspokoić.

Wreszcie, po, zdawało się, upływie wieczności, z sali wyłoniła się położna z szerokim uśmiechem na twarzy.

- I co? - zawołał Troy, zatrzymując sję tuż przed drzwiami, czym sprawił, że niemal podskoczyła.

- Troy - napomniała go Georgia.

- Tata może już wejść - powiedziała, gdy minął jej pierwszy szok związany z nagłym pojawieniem się Troya.

Neville uniósł głowę, którą dotychczas trzymał spuszczoną. Jeszcze do niego to docierało - to on był tatą, i to swoje dziecko miał zaraz zobaczyć.

- Neville, dawaj! - Seamus klepnął go w plecy na zachętę.

- Powodzenia - dodała Jane, gdy Neville wstawał, na co odpowiedział jej skinięciem głowy.

- Wszystko w porządku - wybrzmiał kolejny głos, a z pomieszczenia wyłoniła się uśmiechnięta uzdrowicielka. - Nie macie się czym martwić. Wzorowy poród, żadnych komplikacji.

- Christina - wydusił Troy na jej widok, po czym przełknąl ślinę i dodał:
- Dziękuję ci, naprawdę.

Ona tylko wzruszyła ramionami, ściągając swoje rękawice.

- To moja praca.

Wszyscy jednak wiedzieli, że to nie była "tylko praca". Christina zazwyczaj nie zajmowała się porodami, sama zresztą niedawno urodziła drugiego syna, zobowiązała się jednak pomóc przy tym na specjalną prośbę, którą rodzinie podsunął Troy. Przekonywał, że w jej rękach jego młodsza siostra będzie najbezpieczniejsza.

- Wchodź śmiało, Neville - dodała, ostatecznie wychodząc z sali i ruszając gdzieś w lewo przez korytarz razem z położną.

- To idę... - odparł wciąż jeszcze oszołomiony Neville, a następnie wszedł do środka i natychmiast powróciła do niego gryfońska odwaga, gdy ujrzał swoją żonę.

Adele leżała na łóżku z opuchniętą od płaczu twarzą, a jednak uśmiechnięta od ucha do ucha. Tuż obok niej leżało małe, zielone zawiniątko, a choć Neville nie mógł jeszcze ujrzeć go z przodu, już wtedy ugięły się pod nim nogi.

- Wszystko w porządku? - zapytał od razu, spotykając się z Adele wzrokiem. Na jego widok dziewczyna rozsypała się ponownie, kiwając głową.

- Och, Neville... - wydusiła. - Zobacz...  Nasz synek. Nasz mały Derek.

Odsunęła się nieco, a Neville nie mógł już utrzymać się na nogach i opadł na postawiony nieopodal łóżka taboret. Oto tam leżał, maleńki chłopczyk o bardzo jasnych włosach, którego widok wydawał się wręcz nierealny. Neville nachylił się, by pocałować Adele w głowę, a po tym skupił się już tylko na dziecku... Ich dziecku.

- Ja... Ja nawet nie wiem, co powiedzieć - wydusił po chwili, ocierając łzy, które prędko pojawiły się mu w oczach. - Jestem taki szczęśliwy...

- Weź go na ręce - zachęciła Adele, a Neville nie potrzebował powtarzania. Przepełniała go miłość, która sprawiała, że naprawdę chciał go dotknąć, nawet jeśli troszeczkę obawiał się, że coś popsuje.

Nie Jestem Kaktusem • Neville LongbottomWhere stories live. Discover now