Rozdział 28

1.4K 71 4
                                    

San Francisco, Stany Zjednoczone

CEDRIK

- Ona nie odpuści - warknąłem w stronę Stanleya który popijał kawę z filiżanki w kawiarni gdzie się znajdowaliśmy. Rozejrzałem się dookoła lustrując kelnerkę. Młoda, sztuczna, nad wyraz ponętna. Nie mój gust.

- Nie oświeciłeś mnie - brunet wywrócił oczami - Jednak nie obchodzi mnie Olivia, mów lepiej co z Gaią. Ostatnio rozmawiała z Gabriele, ona zaś co dziwne nie chciała mi nic powiedzieć - poprawił się na welurowym, wygodnym krześle zaplatając ręce na klatce piersiowej.

- Co ma być? Gówno jest - przyznałem.

- Co odwaliłeś? Zapewne to twoja wina, że Gaia ma okres załamania nerwowego - parsknął gromkim śmiechem który wypełnił całe to miejsce, nie byliśmy sami, niestety.

- Nie tylko ona. Pod impulsem pokłóciłem się z nią, na dodatek...pocałowałem ją jak zachłanny, napalony małolat w wejściu do budynku gdzie mieszkamy - jęknąłem rozpaczliwie ze wstydu schowałem nawet twarz w dłoniach.

- No to nieźle. Mogę wiedzieć przez co zrobiłeś tak pojebany ruch? - uniósł ciemne, gęste brwi hamując się od wybuchu pogardą w moją stronę.

- Powiedziała, że nie możemy się spotkać, bo jest umówiona z kimś innym - przełknąłem gulę narastającą w gardle.

- Ouu...- zagryzł wnętrze policzka patrząc za moje plecy - Chyba już wiem z kim się umówiła - mruknął sięgając po białą porcelanę. Zatopił w niej wargi, a ja wykonałem gwałtowny ruch do tyłu.

Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Miałem jakże idealny widok na roześmianą Gaię, oraz jakiegoś pyszałka w czarnym garniturze. Przypominał mi z daleka kogoś. Zmrużyłem gniewnie powieki przypatrując się ciemnym oczom, i wyrzeźbionej szczęce.

Matthew Colins we własnej, pierdolonej osobie.

Zacisnąłem szczękę, oraz pięści z powodu narastającego gniewu w środku.

- Ej, ej - Stanley poklepał mnie po policzku, nie odwróciłem jednak wzroku od jakże urokliwej pary siedzącej w rogu kawiarni. To nie mógł być zbieg okoliczności, że znajdowaliśmy się w tym samym miejscu. Moment kiedy spotkałem się z jej czekoladowymi oczami utwierdził mnie.

Gdyby to było niecelowe zagranie, spanikowałaby i zerwała się do wyjścia z towarzyszem, natomiast ona przysunęła się bliżej do niego i pociągnęła perwersyjnie słomką truskawkowy shake.

- Ona to robi specjalnie - wypaliłem - Rozmawiałem z tobą gdy wychodziła z mieszkania. Zapewne słyszała - oblizałem górną wargę czubkiem języka.

- Co teraz zrobisz? - zapytał zaciekawiony przyjaciel.

- Olivia stacza się na drugi plan. Na pierwszym jest teraz odwet na Gai. Zobaczy jak to być zazdrosnym do szpiku, jebanych kości - moje knykcie zbielały z powodu nacisku na oparcie krzesła.

- Jak to?

Uśmiechnąłem się szatańsko do Stanleya, i wyjąłem z kieszeni starą wizytówkę jakiejś kobiety która kleiła się do mnie. Postanowiłem wziąć kartonik, by się odczepiła. Wtedy jednak mogła być moim dobrym towarzyszem w tej jakże cudownej grze.

Postanowiłem wyjść z budynku, natomiast mijając parę zatrzymałem się i szeroko uśmiechnąłem w kierunku brunetki.

- Skarbie do zobaczenia w domu - cmoknąłem w powietrzu nie zwracając uwagi na jej towarzysza.

Chciała narobić mi wstydu, coś nie wyszło. Bo to ja narobiłem go jej. Zapewne przy tym sztywniaku z korporacji w Las Vegas wyszła jako zdradziecka kochanka. Właśnie o to chodziło.

Obiecałem przecież, że zniszczę każdego kto się waży chociażby położyć palec na jej ramieniu. Nie wspomniałem o kilku dodatkach.

Zadowolony z siebie zadzwoniłem do wysokiej blondynki umawiając się z nią na spotkanie następnego dnia wieczorem. Stanley też miał w tym swój udział, gdyż musiał przekonać swoją wybrankę by zaprosiła na to widowisko Gaię.

Potarłem dłonie patrząc za panoramiczne okno popijając drinka w szklance. W mieście chodź zapanowała ciemne aura nocy odbijały się światła klubów, rażące reflektory aut, witryn sklepów.

Usłyszałem jak na klatce schodowej coś upada. Odstawiłem szkło na stolik i podszedłem do drzwi. Uchyliłem je a przez szparę obserwowałem jak Gaia niezdarnie chciała otworzyć zamek do swojego mieszkania. W dłoniach trzymała pliki papierów.

- Pomóc ci? - oparłem się nonszanchlancko o framugę.

- Nie - nawet nie zwróciła na mnie uwagi tylko w dalszym ciągu szukała odpowiedniego klucza w zamku.

Nie posłuchałem i podszedłem do niej. Wziąłem z rąk pakunki. Zerknęła przelotnie na to co zrobiłem i drżącymi dłońmi w końcu otworzyła swój cel. Bez słowa odebrała teczki, i trzasnęła przed moim nosem wrotami.

- Gaia, co ty do jasnej choroby wyprawiasz?!

Nie uzyskałem odpowiedzi. Głucha cisza odbijała się echem pośród jasno kremowych ścian. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że może odrobinę przesadziłem, ale na myśl, że ktoś inny mógł całować te słodkie wargi opiewał mnie w całości gniew tak duży...

Wróciłem do siebie i powędrowałem prosto do sypialni, otworzyłem MacBooka, i dołączyłem do zebrania które odbywało się dla biznesmenów którzy chcieli otworzyć swoje oddziały w pojedynczych biurowcach na terenie Ameryki Południowej.

Owszem, miałem taki plan. Szło mi coraz to lepiej, ale wkroczyła nagle Olivia, to ona namieszała i stałem między młotem a kowadłem. Przez swój głupi błąd pozwoliłem wkroczyć jej w swoją działalność.

Z całych sił nie chciałem pozwolić by żona tego śmiecia wkroczyła do mojej firmy, ale chyba nie miałem wyjścia.

- Liczę, że spotkamy się na żywo - Scince, cały kierownik spotkania pokazał do kamery palcem na mnie - I to jak najszybciej.

Poluzowałem krawat i zapewniłem w zupełności, że to spotkanie nadejdzie prędzej czy później i nie zakończy się na kilku minutach,

Usłyszałem grzmot, a jasny błysk rozświetlił moją sypialnię. Burza, kolejna w tamtym tygodniu. Byłem w szoku, że w San Francisco pogoda dawała aż tak we znaki, ale nie dziwiłem się, było tam cholernie ciepło.

Przypomniałem sobie noc z Gaią, kilka lat temu.

Bała się, i miałem nawet głupią nadzieję, że w dalszym ciągu. Zebrałem się w sobie, przebrałem w sportowe spodenki i powędrowałem pod jej drzwi, co dziwne klamka była otwarta.

Wszedłem do środka a na widok skulonej Gai na kanapie przykrytą kocem w delikatne cętki moje serce zrobiło fikołka. W koło mojej nogi otuliło się jakieś zwierzę. Futrzak niemal wtapiał się w ciemną panoramę.

Miasto zgasło, nie było prądu. Czerń okryła bladą twarz tej śliczności.

- Skarbie...- podszedłem do niej. Podskoczyła w miejscu - Nie bój się - wyszeptałem usadawiając się za nią - Przytul się, przecież wiem, że chcesz.

Czekałem chwilę na jej ruch, nie doczekałem się. Z frustracji sam pociągnąłem ją za ramiona zatapiając w swojej klatce piersiowej. Ciepły oddech musnął nagi tors.

- Dlaczego to dziś zrobiłeś? - wymamrotała szepcząc.

- Co? - udałem głupka.

- Dlaczego tak perfidnie oszukałeś mojego towarzysza.

Zapewne nie spodziewała się, że poznałem tego chuja Matthewa. Musiałem powiedzieć prawdę.

- Gaia, jestem o ciebie zazdrosny, nie widzisz tego? - jęknąłem.

- Ale...dlaczego? Boże, Cedrik dlaczego? - płakała, szlochała w moje ramię.

- Bo...bo dalej coś do ciebie czuje, dalej cię, kurwa kocham.

Pochłonięci w rozkoszy |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz