11. Powrót do domu

211 11 3
                                    

Nika poszła na przystanek. Autobus przyjechał prawie od razu. Zajęła miejsce najbardziej oddalone od drzwi i zapatrzyła się w szybę. Przez cały czas jazdy patrzyła pustym wzrokiem na przesuwający się krajobraz miasta. Kiedy dojechała na swój przystanek, zamiast pójść do tramwaju, jak to zwykle robiła, ruszyła spacerem w stronę swojego domu. Szła. Bez emocji. Bez myśli. Po prostu była i na tym się kończyło. Dziewczyna, która zawsze miała pod górkę. Straciła rodziców, nie raz ocierała się o śmierć, była blisko pozostawienia życia, jakie znała, a teraz jeszcze porzuciła ją jedyna osoba, którą kochała. Straciła część siebie. Nie panowała nad tym co robi ani nad emocjami. Nie miała siły myśleć ani płakać. Szła przed siebie dobrze znaną drogą, bo tędy zazwyczaj odprowadzał ją Net, kiedy wracali z randki. Net... Czy on wiedział, co robi? Zerwał z dziewczyną, bo był zazdrosny o swojego najlepszego przyjaciela. Nie dał im nawet szansy się wytłumaczyć. Wytłumaczyć... Ale z czego? Że zasnęła? Że Felix nie chciał jej obudzić? Jeden wielki żart. A jednak w sercu pozostała dziura.

Nika dotarła pod swoją kamieniczkę. Otworzyła te same skrzypiące drzwi, weszła po tych samych krzywych schodach, minęła tą samą obdrapaną ścianę i stanęła przed tym samym półtora pokojowym mieszkaniem. Weszła do środka. Rzuciła torbę w kąt i opadła na kanapę. Momentalnie wszystko do niej wróciło. Emocje, myśli, uczucia. Wzięła poduszkę i ukryła w niej twarz. Płakała. Płakała jak jeszcze nigdy wcześniej. Płakała po tym wszystkim, co się wydarzyło. Po śmierci mamy i taty, po doczepkach Aurelii, po prawie ujawnionej tajemnicy, po dziwnym zachowaniu wobec Felixa i po Necie.

Po godzinie użalania się w myślach na cały świat, trochę się uspokoiła. Dochodziła piętnasta, a ona nie jadła od śniadania. Wyjęła z lodówki resztę wczorajszego obiadu i usiadła do stołu. Kiedy skończyła, włożyła naczynia do zlewu i znów położyła się na kanapie. Wzięła poduszkę i przytuliła ją z całej siły. Jeszcze niedawno przytulała Neta, który próbował ją pocieszać. Nie ważne, przez co było jej smutno, on nie pozwalał jej samej płakać. Przeżywała z nim piękne chwile. Oczywiście, czasami się kłócili, ale nigdy nie padły te trzy słowa „zrywam z tobą". A wszystko wydarzyło się w to romantyczne święto. Od teraz nie będzie miała do kogo się przytulić, kogo pocałować, z kim się pośmiać lub na kogo krzywo patrzeć, gdy znów zrobi coś głupiego. Nie będzie już słuchać głupich żartów, Aurelia zacznie się nad nią znęcać jeszcze bardziej, a superpaczka przestanie istnieć. Nika znów się rozpłakała. Słone łzy wnikały w już mokry materiał, a ona czuła, że druga strona poduszki robi się wilgotna.

***

Nikę obudziło pukanie do drzwi. Leżała na kanapie tuląc mokrą poduszkę. Za oknem, jak i w mieszkaniu, było ciemno. Pukanie się powtórzyło. Dziewczyna przestraszyła się. Bezgłośnie podniosła głowę i spojrzała na zegarek. Była dziewiętnasta. I znów usłyszała pukanie. Przestraszyła się. W dzień na Pradze nie było zbyt bezpiecznie, a co dopiero o tej godzinie w zimę. Pomyślała, że skoro światło się nie paliło, to ktoś w końcu zrezygnuje i sobie pójdzie. Tym razem ktoś po drugiej stronie drzwi zadzwonił dzwonkiem. Przez głowę przeszła jej myśl, że skoro ma zgaszone światło, to może złodziej chce się do niej włamać i upewnia się, że nikogo nie ma. Musiała szybko podjąć decyzję. Udawać, że jej nie ma i mieć spokój albo otworzyć i wdawać się z kimś w rozmowę. Z drugiej strony, jeżeli to przestępca myśląc, że jej nie ma, włamie się. Ale jak mu otworzy, to albo zwieje, albo wejdzie i zrobi jej krzywdę. Znów zadzwonił dzwonek.

- Nika, ja wiem, że tam jesteś – do dziewczyny dotarł przytłumiony głos.

Spanikowała już na dobre. Otworzenie drzwi nie wchodziło już w grę. Jak najciszej doskoczyła szafy i ją otworzyła. Znów usłyszała głos, ale nie rozpoznała słów. Chciała schować się w szafie, ale układ półek skreślił jej plany już na samym początku. Zamknęła drzwi i rozpaczliwie rozglądała się za kryjówką. Znów dzwonek do drzwi. Sekundy mijały szybciej, a czas się kończył. W głowie zaświtał jej pomysł. Kiedy rok temu byli w światach alternatywnych, raz musieli uciekać z jej domu. Było tu drugie wyjście. Nie zdążyła nawet pomyśleć, jakie ono było, bo ktoś po drugiej stronie chwycił klamkę. Ta z lekkim trudem opadła, a drzwi się uchyliły. Zdążyła jeszcze skulić się pod biurkiem, zanim drzwi otworzyły się na oścież. Dlaczego ich nie zamknęła? Ujrzała w nich sylwetkę wysokiego chłopaka. Migotliwe światło z korytarza nie pozwalało dojrzeć więcej szczegółów.

725 słów. Jutro wleci kontynuacja, bo stwierdziłam, że rozdział byłby za długi i wolę podzielić na dwa.  Mam nadzieję, że wytrwacie w niepewności, co się działo dalej w mieszkaniu Niki.

Felix, Net i Nika oraz Szalone WalentynkiWhere stories live. Discover now