Rozdział 1.

15.5K 288 11
                                    

Zawsze marzyłam o byciu adwokatem. Chciałam stać na straży sprawiedliwości, chociaż to moja siostra poszła w ślady ojca, który jest sędzią, a mama była obrońcą. Co prawda jeszcze była na studiach, ale w tym roku ma zacząć praktyki. Moja kancelaria ma podpisaną umowę z jedną z najlepszych uczelni prawniczych w Nowym Yorku. Od lat, braliśmy pod swoje skrzydła, młodych miłośników prawa. Tego roku, po raz pierwszy pod moimi. Pół roku temu przejęłam kancelarię po mojej mamie, która pod wpływem pod upadku na zdrowiu, musiała zrezygnować z sali sądowej. Odkąd skończyłam szesnaście lat, pracowałam w weekendy u mamy. Zawsze powtarzała nam, że to właśnie ja, dostanę ją po niej. Ani tata, ani Neomi, nie mieli z tym żadnego problemu. Ojciec jest cenionym sędzią, a siostra chce się dalej rozwijać. Ciężko pracowałam, żeby być w tak młodym wieku, w tym miejscu co teraz. Wiele razy słyszałam, że jestem rozpuszczoną gówniarą, która ma kupę pieniędzy i dostaje wszystko za darmo. Nikt za to nie wiedział, że moi rodzice, próbowali wychować nas na ludzi, którzy szanują pieniądze. Mogłam mieć co chciałam, ale nie potrzebowałam. Teraz jestem im za to wdzięczna.

Właśnie siedziałam już w salonie, ubrana w beżową sukienkę ołówkową, z złotą klamrą, która idealnie podkreślała moją figurę. Założyłam jeszcze pasujące pod kolor szpilki i czarną marynarkę. Tradycyjnie złoty zegarek i bransoletka, która miała wartość sentymentalną. Rozpuściłam dzisiaj włosy i związałam z tyłu dwa pasma, tworząc coś na kształt kiteczki. Nie muszę chyba wspominać o litrach perfum wylanych na mnie i delikatnie się pomalowałam. Mam dzisiaj pełno ważnych spotkań, musiałam wyglądać schludnie. Piłam sobie spokojnie kawę, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Domyślałam się kto idzie i gdy otworzyłam je, to się nie zawiodłam. Moja siostra wmaszerowała do środka z bananem na twarzy, ale to osoba obok niej mnie zaciekawiła. Chłopak miał śniadą karnację, włosy czarne jak smoła, brązowe oczy i pełne usta. Kogoś mi przypominał.

- Witam moją kochaną siostrę. - zaświergotała i pociągnęła chłopaka do środka.

- No witam

- Victoria, to jest Enzo. Enzo, to jest Victoria. - przedstawiła nas sobie.

- Dzień dobry. - uśmiechnął się nieśmiało chłopak i przyjął dłoń, którą wyciągnęłam w jego stronę.

- Co was do mnie sprowadza? - zapytałam i przeszliśmy do salonu.

- Jak już wiesz, musimy niedługo zacząć praktyki i najpierw znaleźć sobie jakąś kancelarię. - przerwała na chwilę, a ja już wiedziałam do czego zmierza. - Wzięłabyś naszą dwójkę do siebie? - spojrzała na mnie tymi swoimi błękitnymi oczyma i uśmiechnęła szeroko, przez co odznaczał się aparat na zębach.

- Go mogę wziąć, ale ty musisz się bardziej postarać. - zaśmiałam się. Spojrzała na mnie gniewnie i odrzuciła swoje ciemne blond włosy do tyłu. Zawsze tak robiła, jak się irytowała.

- Jesteś podła.

- Nie pomagasz sobie.

- No weź. Weźmiesz nas?

- Wezmę, a teraz muszę was przeprosić, bo musze jechać na uczelnie, a potem do sądu i widzimy się na obiedzie z rodzicami. - wymierzyłam w nią palcem. Zabrałam torebkę z szafki i zeszliśmy do garażu. Czekał już na mnie mój cudowny samochód. Srebrny, matowy, mercedes GLE Coupe. Moje dziecko.

- Podwieźć was?

- Na uczelnie jedziesz najpierw?

- Tak.

- To chcemy nie? - zapytała chłopaka, a on pokiwał głową. Cały czas myślałam kogo on mi przypomina. Mogłam go zapytać, ale nie chciałam wyjść na ciekawską.

- Wsiadajcie.

Podjechaliśmy pod uniwerek i już miałam parkować, gdy jakiś frajem wjechał mi na moje miejsce. Zaczęłam trąbić, a po chwili już wybiegłam z samochodu i słyszałam moich pasażerów, którzy jednocześnie wypowiedzieli o kurwa. Gdy dobiegłam do czarnego, błyszczącego audi RS7, właśnie wysiadał z niego jakiś facet. Kiedy spojrzał na mnie, oboje zaniemówiliśmy. Włosy miał intensywnie czarne, zaczesane do góry na żel. Brązowe oczy wywiercały we mnie dziurę, a na pełnych ustach zagościł grymas złości. Idealnie przycięty zarost i wąs. Miał na sobie garnitur w kolorze czarnej zieleni, o ile w ogóle taki istnieje, ale tylko takie uzasadnienie go przyszło mi do głowy. Idealnie dopasowany czarny golf i buty, dodawały mu męskości. Facet, który mógłby być każdym mokrym snem niejednej kobiety. Wyrwało mnie z zamyślenia, chrząknięcie.

- Już się Pani na patrzyła?

- Nie, jeszcze nie. Muszę dokładnie przyjrzeć się człowiekowi, który myśli, że jest Bogiem. - warknęłam, a jego prawy kącik ust powędrował do góry.

- Jestem, ale to raczej Pani by skasowała mój samochód.

- Tylko i wyłącznie z Pana winy.

- Mojej? - pokazał na siebie.

- Chyba wyraźnie mówię.

- Proszę nie być śmieszną.

- Niech Pan odjedzie.

- Nie ma takiej możliwości. Śpieszę się.

- Ja też.

- Trudno.

- Dzień dobry. - usłyszałam głos mojej siostry. Mężczyzna spojrzał za mnie i się delikatnie uśmiechnął się.

- Cześć dzieciaki.

- Znacie tego buca? - spytałam się im. Oboje zrobili się dziwnie bladzi.

- Tak to nasz wykładowca i prywatnie tata Enzo. - spojrzałam na nich zdziwiona. Mężczyzna podszedł do mnie i wyciągnął swoją masywną dłoń, na której było widać żyły. Ujęłam ją, była miękka, ale jednocześnie szorstka. Boże nie myślałam przy tym człowieku. Zwariowałam.

- Kilian Sullivan. Prokurator. Tata Enzo - spojrzałam na niego zdziwiona, zaśmiał się.

- Victoria Clark. - przedstawiłam się, gdy już doszłam do siebie. - Adwokatka i siostra Naomi. - teraz on był zdziwiony.

- Ta Clark?
- Mówiąc ta Clark, ma Pan na myśli skuteczny prawnik czy córka sędziego?

- Skuteczności jeszcze nie miałem możliwości zobaczyć, ale pewnie niedługo się to stanie. Raczej chodzi mi to drugie po głowie.

- Tak. Ta Clark. – mruknęłam znudzona.

- Teraz już wiem po kim Naomi odziedziczyła urodę i cięty język.

- Och. Szybka zmiana taktyki, ale tak łatwo się nie dam. – oparłam się o swój samochód i założyłam ręce na klatkę piersiową. Przyjrzał mi się badawczo, po chwili zaśmiał się i wsiadł do samochodu. Wycofał i zaparkował na miejscu obok. Zadowolona, że wygrałam wsiadłam do swojego i zaparkowałam na wywalczonym miejscu. Znowu wysiadłam i uśmiechnęłam się do mężczyzny, który już czekał oparty o mój bagażnik. Kompletnie zapomniałam o Naomi i Enzo. Spojrzałam na nich i mruknęłam.

- Co wy tu jeszcze robicie? Na wykłady wyrywać. Ja idę do rektora. – tak też zrobili. Zmyli się szybciej niż to było możliwe. Zamknęłam samochód i z mężczyzną udaliśmy się do środka.

- Nabroiła coś? – odezwał się nagle

- Nie. Moja kancelaria, przyjmuje studentów na praktyki i biorę tamtą dwójkę. – wskazałam w kierunku, w którym zniknęli. – Formalności. – cały czas mi się przyglądał. Otworzył drzwi i przepuścił mnie pierwszą. Dopiero teraz zobaczyłam, że ma czarną skórzaną teczkę w dłoni. Doszliśmy do odpowiednich drzwi.

- Miło się rozmawiało. – wyciągnął znowu dłoń w moją stronę, którą ujęłam. Oboje poczuliśmy ten prąd, który przeszedł między nami. Spojrzeliśmy sobie w oczy.

- Do widzenia. – mruknęłam speszona, jego spojrzeniem. Było takie intensywne, jakby czytał ze mnie. Niestety to już nie było takie łatwe.

- Do zobaczenia Panno Clark.
Uśmiechnęłam się i zapukałam do gabinetu rektora. Patrzył jeszcze chwilę na mnie, po czym ruszył w swoim kierunku. Teraz mogłam się mu jeszcze przyjrzeć. Był dobrze zbudowany, ale też bardzo wysoki. Miał lekko metr dziewięćdziesiąt. Ciekawe co kryło się pod ubraniami. Boże co ja gadałam. Nie wiem, co się ze mną działo przy tym człowieku. Nigdy się tak lekkomyślnie nie zachowuje.

- Dzień dobry. - przywitałam się.

- Dzień dobry Panno Clark. - gdy usłyszałam dwa ostatnie wyrazy dostałam dziwnych ciarek. Od kiedy mam ciarki na dźwięk swojego nazwiska? Gorzej ze mną. - Co Panią sprowadza znowu w nasze progi?

- Przejęłam po mamie kancelarię. Chciałabym jak co roku, wziąć dwójkę studentów.

- Naturalnie. Przydzielę kogoś.

- Jest taka możliwość, żebym mogła sama zaproponować?

- Siostra? - uśmiechnął się.

- Tak i jeszcze Enzo Sullivan - pokiwałam głową. - Poprosiła, czy bym nie wskórała coś. - spojrzał na mnie i zmrużył oczy.

- Syn prokuratora?

- Dokładnie. Sama dowiedziałam się dzisiaj rano.

- Dobrze. Nie ma problemu. Załatwię wszystko.

- Dziękuje Panu serdecznie. - uśmiechnęłam się. Podaliśmy sobie dłonie i zadowolona opuściłam gabinet, a następnie uczelnię.

Wsiadałam właśnie do swojego samochodu, gdy poczułam, że ktoś mnie obserwuje. Podążyłam w tą stronę i w jednym z wielu okien, zobaczyłam Killiana. Stał z założonymi rękami na klatkę piersiową, a na nosie miał okulary. Jego twarz była jak wykuta z kamienia. Oderwałam od niego wzrok i wsiadłam do auta. Nie mogłam się rozpraszać. Faceci to szuje bez serca, którzy tylko chcą się zabawić. Dosyć mam ekscesów. Pojechałam prosto do sądu, a następnie na obiad z rodzicami.

_________________________________________

Witajcie ponownie ❤️
Wiem, że miało być wczoraj, ale niestety pogoda nas nie rozpieszcza i dosłownie umierałam na głowę, więc wstawiam dzisiaj. Codziennie będą się pojawiały rozdziały, raczej wieczorami.
Zapraszam was do przeżywania tej historii, ze mną ❤️
Miłego czytania kochani ♥️.


Prawo na miłośćحيث تعيش القصص. اكتشف الآن