Rozdział 27

6.4K 203 6
                                    


Otworzyłam powoli oczy, ale szybko zamknęłam, bo głowa bolała mnie niemiłosiernie. Gdy w końcu udało mi się otworzyć, rozejrzałam się dookoła. Nie poznawałam tego pomieszczenia. Nagle wszystko wróciło. Aaron, on mnie porwał. Kurwa. Usiadłam gwałtownie. Byłam w jakimś pokoju, którego kompletnie poznawałam, bo wyglądał jak sypialnia. Poczułam zapach moich ulubionych kwiatów. Magnolie. Stały w wazonie w samym rogu. Nie przyszłoby mi na myśl, że to Aaron jest tym psycholem, przecież cały czas miałam go obok siebie. Nic nie zauważyłam i jezu jak on mógł to zrobić Donovanowi. Wstałam z łóżka i podeszłam do drzwi, mając jeszcze resztki nadziei, że są otwarte. Oczywiście, że były zamknięte, przekonałam się o tym jak pociągnęłam za klamkę. Cholera jasna. Zaczęłam w końcu walić w drzwi, co nie przynosiło skutku. Boże co ja mam teraz zrobić? Myśl Victoria, myśl. Przeszukałam kieszenie i oczywiście telefonu nie miałam. Co ja sobie myślałam. Usiadłam zrezygnowana na łóżku i muszę przyznać, że ładny pokój miałam. Tylko co z tego, jak nie wiedziałam co ten psychol ode mnie chce. Nie zauważyłam, żeby on kiedykolwiek coś ode mnie chciał.

Musiałam przysnąć, bo obudziło mnie przekręcanie klucza w drzwiach. Zerwałam się na równe nogi, a do pomieszczenia wszedł Aaron z tacą jedzenia. Doskoczyłam do niego.

- Wypuść mnie do cholery jasnej!

- Nie mogę Viki.

- Nie mów tak do mnie. Jak mogłeś kurwa zapewnić mi to wszystko? Czemu nie przyszedłeś ze mną porozmawiać, tylko zgrywałeś psychola?

- Ty myślisz, że to moja sprawka? - zaśmiał się, a gdy nie odpowiadałam, kontynuował. - Ja Cię tylko porwałem, niedługo poznasz, jak to nazwałaś, psychola. - zaśmiał się i wyszedł.

Moje serce się dosłownie zatrzymało, a on wyszedł jakby nigdy nic. Dlaczego mnie to znowu spotyka.

                                                                                  Kilian

 
Szukałem ją już drugi dzień. Nie miałem pojęcia, co się z nią stało. Rozpłynęła się tak samo jak ten cały McKenzie. Nie wiedziałem już co mam robić. Szukałem wszędzie, nikt nic nie wiedział. Zostało mi ostatnie miejsce, a raczej osoba. Wsiadłem w samochód i udałem się do domu jej rodziców. Jej ojciec wyszedł na podjazd.\

- Nic nie wiadomo? - zadał mi tak znienawidzone przeze mnie pytanie.

- Nie, szukałem jej wszędzie, tak samo jak White.

- Znajdziemy ją zobaczysz.

- Mam nadzieje, że nie będzie za późno.

- Da radę. - zapewnił mnie z taką cholerną pewnością.

- Jest może Donovan?

- Po co Ci on? - zmarszczył brwi.

- On zna dobrze, jak nie najlepiej Aarona. Próbuje wszystkiego.

- Nic nie wie, ale wejdź. - przepuścił mnie w drzwiach i weszliśmy do środka.

Mężczyzna siedział z mamą w salonie. Oboje wstali na nasz widok. Przywitałem się z kobieta i zwróciłem do niego.

- Gdzie znajdę Aarona?

- Nie wiem, sam bym go chciał w swoje łapy dostać.

- Pomyśl? Jakaś działka, domek letniskowy, magazyn, cokolwiek. Coś, żeby mógł się schować. Nikt, go tak dobrze nie zna, jak ty.

- Właśnie, że go nie znam, skoro porwał moją siostrę. Dajcie mi chwilę. - oznajmił i wyszedł zapalić. Wrócił po chwili – Ruszaj tyłek Sullivan, wiem, gdzie jest ten śmieć. Zabrał kurtkę i ruszyliśmy w drogę. Wbił mi w nawigację adres i okazało się, że przed nami jakieś cztery godziny drogi. Wezwaliśmy jeszcze policję i ruszyliśmy w drogę.

Prawo na miłośćWhere stories live. Discover now