Rozdział 18

281 8 10
                                    

  Od zawsze rodzina i przyjaciele byli dla mnie najważniejsi. Nie mówię, że teraz nie są, ale odkąd mama odeszła, tata wyjechał na delegacje z pracy, a mojego brata ciągle nie ma w domu,  Jasmine jest po rozstaniu i muszę ją zmuszać, aby chociaż na chwilę opuściła swoje cztery ściany, a mimo to i tak rzadko mi się to udaje, to najbliżsi są mi Luke, Ethan, Issac, Jackob i Hunter.s

Od wyjazdu taty, i od pamiętnego piątku, przychodzą już prawie codziennie. Stało się to naszą rutyną. Nie narzekam, ale mój portfel tak, codzienne kupowanie im jedzenia już jest męczące. Ale mimo wszystko jestem im na prawdę wdzięczna, że poświęcają mi tyle czasu.

Jest tylko jeden szczegół, który od piątku tydzień temu, bardzo mi wadzi.

Luke nie jest sobą.

Nie jest tym wesołym i uśmiechniętym, zadziornym chłopakiem, jakim był odkąd go poznałam. Za to chodzi cały czas przygnębiony, mało się odzywa i prawie nie ma z nim kontaktu. Nic nie rozumiem.

Co się dzieje?

Ethan mówił, że ledwo idzie go wyciągnąć z mieszkania, a i tak nie pojawiał się na wielu spotkaniach. Jest średnio 3/4 razy w tygodniu u mnie, jak nie mniej. Czekam na okazje, aby z nim pogadać. Właśnie się zastanawiam, jak odesłać wszystkich czterech goryli gdzieś na nieokreślony czas?

-Chłopaki. Wy dwójka. Tak wy.-powiedziałam do Ethan'a i Hunter' a, którzy patrzyli na mnie dziwnym wzrokiem.-Mam pomysł. Zrobimy wieczór filmowy, możecie zostać na noc.
Ale ja muszę ogarnąć kablówkę. A wy za to, jedzenie. Więc wyznaczam was dwóch do wyjazdu do sklepu. Kupcie co uważacie, kasę wam dam zaraz.

-Tak jest szefowo.-odpowiedział Ethan a Hunter zasalutował.

-A wy dwaj.-powiedziałam teraz do Jake'a i Isaac'a.-Wy jedziecie po pizzę. A nawet trzy. Bo mój brat zaraz wraca.

-Robi się.-powiedzieli, po czym zaczęli się zbiegać.

Poczułam jak wzrok Luke'a zatrzymał się na mnie wyczekująco..

-A my, dwoje. Zajmiemy się kablówką i miejscem.-powiedziałam na co kiwnął głową.-Więc, do zobaczenia kochani. Dawajcie znać, jakby coś się działo.

-Pamiętajcie. Bez szaleństw, nie chce być wuj..

-Dobra wyjdź już stąd!-krzyknęłam na słowa oczywiście Ethan'a.

Blondyn tylko się zaśmiał po czym wyszedł.

-O hej Jeremy, jedziesz z nami!-usłyszałam głos Huntera zza drzwi.

-C-co? Dobra, chuj. Ale ty stawiasz gdziekolwiek jedziemy.-odpowiedział mój brat i nagle głosy ucichły.

Zapadła chwilowa cisza, którą zdecydowałam się przerwać.

-Dobra. Prawda jest taka, że kablówka działa, i jest podłączona. A miejsce jest. Więc nie mamy niczego do roboty.-Powiedziałam szybko na co chłopak parsknął śmiechem.

-Cass, ja cię nie poznaje. Czy ty właśnie wykorzystałaś chłopaków, aby oni załatwili wszystko a żeby tobie zostało nic?-zapytał z niedowierzaniem po czym złapał się za serce na co wywróciłam oczami.

-Niestety, nie. Nie do końca o to chodziło.
Bardziej o to, że chce z tobą pogadać poważnie w cztery oczy.

-Oho. Mam się bać?

-Tak.

Chłopak zrobił zdezorientowaną minę ale kiwnął głową na znak pogodzenia się ze swoim losem. Popatrzył na mnie wyczekując, że zacznę mówić.

-Dobra więc. Od tamtego piątku, jesteś jakiś nieobecny. Cały czas. Zawsze się uśmiechasz, rzucasz żartami, a z tego co mówią chłopaki teraz nawet nie chcesz wychodzić. Zrobiłam coś nie tak? O co chodzi Luke?-zapytałam miękko i przez to posmutniałam.

Beginning of the end Où les histoires vivent. Découvrez maintenant