Rozdział 27

256 11 11
                                    


Nie!-z moich ust wyszedł krzyk pełen rozpaczy i nie dowierzania.-Proszę!

Tak nie mogło być. To nie mogło się stać.

Nie mogłam uwierzyć w to, co się dzieje.

Pielęgniarki odciągały mnie od łóżka na którym leżał Luke.

A ja nie mogłam pogodzić się z tym co się stało chwilę temu.

Kardiomonitor w pewnym momencie przestał wystukiwać rytm bijącego serca i usłyszałam jednolity dźwięk. I kiedy na niego spojrzałam zobaczyłam na ekranie prostą linie i Luke'a, który nie oddycha.

Jeżeli ktoś by mnie zapytał, co wtedy czułam, nie umiałabym tego opisać.

W tamtym momencie nie czułam nic. Patrzyłam pusto w ekran zastanawiając się co powinnam zrobić. Dopiero po chwili doszło do mnie co tak na prawdę się dzieje.

Zaczęłam krzyczeć tak głośno, że poczułam w gardle nieprzyjemną żółć.

-Ratujcie go proszę! Proszę!-krzyczałam. Ale to wszystko na marne.

Serce chłopaka nie chciało pracować.

Dusiłam się łzami, krzyczałam, wyrywałam się ale to też nic nie dawało..

Nic nie ujarzmiło mojego bólu. Bólu, który rozrywał mnie od środka, i wiedziałam, że nie ma na to dobrego plastra. Wiedziałam, że taka rana nigdy się nie zagoi.

Ale najgorsza była świadomość, że mój Luke nigdy się już do mnie nie uśmiechnie, nigdy mnie nie pocałuje, nigdy nie przytuli, nie sprawi, abym czuła się bezpiecznie.. Nigdy nie powie "Kocham cię.."

I znów dusiłam się powietrzem, które zatruwało mój organizm...

Otworzyłam gwałtownie oczy czując uścisk na mojej dłoni. Leżałam na czymś miękkim, nie widziałam co się dzieje. Wszystko było takie.. niewyraźne, takie dziwne. Dopiero po chwili wszystko zaczęło zlewać się w jedną całość.

Szpital, Christopher, pistolet, Luke..

Luke!

Szybko podniosłam swój wzrok najpierw na moją dłoń, która wciąż trzymała tą jego. A od razu po tym spojrzałam na miejsce w którym powinien leżeć chłopak.

I leżał.

A co najlepsze, miał otwarte oczy i uśmiechał się blado. Szok jaki mnie oblał był nie do opisania. Najpierw szok, a chwile po nim szczęście.

Szczęście i ulga. Dla jednych, na wyciągnięcie ręki. Za to ja czułam się, jakbym podpisała pieprzony cyrograf z diabłem tylko po to, żeby znów móc zobaczyć jego piękną twarz. A na niej równie piękny uśmiech.

Sama już nie wiedziałam co się stało, ale jedno wiedziałam na pewno.

To był tylko sen. Tylko sen..

Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Tylko patrzyłam. Patrzyłam i wciąż nie dowierzałam w to co widzę. Chłopak najwyraźniej zauważył mój stan, ponieważ mocniej zacisnął palce na mojej dłoni i powiedział..

-Jesteś..-jego głos był bardzo zachrypnięty, lecz nie dziwiło mnie to, pokiwałam szybko głową i odpowiedziałam.

-Jestem. I nie odejdę. I ty też nie próbuj..


#LUKE POV:

Ona właśnie patrzyła mi w oczy, mówiąc "Nie odejdę."

Beginning of the end Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz