» Rozdział 8 «

572 72 265
                                    

Wracał do domu umyty, przebrany, opatrzony. Zerkał na Fabiana, który prowadził, bo jednak został z Markiem do końca. Fabian po raz pierwszy brał udział w czymś tak okrutnym. Każdy musiał kiedyś tego doświadczyć, ale pierwszy raz był najgorszy. Marek szczerze się martwił, czy mimo wszystko nie byłoby lepiej, gdyby to on siedział za kierownicą.
– Możemy zrobić przerwę, jeśli będziesz potrzebował. Czuję się dobrze, mogę prowadzić.

– To, że się zrzygałem, nie znaczy, że jestem mięczakiem – wycedził przez zęby.

– A ktoś tak powiedział? Powiedz kto, a opowiem ci, jak sam rzygał.

– Naprawdę? – Fabian spojrzał na Marka, ale od razu skupił się ponownie na drodze.

– Każdemu zdarzyło się choć raz. To, że kogoś pozbawiliśmy życia w brutalny sposób, nie jest normalne. Nie jest i nigdy nie będzie. Jednak właśnie dlatego, że sumienie każdego z nas jest obciążone podobnymi kilogramami, trzymamy się razem. Tylko my rozumiemy, bo tylko my przez to przeszliśmy. Tylko ze sobą możemy o tym rozmawiać. I nawet jeśli Kwiatkowscy chcieliby rzucić się do gardła Matrysom, a oni odwrotnie, też potrafią się zjednoczyć, jeśli trzeba.

– Nie mogę sobie tego wyobrazić. – Zaśmiał się Fabian. – Oni się nienawidzą od pokoleń.

– Z każdym rokiem będziesz w większym szoku – odparł, patrząc w boczną szybę. – Masz ledwie dziewiętnaście lat, a już dużo przeszedłeś, jak każdy z nas.

– Z czasem będzie gorzej?

– Z czasem przestaniesz czuć cokolwiek. Będzie cię przepełniać tylko gniew i pustka, którą próbujesz nakarmić czymś, czego w życiu szukasz.

– To albo gniew, albo pustka? – skwitował Fabian, na co Marek pokręcił głową.

– Poczujesz, to zrozumiesz.

– A ty naprawdę już nic nie czujesz?

– Długo tak uważałem. Wydawało mi się, że nie bardzo zależy mi na czymkolwiek. Wiadomo, rodzina, to nam wpajają od zawsze, ale poza tym? Po prostu robiłem to, czego oczekiwali ode mnie inni.

– A później zmienił to wypadek Anielki?

– Tak, też. Okazało się, że jednak czuję bardzo wiele. Po prostu to wyłączyłem.

– I co teraz czujesz? – Znów zerknął lekko zmartwiony Fabian.

– Głównie ból i beznadziejność. Pewnie wcześniej czułem to samo. Po prostu to zapijałem i balowałem. Niektórzy nawet ćpają, co nie jest raczej dla ciebie tajemnicą.

– Nie.

– A ja nie chcę już balować, pić, włóczyć się, więc muszę się zgadzać na ból i beznadziejność.

– Gdybyś chciał... potrzebował...

– Ty też. – Zakończył rozmowę Marek, a resztę drogi przebyli w milczeniu. Nie potrzebowali więcej. Ważne, że nie byli z tym sami.

Mieli Wspólnotę.
To ona ich niszczyła, odbierała wszystko, wyrywała z nich niewinność, a później stawała się jedynym, co mieli.
Dla niej mogliby oddać życie, bo bez niej nie mogli już żyć.
Nigdzie indziej już nie pasowali.
Nigdzie indziej nie byli akceptowani

*****

Wszedł do domu, a Iza czekała już w przedpokoju. Znów oblał go żal, gdy patrzył w te jasne oczy, lustrujące rany na twarzy.
– Martwiłam się.

– Naprawdę? – Uniósł brew, bo szczerze się zszokował. Niby dlaczego miałaby się martwić, skoro byli dla siebie obcy?

– Oczywiście.
Dostrzegł w niej czystą prawdę. Zrobiło mu się miło, bo odniósł wrażenie, że Iza nie miała na myśli strachu o samą siebie, utrzymanie, czy to, że chory mąż byłby dodatkowym obowiązkiem. Ktoś się o niego martwił, tak po prostu. Po ludzku. Bez niczego w zamian.

Diabeł Stróż 2 (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz