OO1

393 45 83
                                    

Czarny Bristol 410 wjechał z piskiem na podjazd komisariatu policji w centrum Londynu. Deszcz zdążył przestać dokuczać mieszkańcom tego i tak pochmurnego miasta. Każdy gdzieś się dzisiaj spieszył. Jak nie do pracy, tak do domu aby w końcu spokojnie usiąść i przeczytać gazetę. Szczególnie teraz, kiedy najgorętszym tematem w całym kraju jest zagadka o tajemniczym mordercy, który grasuje tu od dwóch miesięcy. Wszyscy wypatrują jakiegokolwiek postępowania w tej sprawie, która niestety ale cały czas stała w miejscu.

Głównym dochodzącym był nie kto inny jak Louis Tomlinson, najlepszy w swoim fachu detektyw, którego musieli tu ściągać aż z Doncaster, aby mógł im pomóc w odnalezieniu mordercy.

Szatyn zsunął swoje okulary z nosa i zawiesił na kołnierzu czarnej koszuli, która miała rozpięte trzy górne guziki dla jego wygody. Między wąskimi wargami trzymał w połowie wypalonego papierosa, a jego dłonie ocierały się o siebie nawzajem, jakby planował coś chytrego.

Ostatni raz zaciągnął się używką, po czym rzucił peta na ziemię i przygniótł swoim idealnie wypolerowanym butem. Wypuścił z ust powietrze ze świstem i ruszył w stronę budynku. W środku każdy na powitanie praktycznie się przed nim kłaniał, co Louis uważał za naprawdę zbyteczne. Może i miał na swoim koncie wiele niesamowicie dobrze rozegranych i rozwiązanych spraw, jednak nie były one powodem aż tak wielkiego uwielbienia jego jakże skromnej osoby.

— Karen. Mi także miło cię widzieć. — zaśmiał się kiedy kobieta podeszła do niego i uścisnęła jego dłoń w swoje, prawie przykładając ją do ust, aby złożyć na jej wierzchu pocałunek.

Niebieskooki wywrócił oczami uśmiechając się przy tym szeroko, będąc rozczulonym zachowaniem tej starszej kobiety. Za każdym razem kiedy tu przybywał, ta witała go zawsze w ten sam sposób.

— Kawy? — zapytała wracając na swoje miejsce przy biurku.

— Jak ty mnie dobrze znasz, skarbie. — westchnął opierając się swoim biodrem o blat jej miejsca pracy.

Starsza kobieta nieznacznie się zarumieniła na słowa mężczyzny i odwrocila się w stronę czajnika z wrzątkiem.

— Andrew jest dziś odrobinę nie w humorze. — odrzekła wlewając wodę do czerwonego kubka.

— Ma to związek z naszą sprawą i moim wezwaniem tutaj?

W środku miał jednak nadzieję, że nie chodziło o to że kolejny rzekomy morderca okazał się nie być tym kogo poszukują. Wczorajszego ranka, Louis przywiózł na posterunek mężczyznę, którego podejrzewał o popełnienie tych wielu zabójstw. Wszystkie dowody jakie zebrał przeciwko niemu, wydawały się szatynowi nie do podważenia.

— Kiedy zapytałam dlaczego jest taki nie w sosie, odburknął coś pod nosem i zaszył się w gabinecie. Siedzi tam od rana. Nawet nie wystawił nosa po kawę. — prychnęła.

Louis cmoknął pod nosem i pokręcił głową. Jak można odmówić kawy Karen? To jedna z najlepiej przygotowanych kaw jakie kiedykolwiek pił. Niestety jednak znajduje się ona na drugim miejscu, ponieważ pierwsze zajmuje kawa jego ukochanego Aarona.

— Powodzenia. — powiedziała kobieta wręczając mu jednocześnie kubek wypełniony po brzegi napojem bogów.

Louis niemo podziękował od razu biorąc ostrożny łyk, nie chcąc się przy tym poparzyć. Ruszył przez o dziwo pusty korytarz i bez pukania wszedł do odpowiedniego pomieszczenia, gdzie zauważył stojącego do niego tyłem Russela, który wpatrywał się w widoki za oknem.

— No w końcu — mruknął policjant odwracając się przodem do Tomlinsona — Chyba wiesz po co cię tu zaciągnąłem.

— Proponuje ci zatrzymać to dla siebie. Nie zamierzam tego nawet słuchać — wydukał detektyw siadając na pobliskim fotelu od razu zakładając nogę na nogę w ten „męski", bardziej rozkraczony sposób.

Arabella / larry short storyWhere stories live. Discover now