OO5

124 13 16
                                    

Louis warknął pod nosem i z całej siły uderzył pięścią o biurko. Harry wzdrygnął się na niespodziewany hałas, kątem oka spoglądając na szatyna, który zdawał się wręcz gotować ze złości.

Kompletnie nic nie szło po jego myśli. Właśnie z sali przesłuchań wyszedł kolejny facet, który nie miał kompletnie nic wspólnego ze sprawą tajemniczego zabójcy. Louis zdawał sobie sprawę z tego, że szukają w ogóle nie tym miejscu. Po raz pierwszy nie miał kompletnie pomysłu, gdzie mógłby zacząć węszyć. Jeszcze w tym wszystkim była ta pożal się Boże Arabella. Gość siedział mu na ogonie przez cały czas, dorzucając od czasu do czasu swoje błyskotliwe uwagi, które zdawały się wyprowadzać detektywa z równowagi. Tomlinson miał dość babrania się w gównie, a Harry sprawiał, że to wszystko się ociągało.

Sprawę skomplikował mu jeszcze Andrew, który postawił mu warunek dzięki któremu szatyn mógł pracować samodzielnie. Brunet musiał być jego asystentem. Zrobił to jeszcze zanim Louis w ogóle zdążył mu to zaproponować, bo przecież obiecał Harry'emu pomoc finansową. Pomyśleć, że to tylko dlatego, że młodszy mężczyzna prawie pozwolił mu się dobrać do swoich spodni. Chociaż kto wie, może kiedy Louis nie patrzył, Harry zdążył się wymknąć do biura Russella i mu obciągnął. Wcale by go to nie zaskoczyło.

Harry podniósł się ze swojego miejsca i ostrożnym krokiem zbliżył się do Tomlinsona, który schował swoją twarz w dłoniach i ciężko oddychał. Ułożył swoją dłoń na jednym z jego ramion, uśmiechając się krzywo, kiedy poczuł jak ciało starszego od niego mężczyzny się spina. Potarł delikatnie kciukiem pokrytą materiałem czarnej koszuli skórę i nachylił się tak, aby jego usta zetknęły się z uchem Louisa.

— Jest pan bardzo spięty, panie detektywie — odparł szeptem — Może mógłbym pomóc panu się jakoś rozluźnić?

— Owszem — odpowiedział unosząc głowę do góry, aby móc spojrzeć prosto w błyszczące tęczówki należące do drugiego mężczyzny — Pomożesz mi odpowiednio, kiedy odsuniesz się ode mnie przynajmniej na dwa metry — uśmiech zszedł z twarzy Arabelli, a jej ręka zjechała z ciała szatyna — Dziękuję — mruknął.

— Dlaczego nie chce pan dać sobie pomóc? — kręconowłosy wydął dolną wargę i opadł na swoje krzesło — Dlaczego odmawia pan sobie przyjemności?

— Daruj sobie, Harry. Naprawdę nie mam teraz ochoty na przekomarzanie się z tobą — odpowiedział, po czym stanął na równe nogi i zaczął chodzić po pokoju — Mamy masę roboty oraz żadnych poszlaków jeśli chodzi o sprawę mordercy. Stoimy w miejscu już pieprzone półtorej miesiąca! — ryknął zdenerwowany — Najdłuższa sprawa w mojej karierze zajęła mi trzy pieprzone tygodnie, rozumiesz? Trzy tygodnie.

— Panie detektywie...

— Żadnych śladów, typ rozpływa się w powietrzu, a potem wraca i morduje, znowu nie pozostawiając po sobie kompletnie niczego. Nawet pierdolonego włosa! — pociągnął za końcówki swojej grzywki, po czym oparł się o stojące obok krzesło.

— Może przeoczył pan coś, detektywie? — zasugerował mu zielonooki — Może jednak były ślady, tylko pan ich nie zauważył?

Louis zazgrzytał zębami. Chłopak właśnie sugerował mu niedopatrzenia. Miał ochotę złapać go za włosy i wyszarpać jego głowę w każdą możliwą stronę.

— Czy chcesz przez to powiedzieć, że nie potrafię wykonywać swojego zawodu? — wysyczał — Jak śmiesz?! — podniósł głos wpatrując się ciemnymi ze złości tęczówkami wprost w te zielone, które w tym momencie nie wyrażały żadnych emocji.

— Sugeruje, aby pan odpoczął, detektywie. Jest pan zdenerwowany, zestresowany... To zdecydowanie nie pomaga panu w pracy — odrzekł młodszy chłopak, kładąc jednocześnie swoją dłoń na tej należącej do szatyna.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Mar 04, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Arabella / larry short storyWhere stories live. Discover now