OO2

194 31 77
                                    

Zdenerwowany detektyw zarzucił na ramiona swój czarny płaszcz i wyszedł z domu, uprzednio zamykając za sobą drzwi. Był już późny wieczór, a on czuł, że potrzebował kilku kieliszków alkoholu. Nigdy wcześniej nie był w takim stanie, aby pragnąć aż tak bardzo zatopienia swoich smutków w różnego rodzaju trunkach. Oparł się biodrem o swój idealnie wypolerowany samochód i z kieszeni spodni wyciągnął papierosa, a razem z nim zapalniczkę. Kiedy nawet iskra się z niej nie wydostała, mężczyzna przeklął pod nosem i rzucił przedmiotami przed siebie, później wsiadając do samochodu i trzaskając drzwiami. Ruszył z piskiem opon i skręcił w losowym kierunku. Pamiętał, że kiedy ostatnim razem jechał tą drogą, niedaleko widział świecący się szyld jednego z klubów. Postanowił, że dzisiejszej nocy tam zawita oddając się różnego rodzaju rozrywkom. Nie planował niczego wielkiego, po prostu chciał aby cały stres, którego najadł się przez swojego byłego chłopaka, chociaż trochę z niego zszedł. Próbował skupić się na pracy, jednak w głowie miał tylko obraz tego co wydarzyło się, kiedy tylko wszedł do swojej sypialni. Za wszelką cenę starał się go pozbyć, choć na marne.

Miasto wydawało się już być w pełni uśpione. Tylko gdzieniegdzie można było zauważyć palące się światła w mieszkaniach, lub czasem jakiś przechodzień wędrował po chodniku. Louis uważał to za niezwykle niebezpieczne i bezmyślne, pamiętając o tym, że w mieście panoszył się seryjny morderca. Nawet sam Tomlinson nie pchałby się do nocnych spacerów w tej okolicy. Życie mu było jeszcze miłe, a on nie był skory do noszenia przy sobie broni przez cały czas. Chociaż patrząc na to, że znajduje się teraz w Londynie, gdzie grasuje zabójca to w sumie ten pistolet by mu się przydał. Tak profilaktycznie.

Zjechał na pobliski parking i westchnął cicho. Wysiadł z samochodu i przekręcił kluczyk w drzwiach, po czym pociągnął za klamkę, aby upewnić się czy dobrze je zamknął. Spojrzał się na kolejkę, która uformowana była przed klubem i wywrócił oczami. On na pewno nie będzie stał tutaj pół nocy, aby napić się wódki. Dlatego też wyminął ludzi, którzy ochoczo mu się przyglądali, w końcu docierając do masywnego mężczyzny, który po kolei wszystkich wpuszczał. Wyciągnął swój dokument tożsamości i z poważnym wyrazem twarzy podsunął go pod nos łysemu facetowi. Kiedy ten wyciągnął dłoń, aby zabrać dowód detektywa, Tomlinson gwałtownie cofnął rękę i posłał mu mordercze spojrzenie. Louis ponownie przystawił swój dowód przed oczy mężczyzny i trzymał go tak długo, dopóki ten nie kiwnął twierdząco głową i nie wpuścił szatyna do środka. Niebieskooki prychnął z wyższością i wszedł do dusznego pomieszczenia nawet nie oglądając się za siebie. Schował dokumenty do portfela, który zaraz potem wylądował w kieszeni jego spodni, po czym zaczął rozglądać się za barem. Jednak tak szybko jak go odnalazł, tak też zmienił swój dzisiejszy cel. Wzrokiem wyłapał profil istoty, która siedziała z założonymi na siebie nogami i opartą brodą na dłoni, która spoczywała na blacie baru.

Przyspieszył odrobinę kroku wymijając przy tym obrzydliwie spoconych ludzi, którzy przyprawiali go o zdegustowany wyraz twarzy i odruchy wymiotne. Właśnie wtedy przypomniało mu się, dlaczego tak rzadko bywa w takich miejscach. Od zawsze uważał je za obskurne i nieposiadające jakiejkolwiek gracji czy smaku.

Zajął swoje miejsce na krzesełku i od razu nachylił się do baristy, aby poprosić o kieliszek wódki. Od razu kiedy dostał szkło z trunkiem w swoje spragnione ręce, uniósł go pod swoje usta i wypił nawet się nie krzywiąc. Kątem oka zauważył, że ktoś mu się przygląda. Uśmiechnął się gorzko zdając sobie sprawę, że była to istota, na którą on sam zwrócił swoją uwagę. Postanowił jednak nie okazywać swojego zainteresowania, ponieważ to zdecydowanie nie było w jego stylu. Dlatego też ponownie kiwnął dłonią, aby przywołać pracownika klubu, tym razem zamawiając pokaźną szklankę whisky. Rozglądał się dookoła, czując że nieznajomy stara się za wszelką cenę, aby Louis zwrócił na niego swoją uwagę. Detektyw czuje na sobie jego niezwykle palący wzrok. Uśmiecha się z tego powodu pod nosem, po czym popija łyk alkoholu, rozpływając się od jego słodkiego smaku. Piosenki wypływające z głośników co chwilę się zmieniają i ranią delikatny słuch Tomlinsona. Kto w ogóle wybierał te utwory? Louis mógł z miejsca stwierdzić, że ta osoba była kompletnym bezguściem. Kto mógł w ogóle słuchać takiej sieczki? Mogliby zapodać coś od Guns'N'Roses lub Black Sabbath i szatyn mógłby już umierać. A nie puszczają mu jakąś Chiquitica, Chiquitita coś w tym stylu. Nie wie, bo tego nie lubi i tyle. Louis zdecydowanie mógłby się mianować na największego antyfana ABBY.

Arabella / larry short storyWhere stories live. Discover now