29. Czułam, że nadchodzi coś dużego

543 49 27
                                    

Po niepewnej i udręczonej minie Sio, mogłam stwierdzić, że nie czuł się zbyt dobrze. Możliwe, że został bardziej poturbowany, niż wydawało mi się na początku. Możliwe również, że wciąż dokuczał mu żołądek. Ułożył się koło mojego łóżka. W geście dobrej woli przyniosłam mu nawet niewielki, okrągły dywanik z łazienki. Nie miałam pojęcia, czy demony chorują, dlatego wolałam dać mu swój koc.

Było mi go szkoda. Nie chciałabym się znaleźć na samym końcu demonicznego łańcucha. Prawdopodobnie byłam jedną z niewielu osób, które potraktowały go w miarę przyjaźnie. Może dlatego pomógł mi w Pustce i zaprowadził do Beletha? Gdybym go nie spotkała, zapewne krążyłabym przez wieczność po pustkowiu. A teraz znalazł się u mnie. Możliwe, że Władca Demonów był na niego wściekły, że sprowadził mnie do jego Rezydencji, przez co z własnej głupoty zawarł ze mną pakt, a przysłanie stworka do Świata Ludzi miało być moją udręką i jednocześnie zadośćuczynieniem dla Sio. Nie padłam jednak na kolana, nie błagałam, by Beleth zabrał ze sobą demona, a zamiast tego nadszarpnęłam jego dobre imię i dumę. Musiał się wściec. Nie tylko na mnie, ale również na Sio, który nie spełnił swojej funkcji. To był zdecydowanie dobry początek naszej współpracy. Mojej i Beletha.

Kolejny ranek powitał mnie przyjaźnie i miło. Byłam wypoczęta i szczęśliwa, do momentu, w którym nadepnęłam Sio i zorientowałam się, że od wczoraj mam w domu demona. Nawet nie poczuł mojej stopy na swoim ogonku. Był dziwny w dotyku. Zimny i gładki.

– Wstawaj leniu, czeka nas wspaniały i pracowity dzień. – Szturchnęłam go nogą.

Wciąż nie raczył się poruszyć. Schyliłam się i pociągnęłam go do góry za ogonek. Nie zdołałam go podnieść, był zbyt ciężki i bałam się, aby nie amputować mu tylnej części ciała. Dopiero teraz raczył otworzyć swoje żółte ślepia. Puściłam go. Jego tyłek klapnął z powrotem na ziemię.

Godzinę później Sio siedział przy stole, zajadając się wątróbką w galaretce, przeznaczoną dla młodych kociąt, aby wyrosły zdrowe i piękne, a ich futerko było lśniące. Prawdopodobnie zasmakował w nowym, wykwintnym daniu, ponieważ wylizał talerz do czysta. Dałam mu jeszcze trzy porcje, zakładając, że jeśli naje się na zapas, to może będę miała spokój przez kilka dni z jego karmieniem. Był zadowolony. Nie skarżył się na żadne bóle ani złamania, więc uznałam, że wszystko z nim w porządku. Machał czerwonym, chudym ogonkiem z entuzjazmem. Westchnęłam zrezygnowana i oparłam głowę o swoją dłoń. Nawet jeśli demon okaże się bezużyteczny, to nie miałam serca odsyłać go do Pustki.

Pracowity dzień zamienił się w czekanie. Cały dzień spędziłam na czyszczeniu i polerowaniu broni. Dzięki nowym zabezpieczeniom, czułam się spokojniejsza. Nic magicznego nie mogło mnie zaskoczyć, a z ludźmi powinnam dać sobie radę. Hektor z dobrej woli zaprezentował mi działanie glifów, za co byłam mu wdzięczna i miałam pewność, że każdy intruz zostanie potraktowany w nieprzyjemny sposób. Uśmiechnęłam się. Pierwszy raz, od naprawdę długiego czasu, wyczekiwałam Śmierci z wytęsknieniem.

***

Śmierć nie raczył pojawić się przez kolejne kilka dni. Nie powiedział mi, co zamierza załatwić, ani kiedy wróci. Miałam nadzieję, że jak najszybciej. Zaczynałam się już powoli denerwować.

Sio chyba zrozumiał, że póki co nie musiał martwić się bezdomnością. W chwili, w której wpuściłam go do domu po nałożeniu glifów, stał się pełnoprawnym mieszkańcem i trudno byłoby go teraz wyrzucić. Znalazł sobie siedlisko na górze półki, dokładnie w tym samym miejscu, w którym zauważyłam go po raz pierwszy. Nie było to najwygodniejsze legowisko i mimo, że Sio nie był dużym stworzeniem, ledwie mieścił się między regałami. W przypływie dobrej woli zakupiłam dla niego mały hamak, który rozwiesiłam miedzy półką a ścianą, niemal przy samym suficie. Z jego zamiłowaniem do wysokości było to idealne miejsce. Demon musiał się wspinać po regale aby się do niego dostać, lecz wydawało mi się, że jest z tego powodu zadowolony.

Leon dzwonił do mnie kilka razy, próbując namówić do powrotu do pracy. Wszystkie jego zlecenia znajdowały się poza miastem, a ja nie mogłam sobie pozwolić na jego opuszczenie. Musiałam czekać. Leon nie mógł zrozumieć, czemu nie chcę podjąć się tak dobrze płatnego zlecenia. Nie chciałam mu nic wspominać o swoich planach, już wcześniej zaznaczył, abym trzymała się z daleka od kłopotów.

Greta zdołała sprzedać mój krzyż. Byłam jej za to niezmiernie wdzięczna. Przerwa w pracy mogła się poważnie odbić na moich finansach, zwłaszcza gdy prawie wszystkie oszczędności poszły na zakup nowego mieszkania.

Czwartego dnia doszłam do wniosku, że mam dość siedzenia w domu. Nie byłam przyzwyczajona do takiego trybu życia, zawsze byłam czymś zajęta i ta chwilowa bezczynność doprowadzała mnie do szału.

– Zbieraj się – powiedziałam do Sio.

Zabrałam z komody jericha, który był czyszczony dziesiątki razy w ciągu tych kilku dni.

– Sio gdzieś wychodzi?

– Sio idzie obserwować i słuchać. Nie możemy dalej siedzieć w domu i nic nie robić. Tej nocy masz wypatrywać dziwnych rzeczy. – Spojrzałam z niepewnością na Sio. Dla niego wszystkie rzeczy były dziwne. – Szukaj demonów i ludzi z bronią.

– Sio będzie obserwować. – Skinął ochoczo głową.

Przez te cztery dni nie wyłączałam telewizora. Kupiłam go tylko po to, by móc oglądać wiadomości i wypatrywać jakichkolwiek znaków od Agencji. Sio był niezwykle zafascynowany nowym sprzętem i spędzał przed nim długie godziny, bezmyślnie wpatrując się w ekran. Przynajmniej znalazł sobie jakieś zajęcie.

Znaleziono jeszcze jedną ofiarę. I wszystkie zamordowano w Mieście. Wiedziałam, że to wprowadzi panikę na ulicach. Jedyną dobrą stroną zaistniałej sytuacji był fakt, że teraz ulice nocą były puste, ponieważ ludzie bali się wychodzić z domu.

– Idziemy. – Otworzyłam drzwi i przytrzymałam, aby demon mógł wyjść na zewnątrz.

***

Zatankowałam do pełna. Teraz byłam w pełni przygotowana na długie krążenie po mieście. Sio siedział wpatrzony w boczną szybę, wypatrując dziwnych rzeczy. Zataczający się na witrynę sklepu mężczyzna wydał mu się szczególnie podejrzany. Grupka młodzieży, która siedziała na murku przy parku również zwróciła jego uwagę. Przez kilka godzin zdążył zaobserwować kilkadziesiąt niewyjaśnionych zjawisk, jak kot, który przebiegł nam drogę, czy spacerowicz, wyprowadzający swojego pupila na spacer.

– Sio widzi! Sio znalazł! – Usłyszałam setny raz z rzędu.

– Co znowu?

– Tam! – Wskazał na coś palcem. Powiodłam spojrzeniem za jego ręką, doszukując się kolejnego bezpańskiego psa.

Coś tam leżało i z pewnością nie było to żadne zwierzę. Gwałtownie zahamowałam. Sio poleciał na przednią szybę. Potarł ze zbolałym wzrokiem swoje czerwone czoło.

Podeszłam do leżącego człowieka, pamiętając co stało się poprzednim razem, gdy dotknęłam porzuconego ciała. Nie musiałam dokonywać szczególnych oględzin, aby stwierdzić, że mężczyzna był definitywnie martwy. Nie miał głowy.

– Sio znalazł pierwszy! – Był podekscytowany.

– Demon...? – mruknęłam pod nosem. Martwe ciała przestają wydzielać aurę, dlatego nie potrafiłam stwierdzić, czym była ofiara.

– Nie demon.

– A ty skąd to wiesz?

– Sio wie. – Sam był demonem, więc podejrzewałam, ze w jakiś sposób rozróżniał swoich, może nawet pośmiertnie.

Schyliłam się, by móc lepiej przyjrzeć się ciału. Mężczyzna był ubrany na czarno, nosił mokasyny i charakterystyczny, duży pierścień na serdecznym palcu. Kilka metrów dalej znalazłam jego głowę. Ciemne włosy zakrywały puste już oczy, a wyraz twarzy, nawet po śmierci, miał w sobie coś niepokojącego. Czyżby nasi łowcy nie potrafili odróżnić demona od człowieka i zabijali tych bardziej wyróżniających się ludzi? To było niepokojące. Agencja brała w swoje szeregi całkiem zielonych łowców i wysyłała ich bez wsparcia kogoś takiego jak Młody. Dzięki dzieciakowi chociaż zabijali właściwe cele. W tej chwili cięli na ślepo.

To zamieniało się w coś więcej niż spór między demonami i łowcami. Jak tak dalej pójdzie, ludzie zaczną wyrzynać się nawzajem.

Czułam, że nadchodzi coś dużego. Nie wiedziałam tylko jeszcze, jak wielkiego.

Na rozkaz Ciemności (TOM I)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz