Rozdział 26

69 4 0
                                    


     Lizzy prowadziła Keirę na miejsce, ale po pewnym czasie po prostu się odłączyła i stwierdziła, że Keira trafi sama. Lizzy wyprowadziła ją praktycznie za miasto i kazała iść w konkretnym kierunku, co też Keira zrobiła. Wyszła za mury Alicante i jej oczom ukazał się Will, który stał obok niezwykle przerażającej kreatury.
- Co to ma być? - spytała
- Swoje lęki trzeba przełamywać - odpowiedział, naśladując jej ton głosu.
- Już nigdy więcej nie będę ci kazała karmić kaczek, obiecuję.
- Nie wymigasz się - uśmiechnął się do niej.
- Dlaczego wybrałeś największego konia na świecie?!
     Koń faktycznie był duży, miał rudawą sierść i konopiastą grzywę oraz ogon. Na nogach miał bujne szczotki, a jego kopyta były ogromne. Keira była pewna, że jakby przyrównała je do swoich dłoni to byłyby znacznie większe. Zwierzę łagodnie się na nią patrzyło, biedne, nie świadome tego, dlaczego Keira tak się go boi. Przecież ono nic jej nie zrobiło.
- Wcale nie jest największa na świecie, ale najwieksza w naszej stajni. Musi w końcu unieść nas oboje - Keirze trochę ulżyło, że nie będzie musiała dosiadać monstrum sama. - Chodź.
     Keira posłusznie podeszła na „bezpieczną" odległość. Will wziął ją za rękę i przyłożył jej dłoń do pyska konia.
- Ona wyczuwa twój strach - powiedział po chwili.
- Haha, bardzo śmieszne.
- Naprawdę. Ale nie musisz się jej bać, to najłagodniejszy koń jakiego znam.
- To jak ma na imię?
- Bella.
     Bella. Keira bardzo delikatnie pogładziła konia po pysku. Była niezwykle zaskoczona jak delikatne miał chrapy, zupełnie jakby dotykała jedwabiu.
- Wskakuj.
- A ty? - Keira zaczęła trochę panikować.
- Będę siedział za tobą, chyba nie chcesz spaść?
- Ale dlaczego ona nie ma na sobie siodła? -      
     Keira zauważyła to dopiero teraz, że koń miał na sobie jedynie wodze.
- Ciężko by było jechać we dwójkę, więc pojedziemy na oklep, właź i nie marudź.
     W końcu po wielu protestach i nieudanych próbach przebłagania Willa żeby zaniechał tego pomysłu, Keira musiała dosiąść „potwora". Will pomogę jej się wgramolić na grzbiet „bestii" i sam zwinnie na nią wskoczył. Złapał za wodze i dał koniowi sygnał do ruszenia.
- Na anioła! On się rusza!
- Tak, bo to żywe stworzenie - zaśmiał się Will.
- Nie rozumiem jak ludzie mogą uważać ten sport za coś fajnego.
- Uwierz mi, że to naprawdę jest fajne, ale ty jesteś tak spięta, że klepiesz się jak worek kartofli.
- Mówi to osoba, która urodziła się w siodle.
- Bez przesady, ale fakt, większość nocnych łowców jednak potrafi jeździć konno. Wiesz, w Idrisie nie ma aut i to jedyny środek transportu.
- Mhm.
- Złap się za grzywę, to będzie ci łatwiej. Możesz też się o mnie oprzeć.
     Keira nie była przekonana co do tego pomysłu, ale wplątała swoje palce w długą konopiastą grzywę Belli i oparła się plecami o Willa.
- Świetnie. A teraz zamknij oczy.
- Chyba żartujesz.
- Nie, naprawdę. Zrób to.
- Boję się i nie ufam temu stworzeniu, a ty chcesz uśpić moją czujność.
- Jak chcesz mogę cię trzymać, jeśli poczujesz się bezpieczniej - zamknął ją w swoim uścisku.
- Nie powinieneś trzymać wodzy?
- To nie samochód, nie trzeba trzymać jego kierownicy.
- Mimo wszystko sądzę, że powinieneś złapać za wodze.
- Ugh, zdecyduj się kobieto.
- To ty mnie zabrałeś na przejażdżkę.
     Will jedną ręką złapał za wodze, a drugą położył Keirze na talii. Wyplątała jedną rękę z końskiej grzywy i złapała Willa za wolną dłoń. Splótł z nią palce. Keira zamknęła oczy.
Czuła miarowy chód konia i oplatające ją ciało Willa. Czuła pod plecami jego mięśnie i silne ramie trzymające ją w mocnym uścisku. Nie czuła już strachu, czuła się bezpiecznie. Wiedziała, że przy Willu nic jej się nie stanie i jego towarzystwo dodawało jej otuchy. Z czasem zaczęła robić się senna.
- To faktycznie nie jest takie straszne - wymamrotała ziewając, ale nie słyszała co Will jej odpowiedział, bo zasnęła.

•••

- Możesz się już obudzić, śpiąca królewno - Will delikatnie nią potrząsnął - popatrz.
     Keira przetarła oczy i to co ujrzała odebrało jej mowę. Dojechali do skraju lasu, a w oddali widziała góry, za którymi zachodziło słońce. Niebo miało piękny różowo-fioletowy kolor. Było prawie bezchmurne, a małe chmurki tylko dodawały mu uroku. Keira aż pochyliła się do przodu, zapominając że siedzi na koniu.
- Jest pięknie - powiedziała w końcu.
- Przejechaliśmy właśnie równinę Brocelind, a to jest las Brocelind.
- Już rozumiem dlaczego ktoś może kochać jazdę konną, to wolność.
- Masz rację, ale cwałowanie po równinie jest jeszcze lepsze. To prawie tak jakbyś latała.
- Ten widok jest cudowny.
- Koniecznie chciałem żebyś to zobaczyła, a najłatwiej jest dostać się tutaj na koniu.
     Will włożył twarz w zagłębienie szyi Keiry i musnął ustami skórę na jej karku. Przeszedł ją przyjemny dreszczyk i mimowolnie odchyliła głowę w drugą stronę. Will włożył jej rękę pod T-shirt i zaczął kreślić kółka na jej brzuchu. Keira odwróciła żeby jej usta mogły napotkać jego. Will chwycił ją obiema rękami i mocniej do siebie przysunął, tak że czuła na sobie jego całe przylegające do niej ciało. Pocałunek wywołał u niech charakterystyczne motylki w brzuchu.
     Wjechali do lasu i drzewa przysłoniły słońce.
- To jeszcze nie koniec niespodzianek.
- Ach tak? Dla mnie ten dzień już jest perfekcyjny.
     Po jakimś czasie dojechali do jeziora i Will zsiadł z konia. Podprowadził go do jednego z drzew i przywiązał do niskiego konaru. Keira przerzuciła nogę przez szyję konia i ześlizgnęła się z jego grzbietu, wpadając Willowi w objęcia. On ją podniósł.
- Wiesz, że umiem sama chodzić?
- Lubisz pływać?
- Bardzo, a co?
- Załatwiłem ci więc niezapomnianą atrakcję, jaką jest pływanie w jeziorze Lyn, czyli lustrze anioła.
- A to nie jest przypadkiem niebezpieczne? - Keira podniosła brew.
- Tym razem mam przy sobie stelę... Ale postaraj się nie pić wody.
     Postawił ją na brzegu i odpiął swój pas z bronią. Zdjął sobie buty, koszulkę i spodnie. Keira przyglądała się jego nagim ramionom i plecom. Odwrócił się i podszedł do niej.
Sięgnął do guzików koszuli, którą miała na sobie i zaczął je rozpinać.
- Potrafię też się sama rozebrać - szepnęła.
- Wiem, ale ja wolałbym to zrobić.
     Keira nie protestowała. Will uklęknął przed nią i chwycił ją za udo, podnosząc jej nogę do góry. Zdjął jej buty. Keira zrzuciła z siebie spodnie i przywarła do Willa. Uwielbiała dotyk jego skóry na swojej. Will pogładził ją po plecach i jego dłoń zatrzymała się na zapięciu stanika, ale się zawahał. Odsunął się od Keiry i wszedł po kostki do wody, patrząc się na nią z zaproszeniem w oczach. Keira stanęła obok niego i się uśmiechnęła. Sięgnęła do zapięcia stanika i odrzuciła bieliznę na brzeg. Po chwili oboje byli już zanurzeni w wodzie. Will przyciągnął Keirę do siebie i pocałował. Dziewczyna przywarła do niego całym ciałem. Położyła mu rękę na piersi i odczuła bicie jego serca, pod palcami czuła nierówną skórę i bliznę po niedźwiedzich pazurach. Z każdym pocałunkiem robiło się coraz goręcej, ale chłodna woda jeziora przyjemnie gasiła żar. Po pewnym czasie nad ich głowami pojawiły się gwiazdy.

[Nocni łowcy] Prochem i cieniem jesteśmy Where stories live. Discover now