Rozdział 20

5.8K 122 7
                                    

~LILLY~


Cały wieczór był cudowny. Cieszę się, że David jednak mnie namówił, żeby z nim pójść. W ogóle nie żałuję. Co prawda, w tajemnicy przed nim wykonałam dwa, może trzy, telefony do Sarah, żeby dopytać się czy wszystko w porządku. Kiedy za ostatnim razem oznajmiła, że jeżeli jeszcze raz zadzwonię, zablokuje mój numer, stwierdziłam, że chyba dają sobie radę. Wolałam nie podpaść kobiecie w ciąży.

Z tego co zdążyłam zauważyć, gościom chyba podobała się impreza. Cieszę się, że wybrałam inny zespół muzyczny. W porównaniu z zeszłym rokiem, ludzie o wiele chętniej korzystali z parkietu. Nawet David, który tak zarzekał się, że nienawidzi tych imprez dla snobów, bawił się wspaniale i cały czas ciągnął mnie na niego. Cały czas się przy tym śmiał, próbując udowodnić mi, że jest urodzonym tancerzem. Rzeczywiście, tańczył bardzo dobrze, to muszę mu przyznać.

Mimo wielu nerwów i załamań, uważam zadnie z wykonane, nawet powyżej założonej sobie skali. Czekam tylko jak jutro w porannej gazecie pojawi się relacja z dzisiejszego wieczoru.

Nie jestem narcystyczna. Po prostu uważam, że po trudzie włożonym w ten projekt, należy mi się moje małe pięć minut.

-O czym myślisz? - ciszę w samochodzie przerywa ciekawski głos Davida.

-Cieszę się, że wszystko się udało. - przyznaję.

-Wątpiłaś w to? - spogląda na mnie unosząc jedną brew. Nie odpowiadam tylko wzruszam ramionami.

Resztę drogi pokonujemy w błogiej ciszy, która po tylu godzinach głośnych rozmówi i muzyki, jest jak kubek gorącej czekolady w zimne, zimowe wieczory. Z całych sił staram się wygrać z pochłaniającym mnie snem. Niestety, ale tą walkę przegrałam.

Budzi mi dopiero dziwne uczucia unoszenia się w powietrzu. Dopiero, gdy w miarę wracają mi zmysły, ogarniam, że to David niesie mnie w nie wiadomym mi kierunku.

Rozglądam się, ale nie kojarzę za bardzo okolicy. Z pewnością nie jest to ta, gdzie mieszkam.

Chyba nie wywiózł by mnie gdzieś?

-Gdzie jesteśmy? - pytam cicho.

-W domu. - odpowiada tak samo szeptem.

-To nie jest mój dom. - zauważam.

-Prawie jest. - uśmiecha się cwanie szepcząc pod nosem, ale i tak go usłyszałam.

Wchodzimy do windy i widzę, że to ta samo, którą jechaliśmy do jego mieszkania rano. Przywiózł mnie do swojego mieszkania.

Po co?

-Dlaczego przyjechaliśmy do ciebie?

-Bo dzisiaj będziemy spać tutaj. Musisz zadawać tyle pytań? - puszcza mnie, żeby otworzyć drzwi i wchodzimy do środka. Od rana nic się nie zmieniło. Jest tak samo czysto jak wtedy. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz miałam u siebie taki porządek. Niestety przy małym dziecku, które cały czas lata i bawi się rozrzucając zabawki, jest to niemożliwe.

-Myślisz, że Alex zasnął bez problemu? - kręci z uśmieszkiem głową na moje pytanie. - No weź, martwię się.

-Gdyby były jakieś problemy, Sarah by do ciebie zadzwoniła. A z tego co wiem, to tylko ją zarzucałaś telefonami. - zaśmiał się. Skąd on wiedział, że to ja dzwoniłam do niej. Zero solidarności jajników. Nic się przed nim nie ukryje. - Chcesz iść pierwsza pod prysznic? Dam ci jakąś koszulkę.

Przytakuję i odpierając od niego moją prowizoryczną idę do łazienki połączonej z jego sypialni. Nie miałam kiedy rozejrzeć się po jego mieszkaniu. Ale z tego co zdążyłam zauważyć, to oprócz salonu, kuchni, i jego sypialni, są jeszcze trzy pary drzwi, za którymi nie byłam. Przypuszczam, że to pokoje goście, a jeden z nich to może jego gabinet.

Tylko mnie pokochajWhere stories live. Discover now