Rozdział trzynasty

249 37 10
                                    


Rozdział trzynasty

Z tęsknotą w oczach opuścił pokój, pozostawiając swoich najlepszych przyjaciół. Harry miał przybyć do pałacu lada moment. Mógł mieć dość jego osoby i wszystkiego, co sobą reprezentował, ale miał zamiar zachowywać się właściwie i oczywiście fotograf miał zrobić im kilka pozornie przypadkowych zdjęć. Żałoba po ojcu skończyła się jakiś czas temu, rodzina królewska nigdy długo nie opłakiwała swoich bliskich, nie było łez, rozpaczy, pozostawała jakaś pustka, która po chwili zostawała wypełniona. Umarł król, niech żyje król. Powinien przestać nosić czerń, Matthew przekazał mu wskazówki, by ubierał się w przyjaźniejsze kolory, które miały ocieplić jego wizerunek. Podobno media otoczyły go ciepłem i współczuciem. Był tym drugim księciem, który stracił brata, a później ojca i nagle stał się królem, a teraz jeszcze poszukiwał miłości i o losie, znalazł ją w najmniej oczekiwanym miejscu. Taka narracja odpowiadała rodzinie i całemu sztabowi ludzi, który zajmował się ich wizerunkiem.

Arthur był tym uśmiechniętym, tryskającym energią i poczuciem humoru. To jego uwielbiały tłumy, dziewczyny patrząc na niego, wyobrażały sobie, że zasiądą na tronie u jego boku i w końcu wszyscy będą opowiadać sobie historie, jak to stały się księżnymi, a później królowymi. Pamiętał, jak jeden uśmiech skierowany w stronę tłumu, potrafił sprawić, że ludzie padali mu do stóp. Potrafił oczarować nawet ich matkę, która nagle uśmiechała się tym uśmiechem, którego Louis nie widział od lat. To ludzie tacy jak jego brat powinni zasiadać na tronie, osoby, które pławią się w uwielbieniu i nabierają sił z każdą uściśniętą dłonią przypadkowego przechodnia. On został do tego zmuszony i wiedział, że nigdy nie pogodzi się z tym ciężarem, który został na niego zrzucony. Tęsknił za Arthurem każdego dnia, ale sam przed sobą potrafił się przyznać, że nienawidzi brata za to, że umarł tak zwyczajnie i nudno, jak może umrzeć każdy człowiek na tej cholernej ziemi. Nienawidził tego, że odszedł bez zapowiedzi i pożegnania, tego jednego nudnego dnia, kiedy Louis był na polowaniu razem z Niallem, Philipem i innymi kuzynami, którzy akurat odwiedzili ich jesienny zamek. Tej nocy gwiazdy nad murami pałacu świeciły jaśniej niż zwykle, chociaż może dopowiadał sobie teraz te ckliwe opowiastki, by poczuć się kimś więcej, niż tylko pustą skorupą. Wiadomość dotarła późnym wieczorem, gdy przyjaciele ogrzewali się przy kominku, który wydawał przyjemne dźwięki skwierczącego drewna. Pamiętał, że Niall opowiadał jakąś historię, jedną z tych, w których pojawia się zbyt wiele szczegółów, by wysłuchać jej w skupieniu do końca. Philip śmiał się głośno, popijając whisky, której nie lubił, ale tutaj wśród wzgórz, łąk i tej nieokiełznanej, dzikiej przyrody, o której tak wiele królestw mogło tylko pomarzyć, nie wypadało pić królewskiego trunku, jakim było wino. Niall zawsze tłumaczył im, że whisky to napój prawdziwych władców. Lou nie miał pojęcia, czy wyczytał to w jednej z tych swoich książek, które były jego stałymi towarzyszkami życia, czy może po prostu zmyślił te słowa, by dostać więcej alkoholu, którego piwniczka jesiennego zamku miała pod dostatkiem.

Niall snuł opowieść niczym prawdziwy bard, Philip pił, krzywiąc się przy każdym łyku, a reszta pewnie śmiała się z zabawnej opowieści i popijała alkohol z dużo większym entuzjazmem niż książę Philip. On stał przy oknie i obserwował ten jasny blask na niebie, gdy lokaj wszedł do salonu, a za nim pojawił się Matthew, już wtedy wiedział, że stało się coś złego, coś co odmieni jego życie na zawsze. Gdy po raz ostatni popatrzył na gwiazdy, czuł, że to właśnie one będą miały coś, co za chwilę zostanie mu bezpowrotnie odebrane. Miał rację, gwiazdy miały wolność, z której on musiał zrezygnować raz na zawsze.

– Wasza Wysokość, Wasza Wysokość, Louis do cholery – nagły uścisk na jego ręce sprowadził go brutalnie na ziemię. Nie powinien publicznie oddawać się takim rozmyślaniom, nie mógł stracić twarzy przed obcymi ludźmi. A teraz jeszcze okazało się, że naprzeciw niego stał nie kto inny, jak Harry Styles, który nerwowo wpatrywał się w jego twarz. – Nareszcie – sapnął ze złością. – Nie mam pojęcia, gdzie przed chwilą się znajdowałeś i o czym myślałeś, ale Matthew i ja staramy się zwrócić twoją uwagę od dłuższego czasu. Tam są cholerni fotografowie, którzy obserwują każdy mój krok, więc jeżeli chcesz nadal brać udział w tej szopce, to uśmiechnij się i udawaj co najmniej zadowolonego na mój widok.

The Royal Highness / LarryWhere stories live. Discover now