Rozdział czternasty

296 35 10
                                    


Chciałabym powiedzieć, że jesteśmy w połowie tej historii, ale niestety do połowy jeszcze daleko, także mam nadzieję, że nie znudzicie się. Miłego czytania ;) 

Rozdział czternasty

Próbował skupić się na pracy, ale był zbyt rozproszony wydarzeniami z poprzedniego dnia, by chociaż spróbować udawać, że pracuje. Nienawidził tego, że pozwolił wedrzeć się temu typowi do swojej głowy. Miał ważną i bardzo istotną pracę, od jego skupienia zależał los nie jednej, a wielu osób, młodych osób, które nie miały nikogo innego i szukały u niego wsparcia i pomocy. Musiał się ogarnąć i wziąć w garść. Przez pół nocy nie spał, myśląc o tych wszystkich paskudnych słowach, które powiedział. Jakimś cudem Louis potrafił wydobyć z niego to, co najgorsze i nagle z osoby, która stara się być najlepszą wersją siebie, stał się człowiekiem, który świadomie i celowo ranił słowami i czerpał z tego satysfakcję. Cieszył się, że dziś odpisywał na wiadomości i nie musiał rozmawiać z nikim przez telefon. Obawiał się, że nie potrafiłby odnaleźć tej wspierającej i opiekuńczej strony swojej osobowości. Nerwowo uderzał w klawiaturę, wyładowując całą swoją złość na niewinnym laptopie, przy którym pracował od kilku godzin. Normalnie czekałby z utęsknieniem na koniec swojej zmiany, myślałby o powrocie do mieszkania, zjedzeniu czegoś smacznego i oglądaniu seriali, podczas wylegiwania się na swojej wygodnej sofie, niestety mógł o tym tylko pomarzyć. Wcześnie rano obudził go telefon, a w zasadzie matka, która wpadła do jego sypialni, wykrzykując, że jest proszony do telefonu. Naprawdę nie rozumiał, dlaczego nie mogli zadzwonić, korzystając z jego numeru. Nie był cholerną Elizabeth Bennet, mógł sam odbierać telefon i mówić w swoim imieniu, chociaż był przekonany, że gdyby w czasach Elizabeth mieli telefony, ona również podzielałaby jego zdanie. Zastanawiał się, kiedy zaczną wysyłać po niego samochód, który będzie przywoził i odwoził go do domu. Już zaczynał czuć się uwięziony, jak ptak zamknięty w złotej klatce, a wiedział, że będzie tylko gorzej. Czasami myślał, czy po porostu nie powiedzieć głośno nie. Przecież nie mogli go zmusić prawda? Nie posiadali takiej władzy, która pozwalałaby im decydować o ludzkim życiu. Mógłby powiedzieć, że się nie zgadza, że chce ułożyć życie po swojemu. Tak bardzo chciał się zakochać, poznać kogoś, kogo sam wybierze i pokocha szczerze. Nie był romantykiem, nie szukał bajkowej miłości, chciał tylko tego, co mają inni ludzie. Wiedział też czego, a raczej kogo nie chce, zdecydowanie jego typem nie był książę na białym rumaku, a już na pewno nie król.

– Przestań tak uderzać w klawiaturę Harry, ona nic ci nie zrobiła – Jo położyła dłoń na jego ramieniu, potrząsając nim lekko.

– Przepraszam, chyba za mocno się wczułem w pracę – obrócił się w jej stronę ze zmęczonym uśmiechem na twarzy.

– Wprost przeciwnie, myślę, że dziś w ogóle nie jesteś skupiony na pracy, cały czas się krzywisz i twój nastrój zmienia się co kilka chwil – kobieta usiadła naprzeciw niego, przyglądając mu się badawczo. – Wszystko u ciebie w porządku?

To było tak zwyczajne pytanie i w każdej innej sytuacji powiedziały prawdę, ale teraz jak mógł to zrobić? Jak mógł powiedzieć, że pokłócił się z Louisem, który za kilka dni stanie się królem. Mógł gardzić monarchią, ale był świadom, że wszyscy są poddanymi rodziny królewskiej, która miała do powiedzenia w sprawach polityki zdecydowanie więcej niż kiedyś. Nie mógł narzekać na Louisa, nie przed swoimi współpracownikami, przyjaciółmi, tak naprawdę już teraz wiedział, że nikomu nie będzie mógł powiedzieć prawdy, może tylko swojej siostrze wyzna, jak wygląda jego życie i co czuje.

– Tak, jestem tylko zmęczony, źle dziś spałem – to po części była prawda, to że nie powiedział wszystkiego, wiedział tylko on.

– Pewnie masz teraz dużo pracy, przed koronacją i ślubem. Jeżeli chcesz, możesz wziąć trochę wolnego, wiesz? Nikt nie będzie na ciebie krzywo patrzył z tego powodu, nigdy nie brałeś wolnych dni, więc teraz zdecydowanie należy ci się trochę odpoczynku – Jo mówiła tonem, którego używała w rozmowach z przerażonymi nastolatkami, a on już od dawna nie miał nastu lat.

The Royal Highness / LarryWhere stories live. Discover now