W końcu sobota i nie trzeba iść do tej cholernej szkoły, a budzik może się iść jebać. To mi się podoba.
Zwlekłam się dopiero koło dziesiątej i już wyspana zeszłam na dół, ogarnąć śniadanie. Mama jak zwykle w sobotę krzątała się w kuchni, piekąc jakieś ciasto. W sumie nikt nigdy nie za bardzo chciał to jeść, ale był to jej jakiś rytuał dla zdrowia psychicznego, więc nie narzekaliśmy.
- Hej - rzuciłam, całując ją w policzek.
- Księżniczka wstała - mruknęła. - Jakaś paczka dla ciebie przyszła, jest na stoliku - powiedziała.
- O, super - rzuciłam. - Zamówiłam sobie nowe struny i pasek - powiedziałam, otwierając paczkę. - Moje dzieci. - uśmiechnęłam się.
- Nie jesteś normalna - westchnęła mama. - Co zjesz na śniadanie? Mam dzisiaj dobry humor, mogę ci zrobić naleśniki z owocami.
- Chętnie - powiedziałam i usiadłam przy stole, patrząc w telefon i sprawdziłam wiadomości.
Jim: Hej
Jack: Zapraszamy
Jim: Na imprezę
Jack: Dzisiaj wieczorem
Jim: Będziemy świętować
Jack: Urodziny tego cwela mojego brata
Jim: Przy okazji też urodziny tego brzydszego
Jack: O tobie już powiedziałem, debilu, miałeś powiedzieć o mnie
Jason: nie da się pisać w jednej wiadomości?
Jason: nie zamawiałem wibratora
Ja: Boże, macie dzisiaj urodziny?!
Jim: Tak jak wtedy gdy nas wyjęli z matki, szalone, Victoria, co nie?
Ja: Zamknij się, bo nie przyjdę.
Ja: To o której?
Jack: Dwudziesta!Pokręciłam tylko głową, bo nie miałam pojęcia, co im do cholery kupić. Jakby nie mogli powiedzieć wcześniej. Westchnęłam i zmarszczyłam brwi, bo dostałam wiadomość od Jasona.
Pierdolony dupek: Składamy się z Harrym na prezent dla bliźniaków
Pierdolony dupek: Harry pyta, czy nie chcesz z nami
Ja: Chce! Zdecydowanie, bo nie mam pojęcia co im wziąć.
Pierdolony dupek: Będzie po sto dolców.
Pierdolony dupek: I Harry wymyślił sobie wspólne zakupy, o szesnastej
Ja: Oh, okej... To dajcie znać gdzie- Czy ty musisz od samego rana zawsze siedzieć z nosem w tym telefonie, Victoria? - usłyszałam mamę. - Nie możesz chociaż raz jak człowiek wstać i cieszyć się piękną sobotą?
- Daj spokój mamo, Thomsonowie mają dzisiaj urodziny, zaprosili mnie wieczorem. I muszę im jeszcze coś kupić - rzuciłam.
- Oh, a kto będzie na imprezie? - zapytała.
- A, pięć osób, rodzice chłopaków, tort i soczki - rzuciłam.
- Naprawdę? - spytała.
- Mamo, a czy ja mam dziesięć lat? Przypuszczam, że zaproszą ludzi na pół domu i schlejemy się jak dzikie świnie - mruknęłam.
- Victoria! - prychnęła z dezaprobatą.
- No co? Nie jestem grzeczną dziewczynką od dawna, więc nie udawajmy, że tak jest - odparłam, więc westchnęła.
- No cóż, przynajmniej jesteś szczera, więc aż chyba tak dużo nie zawaliłam jako matka... - próbowała się pocieszyć.
- Daj spokój, jesteś super. - puściłam jej całusa w powietrzu, na co pokręciła głową i zaczęła smażyć naleśniki.
- Victoria... A czy ty nie ćpasz nic przypadkiem na tych wszystkich imprezach? - zapytała niepewnie, wpatrując się w patelnie.
YOU ARE READING
You're annoying me, idiot.
Teen FictionPrzeprowadzka z Nowego Jorku do Chicago przyniosła mi naprawdę wiele problemów. Nie dość, że musiałam się męczyć ze zmianą środowiska i próbą uratowania moich pasji, to jeszcze pojawił się on. Ten irytujący dupek, który wylał na mnie kawę i nie racz...