ℝ𝕠𝕫𝕕𝕫𝕚𝕒ł 𝟙

552 29 3
                                    

~Punkt widzenia Jade~

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

~Punkt widzenia Jade~

Czując promienie słońca na twarzy powoli otworzyłam oczy i zamrugałam wstając. Dziś są moje jak i Belli osiemnaste urodziny, cóż ja praktycznie nadal mam siedemnaście lat bo jestem martwa

- wszystkiego najlepszego!- powiedział Kol wyrywając mnie z rozmyślań i całując w policzek

- ta, dzięki- mruknęłam wstawając i zabierając z krzesła ubrania. Weszłam do łazienki i zaczęłam się ubierać. Założyłam czarny t-shirt z wzorami, ciemno granatową spódniczkę, czarne rajstopy i bordowe kozaki. Kiedy wyszłam, rzuciłam się na łóżko i mocno przytuliłam poduszkę

- co ci jest?- zapytał brunet ale go zignorowałam- no dalej, ciesz się masz wreszcie osiemnaście lat

- jestem martwa i technicznie rzecz biorąc mam nadal siedemnaście lat- powiedziałam z westchnieniem a Kol wziął mnie za ręka i pociągnął tak że siedziałam na jego kolanach

- może i jesteś martwa ale masz teraz urodziny i chcę żebyś była w tym dniu szczęśliwa- powiedział a ja lekko się uśmiechnęłam- i jest uśmiech- zaczął do mnie gruchać jak jakaś babcia, przewróciłam na niego oczami i zeszłam z niego sięgając po torbę

- od kiedy jesteś taki tandetny?- zapytałam unosząc brew

- nie jestem tandety- zaprzeczył przepuszczając mnie w drzwiach. Razem zeszliśmy na dół gdzie byli już wszyscy Mikaelsonowie

- złożycie mi życzenia albo zaczniecie śpiewać sto lat to przysięgam że pourywam wam głowy- powiedziałam ponuro gdy zauważyłam że chcieli coś powiedzieć. Poszłam do kuchni i nalałam sobie kawy

- zanim zaczniecie się pytać, Jade uważa że nie ma sensu obchodzić jej urodzin przez to że jest martwa bo technicznie ma wciąż siedemnaście lat- wytłumaczył swojemu rodzeństwu, gdy usiadłam na kanapie z kubkiem kawy

- przecież to są twoje urodzi...- Klaus nie dokończył bo w rzuciłam w niego kubkiem- jesteś jakaś jebnięta!- krzyknął gdy ledwo go ominął ale mnie już nie było w salonie.

__

Byłam wkurzona a sytuacji nie pomagało to że chodziłam z Kolem od kilku miesięcy a i tak była to nie wiadomo jaka wielka sensacja. A jeszcze bardziej mnie wkurzało gdy te idiotki patrzyły się na Kola jakby był pieprzonymi lodami

- przestań się tak patrzeć na te biedne dziewczyny bo zaraz zejdą na zawał- powiedział rozbawiony Kol

- przestałabym gdyby nie patrzyły się na ciebie jakbyś był jakimiś lodami albo babeczką- powiedziałam a on głośno się roześmiał. Miałam zacząć go wyzywać gdy podeszła do nas Alice

- cześć Jade- przywitała się i chciała mnie przytulić ale powstrzymałam ją ruchem ręki- dziś urządzamy imprezę urodzinową dla ciebie i Belli. Mam nadzieję że przyjdziesz?- zapytała a ja lekko się zdziwiłam, szczerze nie miałam ochoty spędzać czasu z nią i jej rodziną

- no niestety, mam plany z Kolem- powiedziałam z sztucznym uśmiechem, na szczęście Kol od razy zrozumiał aluzję

- idziemy do kina- powiedział przekonująco, obejmując mnie ramieniem a pixie chyba uwierzyła bo po chwili odeszła

- czyli teraz musimy iść do kina. Jej!- powiedziałam z udawanym entuzjazmem i tak szybko jak mogłam odeszłam od niego.

__

Gdy wróciłam do rezydencji, poszłam się przebrać na wejście do tego jebanego kina. Zdecydowałam się na czarną sukienkę i czarne rajstopy, koszulę w kratę i czarne kozaki. Z westchnieniem ruszyłam do auta przy którym czekał już Kol

- wyglądasz pięknie- powiedział i próbował mnie pocałować ale szybko odskoczyłam

- zamknij się, po prostu chcę mieć to już za sobą- bruknęłam i weszłam do auta. Jechaliśmy pół godziny i niestety byliśmy pod nieszczęsnym kinem

- no dalej rozwesel się- powiedział szczerząc się jak Debil, poszedł po bilety gdy podszedł do mnie jakiś naprawdę przystojny chłopak ale Kol był lepszy

- ty jesteś Jade Swan?- zapytał podpierając ścianę i najwyraźniej próbując mnie ,,oczarować''

- tak, a ty to kto?- zapytałam niezbyt zainteresowana

- Paul Lahote- powiedział a ja od razu się ożywiłam, przecież to sławna męska dziwka La push- jesteś tutaj sama?- zapytał bawiąc się moimi włosami

- nie- zaprzeczyłam i odepchnęłam jego rękę

- to w takim razie gdzie jest twój chłopak?

- spójrz za siebie- powiedział mi dobrze znany brytyjski akcent- a teraz odsuń się od mojej kobiety- chwycił mnie zaborczo za talię i przyciągnął jak najbliżej siebie. Ale casanova go zignorował i zwrócił się do mnie

- to chociaż dasz mi swój numer?- zapytał unosząc rękę z telefonem a ja jak to ja żeby zrobić na złość Kolowi. Wzięłam od niego ten telefon i wpisałam mu- do zobaczenia- odszedł puszczając mi oczko. Zanim się zorientowałam, zostałam przyparta do ściany

- naprawdę lubisz robić mi na złość!- warknął mi do ucha i wpił się agresywnie w moje usta.

- naprawdę lubisz robić mi na złość!- warknął mi do ucha i wpił się agresywnie w moje usta

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

__

Napiszcie czy wam się podobało



𝑇ℎ𝑒 𝑙𝑖𝑔ℎ𝑡 𝑜𝑓 ℎ𝑜𝑝𝑒- 𝐿𝑖𝑓𝑒 𝑎𝑛𝑑 𝐷𝑒𝑎𝑡ℎWhere stories live. Discover now