Rozdział 1

2.7K 200 9
                                    

 Rozdział 1

Stu

– Kochanie wróciłem.

Trzasnąłem drzwiami, dając Mary znać o swojej obecności. Przebywałem w trasie ponad dwa tygodnie i stęskniłem się za moją iskierką. Na moich ustach zagościł szeroki uśmiech, gdy przypomniałem sobie, jej rumieniec na policzkach. Słysząc swoje przezwisko zawsze dostawała wypieków na twarzy. Uwielbiała, gdy tak się do niej zwracałem, ale za żadne skarby świata nie chciała się do tego przyznać. Czasami była uparta jak osioł, ale właśnie to w niej kochałem. A także to, że posiadała własne zdanie i broniła go niczym lwica.

Poznaliśmy się pięć lat temu podczas mojego pobytu na terenie zaprzyjaźnionego klubu Hells Angels. Pracowała w cukierni, racząc wszystkich mieszkańców swoimi niesamowitymi wypiekami. Mary często wypominała mi, że najpierw zakochałem się w jej malinowych babeczkach, a dopiero potem w niej, ale to nie była prawda. Gdy pierwszy raz ją ujrzałem, świat przestał cokolwiek znaczyć. Jej długie blond włosy skąpane w słońcu i błękitne tęczówki, w których czaiły się wesołe iskierki, obezwładniły mnie do tego stopnia, że nie potrafiłem skupić się na niczym innym. Chodziłem za nią jak zakochany szczeniak, śledząc wzrokiem każdy jej ruch. Skamlałem o szansę, której na początku nie chciała mi dać. Bała się angażować w związek ze złym motocyklistą. Tylko, że ta cała zła otoczka była tylko na pokaz. Dla niej otworzyłem swoje serce, pokazując prawdziwego siebie. I gdy tylko dostrzegła we mnie coś więcej, niż tylko groźny wygląd, postanowiła zostawić za sobą wszystko i wyruszyć na wspólną przygodę zwaną życiem.

Wszedłem głębiej do pomieszczenia, zaalarmowany ciszą panująca w domu. Tylko stukot moich ciężkich motocyklowych butów odbijał się echem od ścian. Rzuciłem skórę na oparcie krzesła, a kluczyki do motoru na stół i zacząłem przeszukiwać niewielki metraż. Niepokój wkradł się w okolice mojego serca. Odetchnąłem z ulgą dopiero wtedy, gdy zobaczyłem zwinięte ciało mojej kobiety na łóżku. Spała, to dlatego nie odezwała się, gdy ją wołałem.

Cicho by jej nie zbudzić rozebrałem się z ciuchów, po czym wślizgnąłem się pod kołdrę. Położyłem dłoń na jej tali i przygarnąłem do siebie. Twarz wtuliłem w zagłębieniu szyi żony i zaciągnąłem się niesamowitym zapachem jej skóry. Brzoskwiniowy balsam Mary działał na mnie kojąco. Gdy docierał do moich nozdrzy odczuwałem spokój. Żyłem na granicy prawa, często robiąc paskudne rzeczy, ale to właśnie w jej ramionach odzyskiwałem równowagę i przez krótką chwilę mogłem być sobą. Była nie tylko moją żoną i przyjaciółką, ale przede wszystkim domem, do którego zawsze chciałem wracać.

Złożyłem na jej szyi tuż za uchem delikatny pocałunek. Miałem nadzieję, że tymi pieszczotami ją rozbudzę. Ona jednak nadal spała twardym snem i nie reagowała na mój dotyk. Nie było mnie przy niej dwa tygodnie i zbyt mocno za nią tęskniłem, dlatego nie zamierzałem odpuścić.

Uniosłem się na łokciu i spojrzałem na jej twarz. Gęste włosy zasłaniały jej policzek. Odgarniając na bok miękkie pukle dostrzegłem blady odcień jej skóry oraz zasinione usta.

Zerwałem się z łóżka i nachyliłem się nad nią, chwytając za ramiona. Delikatnie nimi potrząsnąłem, ale to nic nie dało, nadal nie otworzyła oczu.

– Mary, kochanie, obudź się! – Do mojego głosu wkradła się nuta paniki.

Popatrzyłem na jej klatkę piersiową i zarejestrowałem delikatny ruch. Oddychała, ale był to płytki oddech, zwiastujący najgorsze.

Podbiegłem do spodni i z kieszeni wyciągnąłem komórkę. Drżącą dłonią wystukałem numer pogotowia ratunkowego. Rozmawiając z rejestratorką nie potrafiłem pohamować zburzenia. Krzyczałem, przeklinałem, by na końcu zacząć błagać o ratunek dla mojej żony.

Poranione dusze (Zostaną wydane!)Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum