~14~ " DDD ( Don't die December) "

130 11 1
                                    

13.12.75r.

No to jakie mam zadanie na ten miesiąc?
Nie zaniedbywać się.
Psycholożka mi powiedziała , że gdy mi się pogorszy to tam trafię. Ale co raz bardziej czuje że i tak tam trafię nawet kiedy mi się polepszy.

Gdy wczoraj wyszedłem z jej gabinetu matka jeszcze zamieniła ze mną kilka słów. Coś tam o szkole że są dumni , ale nie z tego co robię. Na koniec mnie przytuliła i poszli sobie.

Co ja mam zrobić?
Jeszcze nic nikomu nie mówiłem. A powinienem. Myślę wciąż nad tym, okej?

Komu najpierw powiedzieć...a może wszystkim na raz aby się nie pierdolić kilka razy?
Wybiorę te drugą opcję.

Jest już po lekcjach i po obiedzie. Zwołałem wszystkich do dormitorium i nadal myślałem czy jednak nie zachować tej informacji dla siebie.
Raz się żyje.

         - Remus, co się dzieje? - zapytała Lily. Ostatnio jest coraz bliżej z Jamesem. A to ciekawe.
         - To może nie będę tego jakoś owijał w bawełnę....- wszyscy ( Syriusz , James, Lily, Marlen, Dorcas i Mary) patrzyli na mnie wyczekująco - W Styczniu trafiam do psychiatryka i jestem tam do momentu w którym moja waga nie osiągnie 50 kilogramów albo do Kwietnia.
Wszyscy gapili się na mnie jakbym to co mówił było głupim żartem.
        - Serio? - zapytała Marlen
        - Serio. - Marlen podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła , a ja odwzajemniłem uścisk.
        - Kiedy się o tym dowiedziałeś? - zapytał James
        - Kilka minut temu. Nie chcę tam być. Ja chcę zostać tu. Z wami. - z moich oczu wypłynęły pojedyncze łzy.
Zachowuje się niedorzecznie. Cztery miesiące wolne to nie tak źle. Ale to nie na tym polega. Mam tam "wyzdrowieć" powodzenia życzę.

***

Marlen wieczorem miała randkę z jakimś krukonem więc kolację mogę ominąć. I tak Mar na obiad wcisnęła mi więcej niż zwykle żeby mi na kolację starczyło czy coś.
Niestety mój spokojny wieczór zakłócił Syriusz. Zaciągnął mnie na kolację.

         - Remus, masz tu dwie kromki chleba i żryj to tempa ruro, bo jak umrzesz z głodu to cię wskrzeszę i znowu zabije. - mówił miłym głosem Black
         - Jak miło mnie komplementujesz kochanie. - odpowiedziałem i zacząłem jeść.

Już nawet przyzwyczaiłem się do pór jedzenia. Rano około 7:00 , popołudniu 15:30 , wieczorem 19:00.  Mój dzień kręci się w okół jedzenia. Szczerze nie wiem czy jak pójdę do psychiatryka to coś zmieni. I tu i tu wciskają ci coś na siłę.
Ale tam nie ma osób , którym ufam.
Dlatego jeszcze nie jestem pewny czy w Sylwestra wziąć i nie spierdolić gdzieś.
Ale to raczej odpada.

14.12.75r.

Każde dormitorium dostało własną mała sztuczną choinkę , aby móc ją trochę udekorować.
Razem z chłopakami jakoś ją ubraliśmy.
Zajęło nam to około pół godziny.

Jest piątek godzina 16:00 więc na ten tydzień koniec zajęć.
W następnym tygodniu mamy z trzy testy więc na spokojnie.
Od McGonagall dowiedziałem się że jeszcze przed moim wyjazdem muszę zdać test semestralny czy coś.
Wybrałem trzy przedmioty i z nich teraz będę się najwięcej uczył.

***

       - Remus, idziesz na kolację? - zapytała Marlen. Jest po 19:00 , cała nasza "ekipa" siedzi w dormitorium wspólnym, a ja wraz z nimi czytając podręcznik od Transmutacji.
       - Okej. - odpowiedziałem. Nie mam nic innego do roboty.

Szliśmy razem przez kilka minut korytarzami , gdy nagle Mar się zatrzymała.

         - Wszytko okej? - zapytałem podchodząc do niej
         - Remus, ja ci muszę coś powiedzieć....
         - Mów
         - Pamiętasz jak wczoraj ci mówiłam, że poszłam na randkę z facetem z Ravenclaw?
          - Tak, zrobił ci coś? Groził ci?
          - Nie , nie. W jednym aspekcie cię oszukałam....
          - Jakim?
          - To nie był facet.
          - A , okej. Już się bałem , że coś ci grozi czy coś. Ale ulga. - Marlen patrzyła na mnie jak na debila
           - Remus, chyba nie zrozumiałeś o co mi chodzi....miałam randkę z krukonką.
            - No wiem. Nie jestem debilem. Umiem coś wywnioskować z kontekstu. A do tego jestem bi, Mar. Czemu bałaś się mi to powiedzieć?
            - Sama nie wiem.... Przepraszam.
            - Nie przepraszaj, nie masz za co. A teraz chodźmy już.

Wiedziałem.

15.12.75r.
          
  
Sobota czyli wyjście do Hogsmeade.
Trochę zaspałem więc nie było mowy o śniadaniu.
Czemu?
Bo otwiera się nowa cukiernia i wszyscy chcieli być pierwsi.

Obudziłem się gdy już nikogo nie było.
Na spokojnie ubrałem się i wyszedłem.
Droga minęła mi dosyć krótko , teraz tylko znaleźć kogoś.
A może nie?
Dobra, dzisiaj dzień dla siebie.
Nikt mi go nie zakłóca.

Podchodziłem jeszcze z pół godziny po miasteczku i poszedłem z powrotem do zamku.

***

15:40 nic dziś jeszcze nie jadłem. Osiągnięcie życiowe.
Syriusz by mnie opierdolił, ale co mi tam.
Siedzę w bibliotece i czytam podręcznik od Zielarstwa.
To bardziej brzmi jakbym się uczył o narkotykach.
A w sprawie narkotyków, tęsknię za kawą.
Chcę znowu poczuć to co kilka miesięcy temu. Chcę poczuć że coś daje mi siłę.
Teraz nic takiego nie ma.

Znudziło mi się.
Czytanie nie daje mi już takiej satysfakcji i radości jak kiedyś. Prawie nic nie sprawia mi przyjemności.
No może po za głodówkami.
To jedyna rzecz z której się cieszę.
Ale tym tematem zajmę się potem.

Idę teraz do dormitorium , nawet nie wiem co będę tam robić.
Od kilku godzin kręci mi się w głowie.
Pewnie to nic takiego.
Wchodzę do pokoju i widzę dobrze bawiących się moich przyjaciół.
Syriusz siedzi na fotelu , James na łóżku, Lily na kolanach Jamesa, Marlen tarza się po podłodze, a Mary i Dorcach siedzą na parapecie.
Wszyscy spojrzeli na mnie, a ja na nich.
Zaczyna robić mi się zimno. Moje powieki są coraz cięższe. Chyba tracę przytomność.







•••••••••••••••••••••••••••∆••••••••••••••••••••••••••
881 słów
Bardzo przepraszam że taki krótki ale w następnym przejdziemy do bardziej konkretniejszych rzeczy

          

Kwiaty Czarnej Róży ~Wolfstar~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz