Rozdział 4. Wilki.

12 3 3
                                    

Od mojego powrotu do pracy u pani McGonagall minęły parę dni. Jutro jest niedziela więc będę musiała iść z rodzicami do kościoła. Zapewne po mszy będę wyczytana wraz z innymi dziewczynami które zgłosiły się do wzięcia ślubu. Szczerze trochę się denerwuje. Właśnie weszłam z Ginny na małą polankę w lesie. Było tu tak pięknie, a szczególnie gdy z daleka widziałyśmy spacerujące jelenie z sarnami i młodymi. Czytałyśmy swoje książki i jadłyśmy ciastka które upiekła Ginerwa z mamą dzisiejszego ranka. Dodatkowo miałyśmy obok sporo krzaków z owocami co było wielkim plusem. Miałam w torbie parę pustych słoików. Więc zbierzemy trochę owoców i będziemy miały na jakieś przetwory lub dżemy.

-Też się denerwujesz jutrzejszą mszą?- Zapytała się Ginny. Spojrzałam na nią wzdychając cicho. Spojrzałam na nią.

-Tak. Boje się szczególnie tego, że... Znów trafię na takiego aroganckiego dupka jak Cormac. Wolałabym mieć normalnego męża. Wróć. Takiego faceta nie ma na świecie.- Powiedziałam odkładając książkę na bok.

-No w sumie racja Hermiona. Ale z tego co wiem to strasznie się podobasz Fredowi i Georgowi. Często rywalizują ze sobą o to co tobie kupić na święta lub urodziny. Robi się to męczące. Jednak Ron ma w głowie tą pindę Lavender.- Powiedziała Ginny podchodząc do krzewu z jeżynami i zerwała ich kilka. Następnie zaczęła je jeść niczym małe dziecko jedzące coś słodkiego.- Boże jakie one są pyszne. Hermiona dzięki ci, że jesteś mądra.- Powiedziała zajadająca się owocami Ginny. Zaśmiałam się. Spojrzałam słysząc jakieś wrzaski. Nagle niespodziewanie znad krzaków wyskoczył biały rumak. Koń staną na tylnych nogach wystraszony widokiem mojej przyjaciółki, a chłopak siedzący na jego grzbiecie spadł na trawę. Zwierzę po chwili popędziło w dal. Wstałam z ziemi i pobiegłam za rumakiem. Zlekceważyłam wołanie Ginny. Gdy dogoniłam konia chwyciłam lejce i zaczęłam lekko głaskać stworzenie po pysku starając się je uspokoić.

-No już, już spokojnie.- Powiedziałam po chwili podchodząc do krzewu z jeżynami. Wzięłam parę do ręki. Wysunęłam do wierzchowca rękę z owocami. Koń chwilę się wahał lecz zjadł.- Widzisz? Już spokojnie. Chodź. Odprowadzę cię.- Powiedziałam po chwili prowadząc konia w stronę z której uciekł. Spojrzałam słysząc wycie wilków. Kiedy zauważyłam kilka z nich zaczęłam uciekać ciągnąć rumaka. W pewnej chwili potknęłam się o korzeń przez co rozbolała mnie kostka. Spojrzałam słysząc warczenie. Wilki biegły prosto w moją stronę. Kiedy jeden miał na mnie skoczyć zamknęłam oczy. Wtedy usłyszałam wystrzał.

-Wilki są jak szkodniki.- Usłyszałam poważny, męski i znany mi głos. Uchyliłam powieki i spojrzałam. To znów on. Sędzia Snape.- No proszę, proszę po raz kolejny się widzimy panno McLaggen.- Powiedział mężczyzna schodząc z konia. Podszedł do mnie i kucną wyciągając dłoń.

-Właściwie to Granger. Nie mam zamiaru przedstawiać się nazwiskiem mojego "miłego" męża.- Powiedziałam podając mu dłoń by z jego pomocą wstać z ziemi. Spojrzałam na mężczyznę. Nasze oczy znów się spotkały. Odwróciłam wzrok po czym zaczęłam z mężczyzną wracać gdy ten wcześniej przerzucił przez grzbiet konia martwe ciało wilka. Kiedy doszliśmy na polanę zobaczyłam jasnowłosego mężczyznę z jakimś chłopakiem.

-No ile można było na ciebie czekać Severusie? Poza tym to tym oto kobietom chyba odbiło. Afiszować się z książkami z ich statusem. Zabawne prawda?- Powiedział starszy mężczyzna po czym zaśmiał się.

-Daj spokój Lucjuszu. Gdyby nie ta panna by twoje pieniądze poszły w błoto. Poza tym opłaciło mi się pójścia bo schwytałem sporego wilka. Idealnego na dywan.- Powiedział czarnowłosy kiedy młodszy chłopak wsiadł na swojego rumaka.- A teraz żegnamy panie i życzymy przyjemnej lektury.- Dodał sędzia po czym cała trójka odjechała na koniach. Gdy odjechali spojrzałam na Ginny która się patrzyła na mnie.

-Co?- Zapytałam się jej krótko patrząc jak po chwili szeroko się uśmiechnęła.

-Czy mi się wydaje czy sędzia Snape uratował ciebie przed wilkami?- Zapytała się chowając wszystko do mojej torby. Usiadłam wzdychając. Obejrzałam kostkę. Dobrze, że czytałam książki. Zauważyłam, że moja kostka jest stłuczona. Więc wystarczy tylko okład z octu. Wracając z Ginny rozmawiałyśmy o tym co się wydarzyło. Oczywiście mówiła tę swoją gadkę, że to było takie romantyczne. Zaraz po powrocie do domu dałam mamie wypełnione słoiki z leśnymi owocami, a sama opatrzyłam sobie bolącą kostkę.

Tylko miłość niszczy cierpienie.Where stories live. Discover now