5

513 13 30
                                    

***kilkanaście tygodni później***

Wczoraj wybiła godzina ,,W". Niby wszyscy od jakiegoś czasu liczyliśmy się z tym, że ten moment nadejdzie, ale gdzieś z tyłu głowy była nadzieja na to, że jakimś cudem się tak nie stanie. A jednak. Stało się i już nie było odwrotu. Do wyboru były dwie, w zasadzie trzy opcje. Uciekać, jak najdalej się da, chwytać za broń albo, tak jak moja rodzina, na dźwięk syren chować się po piwnicach, strychach albo samodzielnie wybudowanych schronach. Matura była ostatnią rzeczą, o jakiej myślałam. Teraz plan był jeden, pozornie nieskomplikowany. Przeżyć i pokazać armii Hitlera na każdy możliwy sposób, że choćby nie wiadomo, jak się starali, nie dostaną  Warszawy. Rodzice praktycznie nie wypuszczają mnie z domu.  Nie widywałam ani Alka, ani Rudego, ani Zośki.Brakowało mi ich. Tego pierwszego zwłaszcza. Mój nastoletni, nabuzowany hormonami mózg wręcz parował na myśl o jakimkolwiek kontakcie z Dawidowskim. Za każdym razem, kiedy nawet przelotnie  i nieświadomie dotknął choćby najmniejszego skrawka mojego ciała, czułam jakiś dziwny, przyjemny dreszcz przechodzący aż do kości. Myślę, że spokojnie mogłabym to uczucie porównać do fal elektrycznych. Co to było?  I dlaczego, do licha ciężkiego, miałam ochotę uciec z domu przez okno, byleby znaleźć się blisko niego? Zwariowałam! Przecież on jest starszy i to w dodatku kumpel Krzyśka! Nie, nie, nie. Nie mogłam tak o nim myśleć. To nienormalne.  Ja  jestem zwykłą, osiemnastoletnią smarkulą, a on... jest wiecznie uśmiechniętym, otwartym, inteligentnym dorosłym harcerzem. I,od czego chyba powinnam zacząć, zabójczo przystojnym harcerzem, choć to, co robił w Pomaranczarni, nie miało dla mnie jakiegoś większego znaczenia.


***

Tak, jak postanowiłam,uciekłam do Alka oknem. Pewnie, gdyby sytuacja była normalna, nigdy bym tego nie zrobiła. Ale teraz nie było czasu na zbędne myślenie. Trzeba było działać od razu.No to działałam! 


- Alek!- wrzasnęłam, gdy tylko go zobaczyłam.


- Baśka, co tu robisz?! Oszalałaś? Wracaj do domu!- słyszałam, że mnie o to błaga, ale i tak obstawałam przy swoim.


- Mam coś ,co może wam się przydać - zaczęłam,wyciągając przyniesione ze sobą przedmioty, czyli butelki z benzyną, puszki czarnej farby i rewolwer, na widok którego oczy Zośki rozbłysły jak dwie uliczne latarnie.


-Skąd to masz?- spytał z iskierkami zaciekawienia w oczach.


-podebrałam rodzicom- wyjaśniłam.


- Nieładnie, krasnalu- zaśmiał się Alek.


- Ale skutecznie- odparowałam


- Możemy porozmawiać?- spytał, odchodząc ze mną na bok.


- Dobra...


- Nie wiem, ile czasu nam zostało, ale chciałbym go z tobą spędzić jako...para. Zgadzasz się?- mówiąc to, ujął moją twarz w swoje dłonie, a ja stanęłam na palcach, żeby móc zbliżyć swoje usta do jego ust.


Co on chciał zrobić? Co ja robiłam?!


Pozwoliłam, żeby nasze języki toczyły ze sobą bitwę o przewagę. Trwało to tylko chwilę, zanim nie przerwał nam Tadeusz, mówiąc:


- Ja nie mogę! Tłumaczę strategię, a oni się migdalą! Niech mnie ktoś odstrzeli.


Odskoczyłam od Alka jak oparzona i odwróciłam się do nich plecami.


- Jeśli znowu to zrobią, rzygnę- dodał Rudy, udając obrzydzenie.


***

Przez kilka dni od tamtego zdarzenia, unikaliśmy się, żeby nie wywoływać swoim zachowaniem niepotrzebnej sensacji.  Do czasu, kiedy przyszedł do mojego domu.  Nie musiałam mu się przyglądać, żeby wiedzieć, że stało się coś złego. Bardzo, bardzo złego. Podeszłam bliżej. Alek spojrzał na mnie oczami pełnymi łez. Niektóre z nich spływały po jego twarzy, na co zdawał się nie zwracać uwagi.


- Mojego ojca aresztowali....

Białe róże| Kamienie na szaniecDonde viven las historias. Descúbrelo ahora