3

479 44 9
                                    

Gdy dobijała godzina pierwsza po południu w małej sypialni Remusa rozbrzmiał dźwięk solowej gitary elektrycznej, co było wycinkiem z teledysku Metallici. Mężczyzna podniósł zaspany głowę i jeszcze z zamkniętymi oczami odebrał. 

-Haalo? -Odezwał się zaspanym głosem. 

-Hej Remus. Tu James. Jest tak jak mówiłeś. Syriusz nie może wstać i no szwy i tak daaalej. 

-Jaki Syriusz? 

-Nooo łapa. Sory. Nie przedstawiłem was wczoraj. Wpadniesz? Nie mogę już  wytrzymać od jego jęków… 

-Będę zaa godzinę może. Wyślij mi adres. 

Rozłączył się i walnął znowu twarz na poduszkę, ale słysząc powiadomienie sms'a podniósł się i poszedł na poranne siku, a potem pod prysznic. 

Siedział tam chwilę najpierw w zimnej wodzie, aby się obudzić. Następnie włączył ciepłą, aby się zrelaksować. 

Następnym punktem poranku było śniadanie. Od zawsze powtarzano mu, że to najważniejszy posiłek dnia… on miał to od zawsze w dupie. Zrobił sobie byle jakie jedzenie, aby tylko uciszyć poranny głód. 

Pozmywał, bo nie lubi jak mu się nawarstwia w zlewie i śmierdzi. 

Szafę miał niedużą, a w niej identyczne ubrania. Koszulki, spodnie i swetry. Gdzieniegdzie leży bluza z kapturem i jakieś kurtki. Wybrał sobie sweter w kolorze khaki i brązowe spodnie. 

Zrobił jeszcze kilka istotnych rzeczy i zszedł do samochodu. W nawigacje wystukał adres… i wrócił do domu po sprzęt medyczny. Dopiero teraz mógł jechać. 

𖣘𖣘𖣘𖠄𖠄𖠄𖣘

Zapukał do drzwi jedno piętrowego domu. Otworzył mu James. 

-Świetnie, że jesteś… Chodź. 

Facet wciągnął go do środka nawet nie patrząc czy ten miał czas zdjąć buty. Zobaczył "pacjenta" z zakrwawioną szmatką na twarzy- To najgorsze tamowanie krwotoku jakie widziałem… dobrze, że nie ma rozciętej tętnicy. 

Remi usiadł na kanapie przy Syriuszu i zdjął szmatkę mając w dupie to, że krew w niektórych miejscach już zaschła i to zapiekło niemiłosiernie leżącego, który wciągnął powietrze przez zęby. 

-Nie wymyślaj… no opuchlizna w miarę zeszła. Widać, żeś człowiek a nie kwazimodo. 

-Może chcesz zostać moją esmeraldą?... Tylko nie zostaw mnie dla jakiegoś nadętego rycerzyka. 

Odpowiedział mu kąśliwie. Otworzył oczy i popatrzył na swojego pseudo medyka. 

Remus spojrzał na niego i musiał przyznać sam sobie, że te oczy są… porywające. -Nie szkoda ci pięknej twarzy, że używasz jej jak tarczy na arenie? 

-Uważasz, że jest piękna? 

-Wyglądasz jak jabłko które spadło na kamienie i tak leży drugi tydzień. 

-Ale jabłka są słodkie. Uważasz, że jestem słodki? 

-Zaszyje ci zaraz usta. 

-O nie. Tylko nie usta. Jak cię nimi pocałuje? 

-W dupe mnie możesz pocałować. Nie wierć sie. 

Lupin z poważnym wyrazem twarzy zaczął obmywać jego oblicze z krwii i pozostałości po maściach. W środku się nawet śmiał z tej konwersacji.

-Źle trzymasz gardę. Machasz rękami jak pojebany.. -Zaczął wymieniać przy zszywaniu łuku brwiowego. 

-Nie będzie mnie lekarzyk pouczał jak mam się bić. Nie muszę niczego poprawiać. 

-Tak sądzisz? 

Remus zaczął go smarować. 

-Dokładnie. Więc sie lepiej zamknij i… 

-Załóżmy się. Jedna przegrana walka dziś wieczorem i przestajesz się bić dopóki nie opanujesz tego o czym mówię. 

-Pf… nie przegram żadnej walki. Zobaczysz… jak tak będzie… to oddajesz mi swoje auto. 

-Umowa stoi. 

Uścisnęli sobie dłonie i Remus zaczął zajmować się resztą ran na jego ciele. 

Fighter [WOLFSTAR]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora