Rozdział 18

423 13 16
                                    

Czas upływał szybko i nim wszyscy się spostrzegli była połowa marca. Zbliżała się przerwa wielkanocna, więc atmosfera w szkole była radosna. Nauczyciele próbowali prowadzić lekcje, ale w końcu zrezygnowali, pozwalając uczniom nacieszyć się chwilą wolnego w tych ostatnich dniach przed wielkim tygodniem. Nela jak zwykle zajmowała swoje miejsce w ostatnim rzędzie po lewej stronie. Obok niej Greta prowadziła jakąś żywą rozmowę z ludźmi w ławce tuż obok. Nie chciała się w to angażować, bo zwyczajnie nie miała ochoty na kolejne plotki odnośnie chłopaków. Zamiast tego wyglądała przez okno na puste boisko oświetlane jasnymi promieniami wiosennego słońca. Dni stawały się już coraz cieplejsze i Nela cieszyła się, iż w końcu może zrezygnować z noszenia kurtki na rzecz ulubionych bluz. Dzisiaj miała na sobie jedną ze swoich ulubionych beżową z nadrukiem logo amerykańskiego uniwersystetu. Była wygodna i całkiem ładna w sam raz na długie zajęcia w szkole. Na szczęście to była już ostatnia lekcja. Dochodziła czwarta po południu i Nela marzyła o powrocie do domu. Miała już dość rozwiązywania zadań i czytania podręczników. O tej porze jej mózg nie przetwarzał już informacji, przynajmniej jeśli nie zje czegoś i nie zrobi sobie krótkiej przerwy. Nela spojrzała na wyświetlacz smartwatcha na swoim nadgarstku. Zostało jeszcze pięć minut, więc doszła do wniosku, że nie ma sensu rozpoczynać wykonywania zadań domowych, bo i tak ich nie skończy. Wobec tego zgarnęła książki z ławki i spakowała do plecaka wraz z piórnikiem, pustą śniadaniówką i butelką wody. Telefon schowała w kieszeni jeansów i oczekiwała na dzwonek. Wreszcie rozbrzmiał dźwięk zakończenia lekcji. Nela pożegnała się ze znajomymi i ruszyła w stronę domu. Następny autobus miała dopiero za pół godziny, a poza tym spacer po tylu godzinach siedzenia dobrze jej zrobi. Droga do mieszkania nie była bardzo skomplikowana. Wystarczyło przejść przez miasto, minąć przejazd kolejowy i supermarket. Pokonanie tych 4 km zajęło Neli czterdzieści minut. Wpadła do domu i od razu udała się do pokoju. Przebrała w wygodne ubrania, spięła włosy i rozpakowała książki. Na biurku jednak wciąż leżał pokaźny stos zadań i testów, które musiała wykonać. Skrzywiła się. Dlaczego nie mogło już być wolne? No cóż musiała jakoś przetrwać te ostatnie dni. Teraz nie miała zamiaru o tym myśleć. Zamiast tego ruszyła w stronę kuchni, zastawiając się co, by tu zjeść. W lodówce znalazła niedokończone opakowanie włoskiego Gnocci, które otworzyła parę dni temu. Ugotowała je szybko i zrobiła jeszcze sos z wymieszania pesto z serem mocarellą. Proste i smaczne. Zabrała się za jedzenie, wrzucając też miarkę karmy do miski Jelly'ego. Nim skończyła posiłek było już wpół do szóstej. Anka miała skończyć wkrótce dyżur, więc choć bardzo się Neli nie chciało i jedyne o czym marzyła to spędzić godziny na leżeniu i bezczynnym scrollowaniu smartfona, ubrała się w sportowy strój, wzięła słuchawki, smycz i poszła z Jellym pobiegać. Po drodze planowała zatrzymać się na bazie i wrócić z Anką. Pogoda trochę się popsuła. Niebo pokryło się siwymi chmurami, które zupełnie zakryły jasne słońce. Neli nie przeszkadzało to jednak, a wręcz przeciwnie- chłodny wiatr dodawał jej chęci do kontynuowania biegu. O ile nie zacznie padać, Nela chętnie zostawiłaby taką temperaturę do końca dnia.
Biegli dobre kilka kilometrów. Wbrew pozorom baza była dość daleko od bloku zamieszkiwanego przez Banachów. Nela powoli traciła siłę, ale Jelly wciąż mocno ciągnął smycz z nadzieją, że jeszcze przyśpieszą. W końcu znaleźli się pod szpitalem. Skręcili w stronę wjazdu dla karetek i weszli do bazy. W środku nie zastali nikogo, jedynie kilka kubków z niedopitą kawą. Ratownicy musieli być na wezwaniu. Nela odpięła smycz Jelly'emu i usiadła na krześle, oczekując na powrót Anki. Ze znudzeniem scrollowała Tik Toka, co jakiś czas wyglądając za okno.
- Cześć - pierwszy w bazie pojawił się Piotrek. Podszedł do stołu i chwycił kubek z zimną kawą. Skrzywił się jednak i po wypiciu ledwie łyka odłożył z powrotem. Musiała stać tu wiele godzin.
- Gdzie Anna? - zapytała Nela, wyłączając komórkę i chowając do kieszeni.
- Chyba mieli jakieś wezwanie do wypadku. Powinna niedługo wrócić - Piotrek poklepał puchaty łeb Jelly'ego i udał się do szafy z zamiarem zmiany stroju na codzienny. Najwyraźniej on również kończył zaraz dyżur.
- Już jestem - Anna wpadła do bazy, zwinnym ruchem głaszcząc psa i przytulając córkę.
- Jak tam dyżur?
- W porządku. Kilka omdleń, jedno zatrzymanie krążenia i wypadek - Anna chwyciła sweter i jeansy i ruszyła w stronę łazienki. - Tylko się przebiorę i możemy iść.
- Okej.
Blondynka zniknęła za drzwiami, a do pomieszczenia weszli Martyna, Wiktor, Britney i Nowy. Jelly merdał wesoło ogonem na widok znajomych twarzy. Wszyscy byli pochłonięci żywą rozmową. Oba zespoły kończyły dyżur i ulgą zbierały się do domu. Nela zapięła Jelly'ego z powrotem na smycz i cała grupa wyszła z bazy. Kierowali się w stronę swoich samochodów, gdy nagle zauważyli tłum ludzi pod budynkiem szpitala. Nela nie kojarzyła, żeby stali tu kiedy przyszła. Wśród nich byli zarówno pracownicy szpitala, jak i pacjenci, a również zupełnie obcy, nie wymagający leczenia przechodnie. Nela, kierując wzrok kierunku obiektu zainteresowania tłumu spojrzała w górę i zobaczyła mężczyznę w średnim wieku na skraju dachu. Miał na sobie biały fartuch, musiał być jednym z lekarzy. Ta fryzura wydawała się dziwnie znajoma...
- Potocki! - Anna rzuciła się w stronę szpitala, biegiem wspinając się po schodach na sam szczyt. Za nią biegli pozostali ratownicy, Nela i Jelly. Kompletnie zdyszani dotarli na górę i otworzyli gwałtownie drzwi prowadzące na dach. Rzadko kiedy ktoś tu bywał. Ostatni raz widziano tam ludzi podczas napraw dachu po nawałnicy. Od tamtej pory świecił pustką. Do dzisiaj.
- Potocki, czyś ty zwariował?! - Anna pewnym krokiem ruszyła w stronę mężczyzny. Nigdy nie bała się wysokości. Wręcz przeciwnie. Uwielbiała adrenalinę i wysokie roller costery w Energylandii. W tej chwili nie czuła jednak podniecenia, ale strach. Nie z powodu odległości od ziemi. Bała się, że lekarz, któremu zabiła już brata, też odejdzie z tego świata. I to z jej winy.
- Potocki, nie rób tego!
- Czego mam nie robić?! Nie skakać?! Co cię to niby obchodzi?! Zabiłaś mi brata! Zabiłaś go, rozumiesz!
- Przepraszam - łzy zaczęły spływać po policzkach Anny. - Nie mogłam nic zrobić! On sam wszedł do tego budynku! Chciał mnie uratować!
- To twoja wina!
- Wiem, że jesteś zły i rozumiem cię. Ja też go straciłam.
- Nigdy go nie kochałaś! Krzywdziłaś go!
- Mylisz się, kochałam. Kochałam go, nawet gdy mnie ranił. Nie potrafię tego opisać. To było jak... Uzależnienie. Bez względu na to jak bardzo chciałam nie mogłam od niego uciec.
Pozostali ludzie oglądali tę scenę w milczeniu. Każdy bał się cokolwiek zrobić, by nie sprowokować Potockiego do skoku. Nawet oddech mieli lekki i urywany, bojąc się odbioru mężczyzny.
- W takim razie dlaczego od niego uciekłaś, co?! Dlaczego?!
- Nie mogłam tak dłużej żyć! On mnie szantażował, bił. Bałam się! Chciałam być wolna...
- Jesteś samolubną suką! - w tym momencie Potocki zachwiał się na skraju dachu i niebezpiecznie wychylił w stronę spadku. Zgromadzeni odwracali wzrok, niektórzy wręcz przeciwnie rozszerzali oczy w zdumieniu, czekając na rozój wydarzeń. Wiktor jako jedyny rzucił się w stronę mężczyzny i w ostatniej chwili chwycił za ramię odrzucając w przeciwnym kierunku. Niestety pod wpływem ciężaru sam zachwiał się na krawędzi i zleciał w dół.
- WIKTOR! - ratownicy biegli po schodach z takim rozpędem, że omal nie pospychali się nawzajem. Na zewnątrz znajdowała się już cała obstawa lekarzy. Słychać było krzyki i rozmowy, ludzie w szoku zasłaniali usta dłonią. Zajęli się również Potockim, który został unicestwiony i zabrany na SOR.
- Wiktor! - Anna uklękła przy mężu, ściskając jego dłoń.
- Anka, odsuń się. Nie jesteś w stanie mu teraz pomóc - Sambor zwrócił się do zapłakanej lekarki, a Martyna i Piotrek delikatnie zabrali Annę na bok.
- To moja wina! To wszystko przeze mnie! - zaczęła krzyczeć. - Nie możesz umrzeć, Wiktor! Ja sobie tego nie wybaczę, rozumiesz?!
- Anka, chodź - Martyna objęła przyjaciółkę ramieniem i zaczęła prowadzić korytarzem poczekalni w stronę automatu. - Musisz się uspokoić i napić herbaty.
- Muszę być przy nim!
- W takim stanie mu nie pomożesz - ratowniczka, ignorując protesty podeszła do maszyny, podstawiła kubek i nacisnęła przycisk z zieloną herbatą. Gorący płyn wypełnił kubek, intensywnie parując. Martyna podniosła go i podała Ance, kierując ją na plastikowe krzesła. Na korytarz wpadła Nela. Włosy miała w nieładzie, tusz do rzęs rozmazany, jej biała koszula była pognieciona, a zielony sweter poplamiony jogurtem. Dziewczyna bez słowa rzuciła się Annie na szyję.

SIEROTA - Na sygnale AWIWhere stories live. Discover now