Nowa magia (cz. 3)

4 1 0
                                    

Józia ucieszyła się z wyjazdu ojca. Mogła posiedzieć sama z Hanką, a wtedy Hance rozplątywał się język i gawędziła o najciekawszych rzeczach. Przy ojcu raczej mało gadała, przy Jędrku i mamie też tylko trochę.

Teraz obie poszły nazbierać pokrzyw na paszę dla świń. Józia specjalnie wybrała takie zajęcie, bo z dala od wszystkich stara Hanka gadała o najciekawszych sprawach.

– Zastanawiałam się – zaczęła Józia, tak aby zagadać. – Czemu ta moja ręka, choć to nowa magia, technologia, to działa tak bardzo gorzej niż u każdego innego. Masz jaką myśl, Haneczko?

– Ty mi tu nie haneczkuj! Młode to to, to i wymagania ma... Za moich czasów to byś kawał patyka dostała.

– Tak sobie tylko myślałam – burknęła Józia. Schyliła się po pokrzywy i przesunęła ręką w łokciu, aby zacisnąć metalowe palce wokół roślin. Syknęła. Ostatnimi czasy proteza cisnęła i obcierała, choć Józia ustawiła ją najlżej, jak się tylko dało.

Hanką się nie przejmowała za bardzo. Już dawno pojęła, że jej gadanie czasem trzeba puszczać drugim uchem.

– A czy to magia zawsze jest tak dobra jak to, co ma zastępować. Gdzie tam! Eliksiry miłosne wcale nie są tak dobre jak zwykłe ludzkie uczucie, zaklęty deszcz jak normalna porządna burza. To zawsze tylko... Było takie mądre słówko, ale starej kobiecinie ze łba wyleciało...

– Zastępstwo?

– Nie, takie mądre, co to je w książkach piszą. Sub... Sub-coś-tam. No, nieważne.

Wróciły do zrywania pokrzyw. Józia obracała w głowie słowa Hanki.

– Ale to nie tak działa – odezwała się po chwili.

– Co ci znowu nie tak działa?

– Mechanika. Są wozy, co jeżdżą prędzej niż konie, machiny silniejsze od ludzi i sprawniej od nich wykonujące prace, golemy... Może ze starą magią jest tak, jak gadasz, ale z nową to już się inaczej sprawy mają.

– No bo to silna magia jest, ta technologia. I kto wie, może i ręki w pełni sprawnej się za jakiś czas doczekasz. Może już jakieś bogate pannice takie mają. Ale gdy to jest zamiast czegoś, to i tak jest słabsze. Co innego golem, co to swoją własną rękę ma, a co innego ty z ręką jak u golema.

– No i co ze mnie za boskie dziecko? – odparowała Józia. Nie rozumiała Hanki za bardzo, ale częstokroć jej nie rozumiała.

– Dziecko boskie. Masz w sobie kawałek z tej siły, co zmienia świat. My tak dobrze tego nie widzimy, ale nawet tu się wkradła.

– I co z tego, skoro normalna ręka i tak byłaby lepsza?

– Dla ciebie tak – przyznała Hanka.

– To dla kogo lepiej? – dopytywała już całkiem zdezorientowana Józia.

– A co ja mam ci wszystko na złotej tacy wykładać? – fuknęła Hanka. – Zbieraj lepiej tę pokrzywę, zbieraj.

Józia wróciła do kępy pokrzyw z mętlikiem w głowie. Hanka nie pierwszy raz dziwnie gadała, ale teraz to już naprawdę niestworzone rzeczy opowiadała. Że niby ma jakąś moc, ale nie ma mocy, jest lepiej z tą jej ręką, ale nie dla niej... Nie, choć Józia się starała, to nie widziała w tym mętliku ni odrobiny sensu. Może jednak ojciec miał rację, marudząc, że Hanka to tylko bzdury powtarza i dzieciom w głowach miesza?

– Patrzaj! – odezwała się nagle Hanka.

Józia uniosła głowę. Od strony wskazanej ręką kobieciny ujrzała jedynie kłąb kurzu na drodze. Szybko poruszający się kłąb kurzu. Czy to...

Ornamenty z atramentu. OpowiadaniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz