9. Arabella

2.4K 80 0
                                    

Wpatruję się w znajdującego się przede mną zakrwawionego faceta i stukam palcami o oparcie krzesła, na którym siedzę okrakiem. Powiedzieć, że jestem wkurwiona, to zdecydowanie za mało.

- Jeszcze raz od początku - polecam spokojnym tonem, spoglądając na posiniaczone ciało Josepha Craig. Dwudziestodwuletni mężczyzna jest moją kartą przetargową. Życie syna Prezesa Banku, w zamian za osiem procent pieniędzy miesięcznie dla rodziny Licallo.

- Nic więcej nie wiem, przysięgam - wychrypiał niewyraźnie, a po chwili traci przytomność.

- Jeżeli nie powie nic w ciągu trzydziestu minut, dzwoń po moją matkę. - zaciskam pięści patrząc cały czas na faceta. - Za dwie godziny mam kosmetyczkę, muszę ogarnąć paznokcie. - Odwracam się do kuzyna machając mu swoimi paznokciami przed nosem.

- Ciocia pewnie jest w swoim domu rodzinnym, musi wszystko ogarnąć przed jutrem. - Fryderyk patrzy na mnie wymownie.

Odkąd zginął dziadek Michael i wujek Luka, wszystko przeszło na moją mamę i ciocię Vivian. Od lat, dom należący kiedyś do dziadka Michaela i babci Luny, jest pod opieką mamy która organizuje tam przyjęcia. Kilkoma innymi, mniejszymi działkami zajmuje się najmłodsza z sióstr - Vivian.
Bal charytatywny zapewne będzie wystawny, a przed bramą zjadą się media, które na sam początek będą musiały uporać się z ochroną. Dom ten jest otoczony lasem, a żeby do niego się dostać, trzeba udobruchać ochronę co nie jest łatwe, na ten moment udało się to tylko trzy razy, przez sześćdziesiąt lat.

Pierwszy raz miał miejsce około pięćdziesiąt lat temu, gdy media zaczęły podejrzewać rodzinę Camerro o powiązania z mafią. Drugi, gdy ponad dwadzieścia lat temu mama jechała na jedną z większych gal w NYC. Trzeci, ostatni miał miejsce cztery lata temu, gdy zorganizowaliśmy pierwszy bal charytatywny od czasu śmieci dziadka i wujka.

- Więc sam to ogarnij, o panie. - podchodzę do niego aby się przytulić. Tak, potrzebuję tego. - O młody, i nie przyprowadzaj dzisiaj wieczorem nikogo, chcę się wyspać. - prycham śmiechem, gdy pod jego koszulką wyczuwam twardy tors. Zderzyć się z nim, to jak spotkanie z buldożerem.

***
Wciskam na siebie sukienkę w kolorze głębokiego fioletu, jest na cienkich ramiączkach z zabudowanym dekoltem, lecz mocno odkrywa plecy. Jedwabny materiał sięga samej ziemi, co zapewnia mnie że nie zamarznę. Przynajmniej nie do szpiku kości. Wsuwam na stopy czarne szpilki i dobieram srebrne dodatki. Wyglądam idealnie w tej kiecce, gdy byłam mała dziadek zawsze mi mówił... że wyglądam jak ona. Jak najpiękniejsza kobieta na świecie, jak gwizda.

14 lat temu:

Od dwóch godzin szykujemy się z moją kuzynką Lilly na bankiet, na który zjeżdżają się wszyscy najważniejsi ludzie. Ciocia Vivian pozwoliła iść Lilly ze mną, pod warunkiem że będziemy grzeczne i nie narobimy problemów.

Shannon w sukience o odcieniu pudrowego różu wygląda ślicznie, po zdjęciach stwierdzam że jest z twarzy jak swoja matka. Blond włosy i niebieskie oczy siostrą Camerro nadawały blask, wyglądały jak anioły.

Ja natomiast mam na sobie beżową sukienkę, którą kupiłam ostatnio z mamą na zakupach w Tokio, gdzie spędziłyśmy weekend we dwie. Włosy spadają mi kaskadowo po plecach, są długie i ciemne jak czekolada. Rzęsy podkręciłam lekko zalotką a usta przejechałam wiśniowym błyszczykiem. Oficjalnie mogę powiedzieć, że jestem gotowa.

- Bello? Możesz mi pomóc upiąć włosy w kok? - Lilly posyła mi błagające spojrzenie sześciolatki.

- Tak, oczywiście. - uśmiecham się ciepło do odbicia blondynki w lustrze.

Lilly trzy dni temu na swoich urodzinach płakała, bo nie miała koka na głowie a duża ilość dziewczynek miała. W trakcie jedzenia tortu musiałam wiązać jej włosy, a nie chciałabym przerywać sobie dzisiaj w trakcie czegokolwiek, co związane z jedzeniem.

Głośne pukanie i skrzypnięcie otwieranych się drzwi, wybudziło mnie z zamyślenia gdy kończyłam fryzurę kuzynki. Do pokoju wszedł ojciec Lilly, który od razu ją do siebie zawołał, oraz dziadek Michael.

Starszy mężczyzna miał na sobie szyty na miarę szary smoking, który idealnie pasował do dzisiejszej burzowej pogody. Dzisiejszy dzień był markotny, każda osoba chodziła podminowana z kamienną twarzą. Uśmiech dziadka jednak oświetlił pokój, gdy tylko wszedł w głąb.

- Wyglądasz pięknie, diabełku. Jesteście ze swoją mamą takie podobne... jedynie kolor włosów masz po ojcu, Bello. Wykorzystaj dobrze swoją pozycję, mała, bo świat będzie kiedyś twój. Twoja mama to najpiękniejsze co mnie spotkało, wiesz? - dziadek uśmiecha się szeroko kucając, aby być na mojej wysokości. - Gdy była jeszcze noworodkiem, zabierałem ją na spotkania Cosa Nostry. Mała Vi spała w moich ramionach, lub obserwowała co się działo dookoła, gdy my omawialiśmy biznesy. - Camerro całuje mnie delikatnie w policzek i znika za drzwiami pokoju hotelowego we Francji.

Dzisiejszy bankiet odbędzie się w pięknej posiadłości rodziny Riccharder - kilka kilometrów od Paryża.

Teraźniejszość:

Granie szczęśliwej narzeczonej? Czas start.

Queen of the mafia // Druga część dylogii: Rodzina LicalloTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang