"To tylko królik"

245 16 2
                                    

Nasza podróż do Japonii miała wkrótce się zakończyć. Pewnej nocy spałem sobie, jak zwykle, na łóżku przy oknie, przodem do środka kajuty. Usłyszałem jednak dziwny dźwięk.

Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że Collins bada wzrokiem pomieszczenie opierając się na łokciach.

Znów rozległ się ten dziwny dźwięk. To był... płacz. Płacz dziecka.

- Słyszał pan to? - spytałem go. Odwrócił się do mnie nerwowo, chyba nie zdawał sobie sprawy, że też się obudziłem. Kiwnął głową i położył palec na ustach.

Czekaliśmy w zupełnej ciszy spoglądając w stronę drzwi.

Collins sięgnął po pistolet. Drugą ręką dotknął niespokojnie blizny na szyi.

Usłyszałem kroki przed kajutą.

Drzwi otwarły się gwałtownie. Obaj cofnęliśmy się do okna.

W drzwiach stał Kagetaka. Z wystraszonym wyrazem twarzy, który natychmiast zmienił się w całkowicie przerażony.

Wpatrując się w nasze okno upadł na kolana.

Spojrzeliśmy w okno i natychmiast wyskoczyliśmy z łóżka.

Tuż przy szybie, tam, gdzie wcześniej leżałem, po drugiej stronie majaczyło oblicze.

Nie była to ludzka twarz.

To... coś okropnego.

Była całkowicie blada. Jej oczy miały wąski kształt. Białka miała żółte, a tęczówki - czerwone. Jej otwarte szeroko usta, ukazywały czarne zęby oraz niesamowicie długi, cienki język.

Jej dwie malutkie, powyginane rączki wystające z szyi trzymały niemowlę. To ono było źródłem płaczu.

Chwilę.

To nie była szyja.

To był ogon.

- Wąż morski - wydusił z siebie oficer.

Cudem chyba zachowałem świadomość, bo bez dwóch zdań otarłem się o zawał. Collins natychmiast wycelował i strzelił w szybę. Szyba, owszem, strzaskała się, ale kula nie zrobiła nic potworowi. Teraz nic nie dzieliło nas i wężowej kobiety.

Głowa powoli wpełzła do środka kabiny. Z wody spływającej strumieniem po jej długich, czarnych włosach utworzyły się na podłodze dwie kałuże. Collins strzelił jeszcze raz, tym razem dokładnie między oczy stwora. Ten tylko wolno odwrócił się w jego kierunku.

Przez otwarte wciąż drzwi kajuty widziałem, iż biały wąż był tak wielki, że okręcił swoimi zwojami cały statek. Drewno trzeszczało pod naporem gada.

Collins strzelił ponownie, choć znów nic to nie dało. Kula po prostu wsiąkła w twarz.

W końcu skończyła mu się amunicja (którą z niebywałą zręcznością i prędkością ładował w czasie walki). Desperacko próbując znaleźć w kieszeni zagubiony pocisk do flintlocka cofał się pod ścianę.

Pierwszy raz widziałem, że okazywał strach. Niewątpliwie, miał duszę na ramieniu, lecz i tak podziwiałem jego odwagę. Przynajmniej próbował się bronić. Ja już dawno bym zemdlał albo przynajmniej się zsikał.

Wąż morski zasyczał. Jego syki zdawały układać się w jakieś słowa, lecz nie mogłem ich dosłyszeć przez wzmagający się płacz jej dziecka.

Spoglądałem na Kagetakę. Czy obydwaj zamierzaliśmy tak stać zostawiając kapitana na pastwę losu?

Lecz on nie wyglądał na zdolnego do poruszenia się. Ja też nie chciałem nawet o tym myśleć.

Szczurzy TowarzyszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz