Mistrz areny [Załoga "Koszmaru Króla Jerzego" część I]

33 4 41
                                    

Witam wszystkich czytelników! Chciałabym na początku uprzedzić, że pierwsze sześć rozdziałów to historie życia głównych postaci -  z załóg dwóch rywalizujących ze sobą pirackich okrętów. Życzę miłego czytania i mam nadzieję, że tak jak ja, też pokochacie tych bohaterów! 

- Emilya

***

Wielki Harry nie był mistrzem areny. Nie liczył na to zbytnio, zważywszy na to, że na tym miejscu wciąż trzymał się kto inny. Mimo to, cenił siebie całkiem wysoko. Przydomek "wielki" nie wziął się znikąd. Chłop był praktycznie górą mięśni, potrafił dzięki temu wymierzać dobre ciosy. Przez dziesięć lat pływania jako korsarz w służbie Jego Królewskiej Mości, nauczył się jak się porządnie bić. Dlatego zdziwił się, gdy zobaczył swojego przeciwnika w walce, którą miał tego dnia odbyć.

Była to dziewczyna, w porównaniu do niego drobniutka i chudziutka. Jej długie, rude włosy nawet nie były związane, kręciły się, jak gdyby wyschły i napuszyły się po deszczu. Najbardziej jednak dziwił Harry'ego wyraz na obsypanej piegami twarzy dziewczyny. Nigdy w życiu nie widział takich oczu. W ich głębokiej zieleni czaiła się groźba. Było w tym coś silnie pierwotnego, a nawet mitycznego. Wyglądała jak złośliwy chochlik, uśmiechała się półgębkiem w ten sposób, że mężczyzna poczuł lekki dreszcz. Nie była to ekscytacja, lecz lęk.

Pub „Złota Rybka" jeszcze nie widział u siebie takiego gościa, jak ona. Ubrana w przyduże, ściśnięte pasem spodnie i białą koszulę z podwiniętymi rękawami, nie była z niej żadna damulka. Mimo lubianej w Dublinie typowo irlandzkiej urody, nie mogła nawet przypominać jednej z pracujących tu dziewcząt - ani kelnerki, ani prostytutki. Mogła liczyć sobie osiemnaście lat, może o rok więcej.

— Prawie wszyscy postawili na ciebie, Harry. Będziesz miał łatwą walkę — rzekł bukmacher, niejaki Fox. — Wybij małej dziwce z głowy pomysł, żeby się tu panoszyć.

Harry'emu nie podobało się określenie, którego użył Fox. Nie lubił obrażania przeciwników, nieważne jacy byli. Za dużo tego nasłuchał się na statkach. Wielki Harry lubił uczciwą walkę. Tylko pokiwał głową i zawiązał do końca bandaże na dłoniach.

Po chwili rozległ się dzwonek rozpoczynający walkę. Ludzie nagle ucichli, w oczekiwaniu, co nastąpi. Harry'emu głupio było atakować jako pierwszy. Miał dwie córki i żonę, nigdy by nie pobił żadnej z nich, ani innej kobiety. Jednak dziewczyna nie dała mu myśleć o tym za długo, bo zanim się spostrzegł, skoczyła na niego jak dzikie zwierzę. Uderzyła go z całej siły w wątrobę, a wbrew pozorom, miała jej całkiem sporo. Uginając się z bólu, Harry, próbował ją odgonić jak uciążliwego owada, ale ona była za szybka. Jakby przeniknęła za niego i naskakując mu na plecy, splotła swoje małe dłonie pod jego szyją, po czym ścisnęła, dusząc go bardzo wprawnym chwytem.

Harry zdenerwował się. Złapał ręce dziewczyny i z całej siły odciągnął je od swojej szyi. Poczuł nagle, że jedna kość jego oponentki chrupnęła pod jego chwytem. Dziewczyna upadła na barierkę, przytrzymała się jej jedną ręką, podczas gdy druga zwisła bezwładnie. Harry oczekiwał, że się popłacze, może nawet podda. Kość w jej ręce była złamana, walka w takim stanie była trudna nawet dla doświadczonego zawodnika. Ona jednak uśmiechnęła się szeroko i wtedy mężczyzna znowu się jej zląkł. Nie bez powodu, bo zaraz ponownie i gwałtownie ruszyła do ataku. Tym razem kopnęła go prosto w rzepkę. Chciała go powalić na ziemię, to było jasne. Kiedy jeden z uczestników upadał na ziemię i nie wstanie w ciągu dziesięciu sekund, walka się kończyła. Takie były zasady.

Tym razem to Harry kopnął rudowłosą. Troszkę bez pardonu, ale chciał już zakończyć tę walkę. Jednak dziewczyna uniknęła, niemal cudem, bo jej ruchy były zbyt chaotyczne, żeby to było zaplanowane. Widownia nawet nie skandowała jego imienia, tylko wpatrywała się w rudowłosą z jakimś zirytowaniem pomieszanym z ciekawością.

Ocean i inne światy [Original Fiction]Where stories live. Discover now