31. Obiecaj, że już nie odejdziesz

157 9 4
                                    

 Dni mijały, a ja coraz lepiej sobie radziłam. W szermierce nie łatwo mi było dorównać, na ściance wspinaczkowej każdego (nawet siebie) zadziwiałam zręcznością. Problemem były tylko pegazy, którymi nie przepadałam się opiekować. Zresztą nie tylko ja, większość osób wolało zająć się czymś bardziej pożytecznym a skrzydlate konie zostawić domkowi Afrodyty. 

 Zakochałam się w tym miejscu na dobre. Nawet polubiłam moje przyrodnie rodzeństwo, z którym mogłam porozmawiać o rzeczach które nie interesowały innych, na przykład o lekcjach, książkach czy innych sprawach wymagających logicznego myślenia. 

 Mimo to, nadal trzymałam się z Luke'iem i Piper, którzy chętnie dotrzymywali mi towarzystwa. Oczywiście nie mieszkałam z nimi, a na posiłkach siedziałam przy stoliku Ateny, ale i tak na treningi chodziliśmy razem. 

 Był akurat czwartek, mijał drugi tydzień od mojego przyjazdu do obozu. Już mniej więcej wszystkich znałam i czułam się swobodnie, a teraz żartowałam z Beą, moją przyrodnią siostrą z którą się najlepiej dogadywałam z szóstki. 

 Wszystko spierniczyło się po południu. 

 - Chejronie, Chejronie! - krzyczał jakiś satyr, zbiegając ze wzgórza na której rosła sosna Thalii, chroniąca Obóz Herosów. Nazwana została na cześć dziewczyny, córki Zeusa, która umarła przez potwory, kiedy miała dostać się do obozu. Kilka miesięcy temu dziewczyna ożyła, ale w jaki sposób to ja dokładnie nie wiem. Jednak wszystko wskazuje na to, że niedługo będę miała szansę się z nią zapoznać, bo krążą pogłoski, że jest zakochana w moim przyjacielu, a z tego co on mi mówił to darzy ją takim samym uczuciem, co niezmiernie mnie cieszy. Przynajmniej on może być szczęśliwy. 

 - Grover, uspokój się - nakazał centaur kiedy dokłusował do niego - Co się dzieje?

 - Tam na górze - wskazał z przerażeniem wejście do obozu - Jest półbóg, którego gonią potwory. Spotkałem go, chciałem jak najszybciej doprowadzić tutaj. Ale wyczuły nas, a on jest totalnie nie doświadczony. 

 - Rozumiem - mężczyzna podrapał się po brodzie - Domek Aresa, Ateny i Hermesa idzie w tym momencie na wzgórze razem z Thalią. Kilka osób od Apollina niech będzie w pogotowiu na wypadek osób rannych. Reszta niech zostanie tutaj, w razie czego gwizdnę i cała Dziewiątka wtedy niech się stawi na górze razem z resztą. 

 Serce biło mi okropnie. Moja pierwsza walka. Co prawda w obozie też są małe potwory, które trzyma się do ćwiczeń, ale to nie to samo.

 Pobiegłam razem z rodzeństwem na górę, a to co tam zobaczyłam przerosło moje najśmielsze oczekiwania. 

 Była tam chmara potworów patrzących się w jeden punkt, pewnie na tego herosa o którym wspominał Grover. Nie widziałam go, bo cały domek numer pięć zaszarżował z okrzykiem bojowym. Kilkoro dzieci Apollina w tym grupowy jego domku, Will Solace, pobiegli w stronę herosa, rozłożyli nosze i pospiesznie zabrali go w kierunku Wielkiego Domu. 

 Skupiłam się na walce, tak jak uczyła mnie Piper, a potem Chejron. Rzuciłam się na pierwszego potwora, którego prawie od razu zabiłam, a ten rozleciał się w pył. Potem na kolejnego i następnego. Kątem oka widziałam, że reszta też świetnie sobie radzi. Stopniowo przerzedzaliśmy armię potworów, a po półtorej godziny nie zostało z nich już nic. Byłam wyczerpana, ale zadowolona i dumna z siebie. Przeszłam przez bramę obozową i skierowałam się w dół zbocza. Miałam plan iść do szóstki trochę odpocząć, ale uniemożliwiła mi to moja przyjaciółka.

 - Musisz w tym momencie iść do Wielkiego Domu - powiedziała z przejęciem. Zmarszczyłam tylko brwi.

 - Pipes, o co ci... 

Jak w bajce ||ZAKOŃCZONE||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz