21.

36 3 0
                                    

Siadam na łóżko i biorę telefon do ręki. Od razu zaczynam pisać wiadomość.
Liam: Pokój na samym końcu korytarza po lewej.- Nie otrzymuje odpowiedzi jednak chwilę później drzwi otwiera się a do środka wchodzi Liam.
- Co to ma kurwa znaczyć? Dlaczego tu przyjechałaś?- Nawet nie zdarzył dobrze zamknąć drzwi a już warczy wkurzony. Uśmiecham się i wstaje po czym do niego podchodzę.
- Nudziłam się. Zresztą to ty mnie sprowokowałeś.
- Ty siebie słyszysz? Zachowujesz się jak rozpieszczona księżniczka.
- Księżniczką nie jest, ale rozpieszczona jestem bardzo i zazwyczaj dostaje to co chcę.
- Widziałem cię na dole. Pozwoliłam całować się temu dzieciakowi a teraz chcesz żebym ja zrobił to samo? I gdzie on jest?
- Zabawia się w którymś z pokoi. Wysłałam go tam, żeby nam nie przeszkadzał.
- Chociaż on za pewne wolał zostać z tobą. Widziałem jak na ciebie patrzy.
- On patrzy na mnie tak jak ja na ciebie.- Odpowiadam przekraczając jego osobistą strefę.
- Judith nie rób nic czego później będziemy żałować.
- Ja żałuję tylko tego czego nie zrobiłam.- Staje na palcach i muskam delikatnie jego usta. Nie dotykamy się oprócz tego delikatnego złączenia ust na ułamek sekundy. Odsuwam się od niego. Widzę w jego oczach ten sam głód, który widziałam ostatniej nocy, którą spędziliśmy razem. Patrzymy na siebie w milczeniu. Już mam podejść gdy nagle rozbrzmiewa wibracja jakiegoś urządzenia, które ma przy boku mężczyzna a z każdej strony dobiegają jakieś dziwne dźwięki.
- Kurwa.- Klnie Liam spoglądając na mnie. Musimy się stąd wynosić.
- Co się stało?
- Nalot się stał i uwierz mi nie chcesz, żeby twój ojciec dowiedział się, że tu byłaś.- Poczułam jak robi mi się niedobrze. Rozglądam się w popłochu, ale nie wiem co mam zrobić.- Chodź.- Liam ciągnie mnie za rękę w stronę okna. Rozsuwa zasłonę i otwiera okno.
- Co ty...?- Przerywa mi.
- Musisz przejść po gzymsie do tamtej drabinki, zejdziesz na dół i biegiem do płotu, dasz radę się na niego wspiąć?- Nie czekając na odpowiedź kontynuuje.- Moje auto stoi na podjeździe dwa domy dalej.- Podaje mi kluczyki.- Czekaj tam na mnie tylko się ukryj.
- Nie, masz iść ze mną.- Pokręciło głową.
- Wyłaź już.- W tym samym momencie na korytarzu rozległ się hałas a po chwili usłyszeliśmy głosy policjantów. Zsuwam sandały, które wyrzucam przez okno po czym sama przez nie wychodzę. Ukrywam się ale wychylam lekko by widzieć  jak do pokoju wpadają policjanci i powalają Liama na podłogę dociskając do ziemi. Mam ochotę zawrócić i mu pomóc, ale co miałabym zrobić? Zresztą chyba byli już takiej sytuacji. Stąpam powoli po gzymsie i słyszę szamotaninę, ktoś krzyczy, żeby sprawdzić za oknem, ale wtedy znowu słyszę szamotaninę, jestem pewna, że Liam daje mi czas na ucieczkę. Schodzę po drabince, na częściej nie jest wysoko dzięki czemu aż tak nie boje się że spadnę i się połamie. Na ugiętych nogach biegnę do ogrodzenia. Z jednej strony dzięki bosym stopom łatwiej mi się wspinać z drugiej zaś cholernie to boli i idzie mi to dosyć wolno a płot jest na prawdę wysoki.
- Nie pozwólcie nikomu uciec.- Słyszę nie daleko jakiś głos. Cała się trzęsę z nerwów, ale w końcu udaje mi się postawić stopę po drugiej stronie betonowego płotu, te małe wyżłobienia w ogrodzeniu są niestety tylko po wewnętrznej stronie. Po zewnętrznej jest tylko jedno na postawienie stopy po przejściu na drugą stronę. Cholera ktoś specjalnie rąk to zrobił i teraz nie pozostaje mi nic innego jak zeskoczyć. Waham się przez chwilę, ale skacze. Ból w stopach sprawia, że wyrywa mi się jęk. Musiałam zeskoczyć na coś ostrego. Przysiadam, ale w tych ciemnościach niczego nie widzę. Wstaje i idę wzdłuż płotu. Wychodzę za róg ale tam jest ogromna ilość policji i radiowozów. Co gorsza moja torebka została na łóżku razem z telefonem. Na szczęście nie zabrałam ze sobą żadnych dokumentów oprócz gotówki, telefonu i kosmetyków niczego tam nie znajdą. Chociaż cała drżę z nerwów rozglądam się dookoła i staram się uspokoić. Muszę dostać się do auta. Na szczęście po lewej stronie posiadłości Andyego jest las stąd wiem, że Liam zostawił auto po prawej bo po tej stronie są inne domy. Staram się uspokoić oddech. Niestety po tamtej stronie są też policjanci. Cały czas dobiegają mnie krzyki i piski ludzi. Znowu się wychylam i widzę jak kilku policjantów zmierza w moją stronę. Kurde, nie dobrze. Czuję jak ktoś dotyka mojego ramienia. Odwracam się szybko przerażona, ale szybko się uspokajam to dziewczyna z piskliwym głosem. Pokazuje, żebym była cicho i łapie mnie za dłoń po czym prowadzi w kierunku lasu. Idziemy szybko, gdyby nie te ciemności i moje bose stopy mogłybyśmy biec.
- Nie bój się już kilka razy to przerabiałam. Oni nie zapuszczają się w las, zresztą mają już i tak sporo roboty.
- Gdzie idziemy?
- Mam auto za lasem.- Wytrzeszczam na nią oczy.
- Większość z nas zostawia auta daleko stąd. Dojeżdżamy taksówkami.- Wzrusza ramionami.
- Co teraz z nimi będzie?
- Większość z nich zatrzymają na dwanaście lub dwadzieścia cztery godziny. Innych tylko przesłuchają i wypuszczą. Jeżeli coś przy kimś znajdą to będzie gorzej ale Andy ma takich prawników, że szybko to ogarną. Nie martw się. Lucas da sobie radę.- Potakuje. Idziemy już dobrych dwadzieścia minut aż docieramy do ścieżki, którą idziemy jeszcze kawałek a docieramy do auta. Jest to sporych rozmiarów jeep. Otwiera drzwi, które nawet nie są zamknięte a spod fotela wyciąga klucze. Wsiadam na miejsce pasażera.
- To gdzie cię podwieźć?- Zastanawiam się chwilę co jej odpowiedzieć.
- Zostawiłam auto dwa domy dalej od Andyego.- Pokręciło głową.
- Więc musimy przejechać na około, ale zostawię cię przed pierwszym skrzyżowaniem i będziesz musiała dalej iść na pieszo. Nie po to uciekałam, żeby teraz dać się złapać.- Potakuje głową, rozumiem ją. Opieram się wygodnie i o zagłówek i biorę głęboki, uspokajający oddech. Jestem w miarę bezpieczna więc mogę się zastanowić nad tym co tu się do cholery stało i jak to się stało. Co z Liamem i Lucasem. I co ja zrobię jeżeli Liam już odjechał beze mnie, albo co gorsza jeżeli wzięli go na dołek a ja będę czekać w nieskończoność? Znowu zaczynam się denerwować. Dziewczyna spogląda na mnie.- Tak w ogóle jestem Kelly.- Wyciągnęła do mnie dłoń, którą uścisnęłam.
- Judith. Mogę o coś zapytać?- Wzrusza ramionami, co uznaje za odpowiedź.- Mówisz, że już nie raz mieliście taką akcję, złapali cię już kiedyś?
- Tak, raz i dziękuję bardzo więcej się nie dam. Byłam wtedy naćpana a oni podłożyli mi kilka woreczków narkotyku i postawili zarzuty. Cudem mnie wybronili. Teraz spieprzam tak szybko jak tylko się da.
- To po co w ogóle tutaj przychodzisz?
- To jak mój drugi dom a Andy jest jak brat. Uwielbiam tak być czuć się potrzebna i sprawia mi to satysfakcję po za tym lubię się zabawić. Zresztą, Hej ty też tam przyszłaś, po co?
- Sama nie wiem. Chyba chciałam być bliżej Lucasa.
- Dobrze, że chociaż pomógł ci uciec.- Nie wyprowadzam jej z błędu, niech myśli, że to on mi pomógł.- Resztę drogi pokonujemy w ciszy. Stopy zaczynają mnie palić żywym ogniem, nawet nie chce widzieć jak one wyglądają. Zresztą to teraz nie ważne. Najważniejsze, że udało mi się uciec. Na prawdę nie chciałabym się tłumaczyć rodzicom z tego dlaczego siedzę w areszcie zresztą ja nawet nie mam osiemnastu lat. Nawet nie chce myśleć jakie problemy bym na wszystkich sprowadziła. W końcu zatrzymujemy się przy niewielkim kościele na parkingu.
- Poczekaj chwilę, w bagażniku mam trochę ubrań, w prawdzie nie mam żadnych bitów ale powinnam mieć skarpetki.- Kelly wysiadła i przez chwilę grzebała w bagażniku aż znalazła parę różowych skarpet.- Tutaj jest paczka chusteczek owiń sobie nimi stopy a później załóż skarpetki to powinno trochę pomóc inaczej może być ci ciężko prowadzić auto.
- Oh, no tak. Dziękuję bardzo za to,- wskazałam na skarpetki- za pomoc i podwiezienie.- Poczekała aż ze nie dokładnie to co powiedziała po czym wysiadłam z auta.
- Nie ma sprawy, do zobaczenia.- Posłała mi całusa a sama wskoczyła za kierownicę po czym ruszyła. Zaczęłam powoli kuśtykać w stronę zabudowań. Mam nadzieję, że idę w dobrym kierunku. Pewności nabrałam gdy z daleka zobaczyłam niebieską poświatę radiowozów. Przeszedł mnie dreszcz niepokoju. To jest za blisko, oni mogą mnie zauważyć. Dlaczego Liam postawił auto tak blisko. W oknach domu pod którym stało jego auto nie paliły się żadne światła. Ciekawa jestem czy mieszkał tu ktoś z jego znajomych. Kiedy zobaczyłam nadjeżdżające auto policyjne zdążyłam skryć się w ostatniej chwili za niskim żywopłotem. Oddzielającym chodnik od działki na, którym stał dom. Niestety to nie był dom pod którym było auto. Dzieliła go jeszcze jedna parcela. Na szczęście dzięki temu, że się schyliłam zobaczyłam dziurę w żywopłocie. Nie zastanawiając się czy ktoś tam mieszka i czy jest aktualnie w domu weszłam na posiadłość. Przeszłam przez całą jej szerokość do płotu, który dzieliła z docelowym domem. Tu niestety nie było żywopłotu a płot wygląd na nie do przejścia, jest blaszany i za nic się ma niego nie wdrapię. Poczułam łzy pod powiekami. Cholera utknęłam na czyjejś posesji. Wdech, wydech. Powtarzam tak kilka razy i próbuje się uspokoić. No niby nic takiego przecież mogłam zabłądzi, ale tu też policja może mnie łatwiej znaleźć i jakby nie było domownicy też mogą zgłosić wtargnięcie i cała ucieczka i zdarte stopy byłyby na marne. Uspokajam się na tyle, że zaczynam myśleć. Rozglądam się dookoła w poszukiwaniu czegoś co mogłabym postawić pod płotem i na to wejść. Nic takiego nie widzę, ale za to kawałek dalej rośnie niewielkie drzewo, który wystaje trochę ponad płot. Podchodzę tam i zaczynam się wspinać, ledwo się powstrzymuje, żeby nie zawyć z bólu. W końcu udaje mi się i przeskakuje na trawę po drugiej stronie. Teraz niestety nie powstrzymałam jęku a w oczach stają mi łzy, które zamazują obraz. Otrząsam się z bólu i rozglądam dookoła. Ten dom nie ma ogrodzenia a na krótkim podjeździe zauważam znajome auto. Przyparta do płotu żeby nie rzucać się w oczy patrzę w stronę ulicy, niebieskie światła dalej rozbłyskują, ale z tej perspektywy nikt mnie raczej nie widzi o ile nie będzie akurat przejeżdżał ulicą. Zbieram się w sobie, oddycham kilka razy i podbiegami do auta. Przyklejam się do jego boku i otwieram drzwi kluczykiem. Wchodzę do środka a do nosa od razu uderza we mnie zapach Liama zmieszany z papierosami. Staram się jak najciężej zamknąć drzwi. Rozglądam się po wnętrzu, ale nie dostrzegam niczego ciekawego. Właściwie nawet nie wiem co miałabym tu znaleźć. Przechodzę na tył auta i kładę się na siedzeniach co jakiś czas delikatnie się wychylam. Powoli się uspokajam a oczy zaczynają mi ciążyć. Czuję się tu dziwnie bezpieczna otulona jego zapachem chociaż wiem że nie powinnam tak się czuć. W końcu poddaje się zmęczeniu a patrzenie w ciemną podsufitkę nie pomaga. Zasypiam. Ze snu wyrywa mnie trzaśnięcie drzwiami. Zrywam się i siadam na siedzeniu. Czarne oczy Liama wpatrują się we mnie intensywnie. Mrugam przez chwilę.
- Kluczyki.- Warczy. No jest ewidentnie wkurzony. Przyglądam mu się i widzę siniaka na kości policzkowej i po raz kolejny rozciętą wargę. Wyciągam rękę w której kurczowo cały ten czas trzymałam kluczyki. Podałam mu je przygryzając wargę. Miałam ochotę się rozpłakać i przytulić go. Cały czas milczę gdy odbiera kluczyki i gdy odpala auto. Radiowozy zniknęły i zaczyna świtać. Mam wrażenie, że z każdym przejechanym kilometrem rośnie między nami napięcie. Ku mojemu zaskoczeniu kierujemy się w stronę mojego domu.
- Co tam...?- Przerywa mi warczeniem.
- Nie odzywaj się teraz.- Podczas tej drogi wypalił pod rząd kilka papierosów. Milczę więc do póki nie podjeżdżamy pod bramę wjazdową mojego domu. Wpisuje kod jakby od zawsze go znał. Patrzę zaskoczona, ale on nie zwraca na to uwagi.
- Nie mam...- Znowu mi przerywa tym razem wyciągając ze schowka pęk kluczy. Moich kluczy. Zaciskam szczękę skołowana. Otwiera nam drzwi od domu po czym wchodzimy do środka. Liam nie zapala świateł więc ja też tego nie robię.
Facet idzie prosto do toalety i z hukiem zatrzaskuje za sobą drzwi. Stoję i czekam aż wyjdzie i faktycznie po jakiejś minucie wychodzi.
- Powiesz mi co się dzieje?- Nie wytrzymuje.
- Nic się kurwa nie dzieje, dzień jak co dzień. Wpadły psy, przetrzepali dom w poszukiwaniu kij wie czego, zgarnęli kilku naszych i tyle.- Patrzy na mnie tak wściekły jak chyba jeszcze nigdy. Boję się go. Mam wrażenie, że sam jest czymś naćpany bo oczy wyglądają przerażająco. Cofam się o kilka kroków. Ton jego głosu jest zbyt spokojny, zupełnie nie pasuje do mimiki twarzy.
- Ja....ja przepr...
- Ty co? No co?- Wybucha a ja przełykam ślinę.- Zrobiłaś mi na złość i czujesz się z tym zajebiście co?- Warczy i przechodzi obok mnie trącając lekko moje ramię swoim. Przez to, że krzyczał rana na wardze znowu zaczęła krwawić.- A i twój chłoptaś jest na dołku, był tak naćpany, że ledwo coś ogarniał.- Powiedział to i wszedł do kuchni. Rozpłakałam się, nogi się pode mną ugięły a ja sama oparłam się plecami o ścianę po czym po niej osunęłam. Wszystkie nagromadzone emocje i spadek adrenaliny sprawił, że nie mogłam się uspokoić. Nie wiem jak długo tak siedziałam, ale czułam napuchnięte oczy z których już nie płynęły łzy zostało tylko jakieś dziwne otępienie. Nie jestem tylko pewna czym spowodowane. Przecież nic strasznego się nie stało. Chłopaki jak zwykle się wybroniła, Liam jest cały ja również a mimo to coś boli mnie w klatce i boję się. Słyszę kroki Liama.
- Dziecino.- Powiedział, pochylił się i wziął mnie na ręce. Ręce opadły mi bezwładnie, nie byłam pewna czy mam go objąć. Dotarło do mnie, że ten płacz wywołany był właśnie jego furią. Na prawdę przestraszyłam się tego jak ryknął. Zaczynam się trząść w jego ramionach co i on szybko zauważa. Przyciska mnie bardziej do siebie a gdy jesteśmy w mojej sypialni nie kładzie mnie na łóżko tylko idzie ze mną do łazienki. Posadził mnie na blacie koło umywalki.
- Zobacz dziecino, zobacz jak wyglądają twoje stopy. Wszystko byłoby dobrze gdyby ciebie tam nie było.
- Przepraszam. Na prawdę, nie myślałam logicznie.
- Nie myślałaś w ogóle.- Liam kucnął i podniósł najpierw jedną a później drugą stopę. Z obydwu delikatnie zdjął skarpety a później zaczął oczyszczać z chusteczek i zaschniętej krwi. To tak cholernie boli, że robi mi się na przemian zimno i gorąco a oddech momentami grzęźnie mi w piersi.- Najlepiej by było gdybyś się obruciła bokiem do zlewu.
- Li dam sobie z tym wszystkim radę sama. Nie przejmuj się.- Mówię, ale on kręci głową.
- Przestań się spierać, jestem wykończony i chcę się położyć chociaż na chwilę.- Ustępuje. Zaciskam zęby gdy letnią wodą obmywa mi stopy. Po policzkach znowu zaczynają spływać mi łzy.- Przestaraszyłaś się mnie? Tam na dole bałaś się prawda?- Kiwnęłam głową.  Liam osuszył stopy ręcznikiem.- Poczekaj chwilę, zejdę na dół po apteczkę. Kiedy go nie było spojrzałam w lustro. Wyglądałam strasznie aż zachciało mi się śmiać. Wrócił po chwili i znowu zaczął zajmować się opatrywaniem. Posmarował delikatnie jakąś maścią.
- Nie będę ich owijał bandażem tak będą się lepiej goić rany. Na te najgorsze nakleje plasterki.- Tak też zrobił.- Chcesz stąd coś jeszcze czy zanieść cię do łóżka?
- Muszę siku.- Mówię a on od razu pomaga mi zejść z blatu. Zostawia mnie samą. Podeszwy stóp bolą strasznie, ale mimo to przemywam jeszcze ręce i twarz. Powoli wychodzę z łazienki a Liam od razu do mnie dopada i podnosi mnie.- To tylko kilka kroków mogę iść sama. Odkłada mnie do łóżka.
- Prześpij się a jak będziesz czegoś potrzebować to mnie zawołaj.
- Czekaj, połóż się do mnie.
- Nie mogę.
- Proszę, cały czas się boję.
- Nie brałem prysznica, zresztą lepiej będzie gdy pójdę się przespać na kanapę.
- Nie.- Podnoszę się.- Tylko nie tam. Tam jest strasznie nie wygodnie. Proszę chodź tu do mnie. Nawet cię nie dotknę.- Wygląda na naprawdę zmęczonego.
- Nie mam siły się sprzeczać i nie mam czasu na długie drzemki więc w porządku.- Kładzie się obok ale ani drgnę.- Rozluźnij się i śpij już.- Oczy zaczynają mi się zamykać a dzięki temu, że rolety są zaciągnięte wydaje się jakby ciągle była noc. Co raz wolniejszy oddech Liama i ciche po chrapywanie sprawią, że i ja zasypiam.

Lucas vs LiamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz