Rozdział XVIII

250 21 2
                                    

Od chwili otwarcia wypożyczalni kolejka nie raz kończyła się na zewnątrz budynku. Zbliżał się weekend, a pogoda wręcz rozpieszczała całe rodziny, które zjechały się na Podhale. Robert od dobrych dwóch godzin nie miał szansy nawet usiąść zastanawiając się przy każdym wyjściu na zaplecze, jak Agata, sama z Julką pod ladą, radziła sobie z takim ruchem. Dopiero w okolicach południa, kiedy wszyscy bawili się na stoku po drugiej stronie ulicy, udało mu się zjeść śniadanie. Opadł na taboret przeciągle wzdychając i chwycił za telefon, oddzwaniając pod nieznany numer.

- Poniatowicz, słucham?

- Dzień dobry panu, zakład jubilerski. Chciałem poinformować, że pana zamówienie jest już gotowe do odbioru. - Odezwał się starszy mężczyzna z wyraźnym stukotem w tle.

- Ach, świetnie. Do której ma pan otwarte?

- Do osiemnastej, proszę pana.

- Dobrze, dziękuję. To podjadę tuż przed zamknięciem. Obawiam się, że nie zdążyłbym wcześniej. - Zaśniedziały dzwonek ponownie rozbrzmiał nad drzwiami wejściowymi, zmuszając Roberta do wyjścia z zaplecza. Po krótkim pożegnaniu rozłączył się i stanął za wysokim, lecz bardzo szczupłym brunetem, który badawczo rozglądał się po wystawionym sprzęcie. Poniatowicz otrzepał szybko koszulkę z okruszków po niedojedzonej bułce i cicho odchrząknął.

- W czym mogę pomóc? - odezwał się pierwszy.

- Bry - burknął klient. Z początkiem nawet na niego nie spojrzał. Robert bez głębszego namysłu przypomniał sobie, dlaczego nie miał serca do biznesu rodziców.

- Szukam zestawu skiturowego - dodał krótko brunet, pukając palcem w najbliższą nartę. - Dostanę go tutaj?

- To są narty zjazdowe. Skitury są po drugiej stronie - Robert zacisnął z początkiem zęby, ale powstrzymał się od zbędnego komentarza.

- Potrzebuję całego zestawu. - Mężczyzna spojrzał ostatecznie na Poniatowicza, obrzucając go zimnym i wyzywającym spojrzeniem. Schował ręce do kieszeni długiego płaszcza z wyczekującą postawą, jeszcze bardziej prowokując Roberta. I tyle wystarczyło. Facet zadziałał na niego jak płachta na byka.

- Buty skiturowe są obok.

- A kijki, kask?

- Jak jeździsz zjazdowo, to możesz użyć tych samych.

- A jak nie zjeżdżam? - nieoczekiwanie zaśmiał się pod nosem. Przechylił lekko głowę obserwując reakcję Poniatowicza.

- To nie polecam w ogóle zabierać się za skitouring - odparł z lekko uniesionymi kącikami ust i założył ręce na piersi. Co to za gość? Na wejściu podniósł mu ciśnienie, ale zrozumiał, że facet wcale nie przyszedł do niego po sprzęt. Od razu pomyślał o tajemniczym kliencie z konkurencji, a tacy z sieciówek pojawiali się coraz częściej.

Mężczyzna w płaszczu pokiwał wymownie głową i znowu zaczął się rozglądać po wnętrzu wypożyczalni. Wziął jeden z bardziej zużytych butów narciarskich i od niechcenia zaczął mu się przyglądać. Odłożył go i powolnie skierował się do wyjścia.

- Z takim podejściem nie pociągniecie za długo. - Już miał wiązankę na końcu języka, ale odpuścił. Odprowadził bruneta wzrokiem do drzwi i wrócił sfrustrowany na zaplecze łapiąc za niedokończoną kajzerkę. Oparł się przy oknie i wyjrzał w kierunku stoku po drugiej stronie ulicy. Tym samym zauważając białą Skodę na parkingu.

No przecież. Poczuł lekki uścisk pod żebrami przypominając sobie, że Zuza była wczoraj na rozmowie kwalifikacyjnej. Między ogromem myśli, które kłębiły się wokół Zającowej w jego głowie, od ubiegłej nocy myślał głównie o dwóch - fakcie, że przestanie ją widywać w Piątce na porządku dziennym, i ich ubiegłym wieczorze. O jej uśmiechu, który mu rzucała przez ramię gdy ją odwoził. O jej oczach, kiedy siedzieli w kawiarni i słuchała każdego jego słowa. Cieple, jakie od niej biło - tym fizycznym, i tym niematerialnym, po wszystkich przejściach i nieprzyjemnościach między nimi. Jej dobro wydawało mu się wręcz surrealistyczne. Działało jak miód na serce. I wszystko przy niej wydawało się po prostu lepsze.

Białe niebo [WSTRZYMANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz