XI. Gdy człowiek ucieka przed strachem...

195 23 0
                                    




Wracając do domu kolejnym pociągiem, wciąż biłam się z myślami. W końcu zaczęło padać, a zacinającym kroplom deszczu towarzyszyły rozbłyski światła piorunów na ciemnym, zachmurzonym niebie. Obserwowałam zza szyby, jak silny wiatr poruszał gałęziami drzew i jak ludzie tłoczyli się pod dachami, szukając schronienia przed żywiołem. Cieszyłam się, że tymczasowo przebywałam w ciepłym wnętrzu zatłoczonego pociągu, jednak myśl o konieczności przeniesienia się za kilka minut na przystanek i oczekiwania tam na autobus cieszyła mnie już nieco mniej.

Pogrążona w ponurej aurze tego popołudnia, rozpamiętywałam słowo po słowie rozmowę z Rose Walker i brzmienie jej głosu, gdy zapytała mnie, czy mogłabym ponownie odwiedzić Śnienie. Minął miesiąc, odkąd ostatni raz widziałam Króla Snów, ale jego obojętność i drwina, z którą do mnie przemawiał, wciąż były we mnie żywe, mimo że ze wszystkich sił starałam się o nich zapomnieć... Podobnie zresztą jak próbowałam zapomnieć o trosce, z jaką potraktował moją mamę oraz zaskakującej łagodności jego spojrzenia, gdy rozmawialiśmy ze sobą w bibliotece. Wieczorne wyjścia z przyjaciółmi, oglądanie filmów do późna, kolejne randki – wszystko, co robiłam, miało odsunąć ode mnie jego obraz, miało wymazać pytanie, które wtedy, w Pałacu Snów, pozostawiłam bez odpowiedzi.

Co w takim razie czujesz, Rebecco Surrey?

Król Snów przerażał mnie i fascynował jednocześnie. Już w tamtym momencie, gdy zobaczyłam go w parku po raz pierwszy, jakaś niewielka część mojej świadomości wiedziała, że będę musiała kiedyś spotkać go ponownie. I rzeczywiście, moja determinacja w wędrówkach po Koszmarach w końcu zmusiła nas do konfrontacji. A on, zamiast zniszczyć mnie, jak każdą przeszkodę na swojej drodze, z jakiegoś powodu postanowił obdarzyć mnie zaufaniem i pozwolił mi wyruszyć ze sobą w podróż – podróż, która dała mu odpowiedź, prowadzącą do ponownego rozdzielenia się naszych ścieżek.

Do domu dotarłam drżąca, zmarznięta i przemoczona do suchej nitki. Włosy, które przyklejały mi się bez ładu do twarzy i płaszcza, z ciemnobrązowych stały się teraz czarne jak noc, a krople wody spadały na posadzkę, szybko tworząc wokół mnie mokre plamy. Czułam mroźną wilgoć w skarpetkach, na spodniach, nawet pod grubym, wełnianym swetrem. Z ulgą pozbyłam się przemoczonych butów, o niczym nie marząc w tej chwili bardziej, niż o długim, gorącym prysznicu i wsunięciu się w ciepły szlafrok.

Przechodząc wąskim korytarzem do swojego pokoju, zauważyłam, że w sypialni mamy paliło się światło. Ciepła, żółtawa poświata wyłaniająca się zza uchylonych drzwi zwróciła moją uwagę tym bardziej, że przez dość późną porę i pogodę na zewnątrz w naszym mieszkaniu panował już półmrok. Byłam przekonana, że tego dnia mama powinna jeszcze być w pracy, więc z początku pomyślałam, iż po prostu zapomniała zgasić swoją nocną lampkę.

Dopiero po chwili dotarło do mnie, że kiedy zbierałam się rano do wydawnictwa, nie słyszałam jej krzątania się po domu. Nie pożegnała mnie też, wychodząc, choć zwykle robiła to, jeżeli obie opuszczałyśmy mieszkanie o podobnej porze.

W ciągu ostatnich tygodni funkcjonowałam właściwie na autopilocie. Bywałam tak roztargniona, że różne słowa i wydarzenia niekiedy po prostu mi umykały. Ale to... To z jakiegoś powodu obudziło we mnie lęk, o którym tak bardzo starałam się zapomnieć. Czując przyspieszający puls, weszłam do sypialni mamy, by od razu zobaczyć ją pogrążoną we śnie, spokojną i nieruchomą, otuloną ciepłym światłem włączonej lampki na szafce nocnej.

– Mamo? – odezwałam się, jednak ona nie zareagowała. Podeszłam bliżej i spojrzałam na jej twarz, na jej zamknięte powieki i lekko rozchylone usta. – Mamo – powiedziałam głośniej, licząc na to, że wyrwę ją tym ze snu... ale wciąż nie doczekałam się reakcji.

Wędrując przez piaski | SandmanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz