epilog

30 5 0
                                    

- Louis Hamilton, miło w końcu poznać. - odezwała się Willow, podchodząc powolnym krokiem do chłopaka. Uśmiech nie schodził z jej twarzy, choć gdzieś w środku czuła, że to nie musiało się tak kończyć.

- Ty jesteś... - zaczął Louie, cofając się nieco, gdy dostrzegł, że kierowała się w jego stronę. Był wieczór, było ciemno, a oni znajdowali się w mało uczęszczanej okolicy, która wtedy była idealna na to, co miało się wydarzyć.

- Willow, zgadza się. - przytaknęła, podchodząc do niego jeszcze kawałek. Widziała jego strach, który dodatkowo ją zachęcał. Sama nie potrafiła określić, dlaczego tak się działo. - Cóż za spotkanie, prawda? Kompletnie nie wiedziałam, że będziesz tędy przechodził.

W końcu się zatrzymała, zaledwie metr od niego. Strach ponownie przeszył jego ciało, bo czuł, jak blisko była, dosłownie na wyciągnięcie ręki. Przerażała go, nie mógł powiedzieć, że nie... Miała w sobie coś, przez co wiedział, że nie była w stu procentach dobra.

- Nie bój się mnie, mój drogi. Ja wcale nie gryzę. - powiedziała spokojnie, a jednak z szatańskim uśmiechem, którego nie mógł zobaczyć. Szaleństwo w jej oczach powiedziało mu jednak wszystko. - Mogę ci coś powiedzieć? - spytała, jak gdyby nigdy nic, na do on przełknął głośno ślinę. Nie wiedział, jak kontrolować swoje zachowanie, a tak usilnie próbował nie pokazać swojego strachu.

- Czego ode mnie chcesz?

- Oh, nie cofaj się. To na nic. - odezwała się ponownie, widząc, że chciał się cofnąć, kiedy podeszła do niego jeszcze o krok. Musiała opanować sytuację, by wszystko poszło dobrze. Musiała w jakimś stopniu zdobyć jego zaufanie, nawet jeśli było to sporym wyzwaniem. - Chciałam ci powiedzieć, że cię podziwiam, wiesz? Odkryłeś, gdzie będę i co planowałam. Policja dała radę, szkoda tylko że kosztem moich ludzi. - powiedziała, smutniejąc natychmiast, gdy przypomniała sobie o Frankie'im, który wciąż leżał w skrzydle szpitalnym, na szczęście już przytomny. - Jeden z moich, mój brat, został postrzelony, bo do nas strzelaliście, mimo że nic wam nie zrobiliśmy. Chcieliśmy sprawiedliwości, chcieliśmy zapobiec większej tragedii, a wy nas zaatakowaliście.

- Nie jesteście wcale tacy święci. - stwierdził, dość wrogim tonem, co nieco ją zabolało. Wiedziała, że tak było, nie mogła zaprzeczyć, ale jednak...

- Żadne z nas nawet nigdy tak nie powiedziało i temu nie da się zaprzeczyć. To prawda, przyznaję bez bicia. - oznajmiła, unosząc nieznacznie dłonie w górę. Nie zamierzała kłamać w tej sprawie, bo i tak wszyscy wiedzieli, jak było.

- Do czego zmierzasz? - zapytał, marszcząc brwi. O ile już rozmawiali, to chciał chociaż znać konkrety, coś, co powiedziałoby mu o intencjach dziewczyny, którą tak chciał poznać.

- Aa, tak, oczywiście. Konkrety. - powiedziała cicho, łapiąc się za głowę, jakby dopiero wtedy dotarło do niej, że coś takiego w ogóle istniało. Spojrzała na niego nagle, z jakąś iskrą w oku, po czym wyciągnęła do niego ręce. - Czy mogę ci podziękować? Jesteś naprawdę dobrym informatykiem, należy ci się szacunek za to, co zrobiłeś dla policji. Ja to cenię. - dodała, kładąc dłoń na sercu, bo w jakimś stopniu naprawdę go ceniła. I gdyby nie współpracował z policją, to może by się zaprzyjaźnili. - To jak? Mogę się przytulić?

Spojrzał na nią, jak na wariatkę, nie dowierzając w jej zachowanie. Uważał, że była bardziej inteligentna i bardziej brutalna, a tu... Wycofał się, wskazując w jakimś kierunku. Wierzył, że może go puści, że policja o wszystkim się dowie, że może ją złapią...

- Może lepiej...

- Nie uciekaj, kochany! Jeszcze nie skończyłam. - powiedziała, jakby urażona, widząc, że jeszcze bardziej zaczął się cofać.

Złapała go za nadgarstek i przyciągnęła do siebie. Oczu chłopaka otworzyły się gwałtownie, gdy nóż znalazł się w jej ciele niespodziewanie. Naomi poklepała go jeszcze po ramieniu, trochę żałując, że to zrobiła, ale nie było już odwrotu.

- Teraz... Już tak. - wyszeptała, ale on nie był już w stanie jej odpowiedzieć. Kiedy się odsunęła, on spojrzał na jej twarz, po raz ostatni, po czym opadł na ziemię, zakrwawiony.

Naomi spojrzała na niego z obojętnością, nie przejmując się już nawet, że go zraniła i to dość poważnie. Liczyło się dla niej wykonanie misji, niż jakaś relacja z nim, której nie potrafiła nawet określić.

- Wybacz i dziękuję, że mogłam cię spotkać, Louis Hamilton. Dobry był z ciebie chłopak.

Po tym odeszła, zostawiając wykrwawiającego się chłopaka na ulicy, w ciemną i chłodną noc, bez żadnych świadków, bez pomocy.

Bez emocji.

Zawsze miej plan ucieczkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz