Zrobiłam to.
Tak jak sobie obiecałam w końcu przestałam walczyć. Czy czułam się lepiej?
To pytanie nie dawało mi spokoju, bo nie potrafiłam na nie odpowiedzieć. Nie byłam pewna czy w ogóle wiedziałam jeszcze co oznaczało lepiej. Było stabilnie. Tak to zdecydowanie mogłam powiedzieć. Dlatego cieszyłam się moim stabilnie, dopóki trwało nawet jeżeli tak wiele mnie kosztowało.
Zarzuciłam płaszcz na ramiona i ruszyłam korytarzem do mojej ulubionej sali. Sali tortur. Właściwie nie wiem po co tam szłam, ale nigdy nie zastanawiałam się nad tym zbyt wiele. Po prostu szłam, robiłam swoje i wychodziłam. Tak było łatwiej. O wiele łatwiej.
Przybrałam na twarz uśmiech i weszłam do jednego z pomieszczeń w ogromnych lochach tego budynku. Skąd wiedziałam dokąd się kierować? To akurat bardzo proste. Zawsze kierowałam się tam, gdzie krzyk był najgłośniejszy. A tym razem wrzask był naprawdę głośny.
Pokręciłam głową widząc zadowoloną Jane, znęcającą się nad swoją ofiarą. Tak znajomy widok.
- Co tym razem? – zapytałam stając u jej boku.
- Nie wiem – odparła wzruszając ramionami – Ale bawię się bardzo dobrze.
- Jak zawsze, Jane – mruknęłam unosząc jeden kącik ust wyżej niż drugi – Nie rozumiem co ci się w tym tak podoba.
- Po prostu lubię patrzeć jak cierpią – stwierdziła nonszalancko.
Parsknęłam cicho śmiechem, choć praktycznie nie było go słychać przez krzyk wampira, którego Jane cały czas torturowała swoim darem.
- Raczej lubisz sprawiać im cierpienie – rzuciłam pod nosem.
- Ty też lubisz. Przyznaj – starałam się powstrzymać uśmiech, ale ewidentnie mi się nie udało.
- Daj mi spokój.
- Ależ to żaden wstyd – zaczęła z uśmiechem – Mówiłam, że w końcu znajdziesz w tym przyjemność.
Pokręciłam głową chcąc ponownie powtórzyć by dała mi spokój. Nie zrobiłam tego, ale te trzy słowa obijały się echem w mojej głowie. Właściwie nie tylko one.
- Jane – powiedziałam ostrzegawczo, choć oby dwie wiedziałyśmy, że tak właśnie było.
Albo po prostu chciałyśmy w to wierzyć. Każda z nas z zupełnie innego powodu, ale niewątpliwie chciałyśmy.
- Do tej pory nie rozumiem po co tu jestem – stwierdziłam, na co wampirzyca na chwilę oderwała wzrok od ofiary swoich tortur.
To pozwoliło na chwilę odetchnąć od niewyobrażalnego bólu, który zadawała mu blondynka. Jej dar ściśle związany był z kontaktem wzrokowym. Jeszcze do niedawna powiedziałabym, że to podobnie jak mój z gestami. Teraz nie. Aktualnie nie miałam pojęcia z czym związany był mój dar.
- To akurat bardzo proste. Ja torturuje, ty zabijasz – wytłumaczyła, a ja tylko przewróciłam oczami – Czyli dokładnie to samo co zawsze.
To była prawda. Od kilku tygodni w podobny sposób spędzałam czas z Jane, co powoli zaczynało mi wchodzić w nawyk. Dzięki temu zdążyłam poznać wampirzyce na tyle, by dowiedzieć się, że nie jest do końca taka jak mi się wydawało, a może po prostu przyzwyczaiłam się do jej obecności.
- W sumie chciałabym wiedzieć co zrobił – mruknęłam bardziej do siebie.
- Pożywiał się w jakimś szpitalu. Nawet nie przeszło mu przez myśl, by zakryć ślady – odparła jakby od niechcenia, na co spojrzałam na nią zaskoczona – Nienawidzę takich.
- Mówiłaś, że nie wiesz co zrobił – zarzuciłam jej.
- Po prostu uznałam tą informację za nieistotną w tamtym momencie.
- Mówiłam ci już, że cię nienawidzę?
- Wiele razy – odpowiedziała ze swoim standardowym kpiącym uśmiechem, a następnie już ostatecznie przestała torturować tamtego wampira – Na pocieszenie, teraz twoja kolej.
Więc zrobiłam to co do mnie należało. Spojrzałam na niego pustym wzrokiem, bo nic dla mnie nie znaczył. Był tylko kolejnym punktem na ciągle wydłużającej się liście moich ofiar.
Zacisnęłam pięść, choć doskonale zdawałam sobie sprawę, że nie musiałam tego robić. Ale Jane nie wiedziała, a ja wiedziałam, że mój sekret nie byłby z nią bezpieczny. Dlatego od tych kilku tygodni nie pokazałam, że stać mnie na coś więcej. Nie było sensu.
Krzyk ucichł, a ja leniwie przeniosłam wzrok na podłogę. Głowa wampira poturlała się prawie pod moje stopy więc szybko machnęłam ręką by znalazła się obok reszty ciała.
Spalenie ciała było wyjątkowo proste zważając na płonące pochodnie na ścianach. Już dawno stwierdziłam, że wisiały tu tylko dla tworzenia groteskowego nastroju i możliwości szybkiego palenia ciał martwych wampirów. Nie dało się ukryć, że bardzo dobrze spełniały swoje funkcje.
Westchnęłam ciężko patrząc na ogień. Doskonale wiedziałam, że marnowałam tutaj swój czas, ale takie dostałam polecenie. Nie mogłam się sprzeciwić.
- Wyglądasz na zdenerwowaną – stwierdziła Jane, na co spojrzałam na nią zdziwiona.
- Jestem znudzona, nie zdenerwowana – odparłam powoli zaciskając pięść.
Wraz z moim ruchem ogień, który strawił ciało i powoli rozprzestrzeniał się na pomieszczenie, powoli zaczął gasnąć.
- To znaczy, że powinnyśmy się zabawić – uznała na co parsknęłam śmiechem.
Zaczęło mi się wydawać, że z każdym dniem przebywania ze mną Jane zaczynała używać coraz mniej wyszukanego słownictwa, a jej zimny i stonowany charakter powoli znikał.
- Tutaj? – wskazałam na pomieszczenie, w którym się znajdowałyśmy unosząc brwi.
- Oczywiście, że nie – odpowiedziała szybko – Chodź.
- No nie wiem – mruknęłam pod nosem.
Wampirzyca złapała mnie za dłonie ciągnąc ze śmiechem w stronę wyjścia.
- Nie daj się prosić – pokręciłam tylko głową, ale ruszyłam powoli za blondynką.
Szczerze chyba ominęłam moment w którym dziewczyna aż tak bardzo się przede mną otworzyła. W każdym razie była zupełnie inna niż na początku albo po prostu była inna gdy nikogo przy niej nie było. Nie miałam pojęcia, ale nie zastanawiałam się nad tym. Przestała mnie tak irytować więc cieszyłam się chwilą.
Gdy w końcu dotarłyśmy do miejsca gdzie prowadziła mnie Jane, od razu pokręciłam przecząco głową.
- Nie ma takiej opcji – powiedziałam poważnie patrząc na blondynkę – Nie.
- Daj spokój. Będzie fajnie.
- Nie wydaje mi się – mruknęłam pod nosem, patrząc na żeliwne drzwi, za którymi znajdowało się tak wiele cierpienia.
Za drzwiami znajdował się kolejny korytarz. Doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. Wiedziałam także, że są tam lochy i ludzie w tych celach. Zamknięci, czekający na śmierć.
Volturi lubili mieć zapas krwi, głównie dlatego, że nie wszyscy mieli tą przyjemność, pożywiania się na ludziach z wycieczek. Dla bardziej podrzędnych wampirów, były właśnie te lochy i ci ludzie. Nie miałam pojęcia skąd się brali, ani ile czasu tam spędzali. Wolałam nie wiedzieć.
- Nie pożywiasz się z nami – stwierdziła wampirzyca, a ja przytaknęłam szybko głową – A mogłabyś.
Oczywiście, że mogłabym. Nie dało się ukryć, że byłam tu ważna. Ale tego nie robiłam. Od czasu do czasu przychodziłam tu na dół i ładnie uśmiechając się do Iva, wampira który pilnował tego przybytku, wybierałam sobie jakiegoś człowieka.
- Nie lubię jeść przy kimś – rzuciłam wzruszając ramionami, a ta parsknęła śmiechem.
- Kiedy ostatni raz się pożywiałaś? – zapytała, co kompletnie mnie zaskoczyło.
Uciekłam na chwilę wzrokiem, próbując sobie przypomnieć kiedy mogło to być. Wszystkie te dni zlewały mi się w jedno i nie byłam do końca pewna jaki mieliśmy dzisiaj dzień, a co dopiero kiedy ostatni raz kogoś zabiłam.
- No właśnie – uśmiechnęła się zwycięsko – A to oznacza...
Wyciągnęła dłonie w moim kierunku, a pomimo tego, że cały czas kręciłam przecząco głową, nie udało mi się powstrzymać uśmiechu.
- Niech ci będzie – stwierdziłam i podałam jej ręce.
Blondynka z okrzykiem radości pociągnęła mnie za drzwi zapewniając mnie, że to jedna z lepszych możliwych rozrywek w tym miejscu. W sumie nie mogłam się nie zgodzić bo to miejsce nie miało nic wspólnego z rozrywką więc cokolwiek sprawiającego choć trochę frajdy było najlepszą z rozrywek.
Przeszliśmy obok lady, za którą siedział znudzony wampir kreśląc coś w zeszycie przed nim.
- Jane? Co wy tu...? – zdziwiony naszą obecnością rozejrzał się wokoło.
- Zrób sobie przerwę, Ivo – nakazała, a wampir bez słowa wstał i ruszył korytarzem do wyjścia.
- To się nazywa autorytet – mruknęłam oglądając się za mężczyzną.
Wampirzyca tylko wzruszyła ramionami i zaczęła czegoś szukać pod biurkiem. Nie miałam pojęcia czego więc oparłam się o ścianę i po prostu czekałam. W pewnym momencie po korytarzu rozniosły się dźwięki muzyki, a w rękach Jane zauważyłam odtwarzacz.
- Nie wierzę – rzuciłam pod nosem.
- Imprezę czas zacząć – odparła blondynka i zabierając klucz z lady zamknęła drzwi do korytarza.
Jeżeli ktoś miesiąc temu powiedziałby mi, że kiedyś zrobię z Jane imprezę w lochach, kazałabym mu udać się do psychiatry. A jednak byłam tu teraz. Kołysząc się w rytm muzyki razem z wampirzycą, między tymi wszystkimi celami i tymi wszystkimi ludźmi.
Zakręciłam się wokół własnej osi, praktycznie potykając się o długi płaszcz. Jane roześmiała się widząc moją nieudolną próbę złapania ponownie równowagi. Szybko zdjęłam ten płaszcz rzucając go niedbale na siedzenie za ladą. O dziwo wampirzyca postąpiła tak samo i ze zdziwieniem odkryłam, że po raz pierwszy widzę ją bez niego.
- Szkoda, że nie możemy napić się żadnego alkoholu – powiedziałam, bo pomimo że wcale go nie lubiłam czułam, że byłby w tym momencie idealnym dopełnieniem.
- Krew jest lepsza niż alkohol.
- Piłaś w ogóle kiedyś alkohol? – zapytałam unosząc jedną z brwi.
- Nie, ale nie ma nic lepszego od świeżej krwi.
Wampirzyca wypowiadając te słowa podgłośniła muzykę i razem zaczęłyśmy tańczyć w jej rytm nie zważając na to co się działo na około. Kątem oka tylko obserwowałam beztroskie ruchy dziewczyny i nie mogłam się nadziwić, że to ta sama osoba która jeszcze przed chwilą torturowała jakiegoś wampira.
- Orzeł czy reszka? – zapytała przekrzykując muzykę i wskazując na jedną z cel.
- Co?
- Wybierz – poleciła, a ja spojrzałam w głąb celi.
Znajdowały się w niej dwie osoby. Właściwie dwóch mężczyzn, z czego jeden ewidentnie był tu bardzo długo.
- Reszka – stwierdziłam bez namysłu.
- Czyli jak reszka, ten w niebieskim jest twój – powiedziała po czym podrzuciła monetę. Wpatrywałam się w jej ruchy, upewniając się czy nie oszukuje – Niech cię szlag! Wygrałaś.
- Zawsze wygrywam – zaśmiałam się szczerze odbierając od niej klucze i monetę.
Monetę szybko schowałam do kieszeni, a następnie szybko otworzyłam cele. Widziałam jak mężczyzna w niebieskim chciał ruszyć do wyjścia ale mu na to nie pozwoliłam. Nie użyłam daru. Praktycznie od razu doskoczyłam do niego i wbiłam mu kły w tętnice szyjną.
Może i Jane miała rację. Może faktycznie nie było nic lepszego od ludzkiej krwi. Jej smak, tak doskonały w każdym calu, był zdecydowanie lepszy niż alkohol. Gdy krew się skończyła puściłam ciało by upadło na podłogę odchylając głowę do tyłu. Wzięłam głęboki oddech czując fale endorfin rozchodzącą się po moim ciele. Kochałam to uczucie.
Roześmiałam się głośno patrząc na moją zadowoloną z siebie towarzyszkę i jej martwą ofiarę.
- Mówiłam, że będzie fajnie – poruszyła sugestywnie brwiami, na co roześmiałam się jeszcze bardziej.
- Miałaś rację – przyznałam – Tego właśnie mi było trzeba.
A potem po prostu coś się działo. Nie do końca byłam w stanie określić w jakiej kolejności. Tańczyłyśmy, śpiewałyśmy na wzajem próbując się przekrzyczeć i piłyśmy krew. Nie wiedziałam ile osób dziś straciło życie, ale kto by to liczył. Śmiałam się patrząc jak Jane nieudolnie próbowała otworzyć jedne z drzwi i razem śmiałyśmy się gdy grupka osób próbowała uciec.
Było głośno, światła było nie wiele, a po za nami dwiema były tylko nasze ofiary. W tamtym momencie nie byłyśmy Volturi. Nie dźwigałyśmy na sobie powagi tego płaszcza. Po prostu się bawiłyśmy na naszej małej prywatnej imprezie.
Spoglądając zza jedne z krat wyciągnęłam szybko monetę z kieszeni i złapałam dziewczynę za ramię wskazując na ludzi znajdujących się w celi.
- Orzeł czy reszka?
CZYTASZ
Bloody crystal ||| twilight
FanfictionMiłość to tylko ulotna chwila. Naturalnym było więc, by następowała po niej kolejna. W moim przypadku kolejną była czysta rozpacz. Crystal Stone od zawsze uciekała. Tym razem nie mogła uciec, jednak by ochronić swoich bliskich, była w stanie wybrać...