2.

72 11 11
                                    

Nareszcie koniec. Wciskam przycisk i ekran monitora zamienia się w przyjemną dla oka czerń. Zdecydowanie to mój ulubiony moment dnia. Wychodzę, a raczej wybiegam na świeże powietrze. Nie ma słońca, a niebo zaczyna przybierać granatowy kolor. Zanosi się na burzę. To dobrze. Uwielbiam grzmoty, pioruny i lejącą się z nieba wodę. Panuje wtedy taki fajny klimat, nawet nie wiem jak to wyjaśnić. Mam tylko nadzieję, że zdążę dojechać przed deszczem. Ładuję się do auta i wrzucam wsteczny.
Po piętnastu minutach parkuję na ostatnim wolnym miejscu. Mam dziś wyjątkowe szczęście, nikt mnie nie wkurwił, nie złapał mnie deszcz i znalazłem miejsce do zaparkowania fordzika. Całkiem nieźle jak na jeden dzień. Ciekawe czy będę miał dziś tyle szczęścia w internecie. Idę do kuchni, zerkam na stos naczyń piętrzących się w zlewie i przysięgam, łapię nawet gąbkę do mycia naczyń. Jest tłusta, a z drugiej strony ma coś lepkiego. Nawet nie chcę myśleć, co to może być. Wyrzucam ją do kubła i obiecuję sobie, że jutro na pewno pozmywam, jak tylko kupię nowy sprzęt. Płyn do naczyń też jest już na wykończeniu.
- Hej, sierściuchu. - Fred ociera się o moje nogi. - Głodny jesteś co?
W akompaniamencie dziwnych dźwięków podobnych do miauczenia wyciągam z lodówki saszetkę i wyciskam do miseczki. Ją też przydałoby się umyć. Fredowi zdaje się jednak nie przeszkadzać to, że miska nie jest pierwszej świeżości. Klepię kota po plecach, chwytam chipsy, piwo i sadowię się wygodnie na fotelu.
Pamiętając o porannym postanowieniu wstukuje w przeglądarkę "ekspres do kawy" i wybieram taki na kapsułki. Kurier ma być w poniedziałek. Muszę poprosić panią Leokadię, żeby go odebrała. Cholera, miałem do niej zajrzeć po pracy. Dobrze, że sobie przypomniałem. Nakładam kapsel na otwartego browara, nie zdążyłem jeszcze zrobić łyka. I całe szczęście, sąsiadka nienawidzi alkoholu.
Schodzę niżej i delikatnie pukam do drzwi. Może nie usłyszy i będę miał wymówkę. Niestety, po dwóch sekundach słyszę chrobot zamka i odpinane zawieszki. Ta kobieta barykaduje się tak, że nawet FBI miałoby problem się tam wedrzeć.
- Pan Dominik! Jak było w pracy? Pewnie pan zmęczony, a ja jeszcze fatyguję!
- No gdzie, to sama przyjemność! - Uśmiech numer pięć i po chwili siedzę przy stole z kubkiem parującej kawy.
- Widzi pan, klikam i klikam i nic. Przegapiłam już dwa odcinki serialu ale podobno można obejrzeć je w internacie?
- Tak, w internecie pani Leokadio. Zaraz pokaże jak.
- Widzi pan, stara już jestem i nie mogę zapamiętać tej nazwy.
Siada na przeciwko mnie i siorbie swoją herbatę. Nie chcę być niegrzeczny, ale zaraz trafi mnie szlag. Na szczęście okazuje się, że laptop działa. Problem był w ładowarce, nie łączy i sprzęt się nie ładuje. Szybko ogarnąłem sprawę łącząc kabel taśmą izolacyjną, dopiłem kawę i mogłem wracać do swojego królestwa.
- Dziękuję, nie wiem co bym bez pana zrobiła. Wie pan, dzieci takie zajęte, syn ma firmę, a córka prowadzi salon kosmetyczny. Tacy zrobieni, że nawet do starej matki nie mają kiedy przyjechać.
- Oj proszę tak o sobie nie mówić. Wygląda pani na co najwyżej 50 lat.
Sąsiadka chichocze, a ja przypominam sobie o moim ekspresie.
- Mam prośbę, w poniedziałek będzie kurier. Czy mogę przekazać...
- Oczywiście! Jestem cały dzień w domu, na zakupy pójdę jak tylko zostawi u mnie przesyłkę.
Dziękuję staruszce i kieruje się na górę. Jest mi głupio, że poszedłem do niej z przymusu. Ale w końcu naprawiłem to co chciała, usprawiedliwiam się i wyrzucam ją z głowy.
Ponownie otwieram kapsel i tym razem przechylam butelkę robiąc kilka solidnych łyków. O tak, zimny płyn przyjemnie spływa mi po gardle. Z szelestem otwieram chipsy i wsadzam sobie ich garść do buzi.
Loguję się na portal randkowy, mój ulubiony. Jest przede wszystkim darmowy i mogę tu spotkać prawdziwe kobiety. A nie durne boty albo podstawionych ludzi piszących co chcesz, abyś wydał jak najwięcej kasy. Nie ze mną takie numery. Zeruję piwo i idę do lodówki po kolejne.
Wpisuje login i po chwili przed moimi oczami stają zdjęcia wielkich cycków, wypiętych tyłków i zwykłych zdjęć z uśmiechniętymi twarzami. Na te pierwsze rzecz jasna uwagę zwróciłem na samym początku. Widzę, że wiadomość od Dorotki już czeka. O ile ona w ogóle się tak nazywa. Jej pseudonim brzmi "doris25". Może oznaczać to Dorotkę, lat 25. Może oznaczać Dorotkę, lat 60. A może i Tomka, geja, lat 68.

W internecie nigdy nie wiemy kto jest po drugiej stronie. Z jednej strony to przekleństwo, z drugiej wygoda i ogrom możliwości.
" Hej, miałeś być godzinę temu. " - Oho, dlatego nie mam baby na stałe. Nie poznaliśmy się jeszcze na żywo, a już muszę się tłumaczyć i wysłuchiwać pretensji.
"Coś mi wypadło, a co, czekałaś na mnie? ;)"
"Nie, po prostu siedziałam przy kompie, to napisałam." - Aha, już ci wierzę. Pewnie mokro ci się robi na myśl o zdjęciach pakera które ci wysłałem.
"Okej, ja też tęskniłem. Ciężki dzień, dopiero usiadłem. A trening na siłowni też trzeba zrobić."
Hahaha, bawię się świetnie. A może coś dziś jeszcze ugram? Wyrzucam puste butelki do kosza i otwieram trzecie piwo.
"Podziwiam cię, ja to po pracy padam z nóg." - Dorotka pracuje w popularnej sieciówce odzieżowej. Przynajmniej tak mi powiedziała.
Piszemy jeszcze podobne bzdety przez godzinę. Jeśli chcę dostać lepsze zdjęcia, to muszę odpowiadać na durne pytania i wtrącać co chwile parę słów. Na przykład o tym, że jutro muszę odebrać auto z warsztatu. Dorotka oczywiście pyta, co to za auto, a ja odpowiadam, że BMW. I to nie byle jakie. Istny kabaret.
Doris zachwyca się jeszcze bardziej, a ja zastanawiam się, jakby zareagowała gdybym wysłał jej swoje prawdziwe zdjęcie i napisał, że mieszkam w kawalerce, a nie w tej willi z basenem, której zdjęcie wczoraj dostała. To obrazek z Pinteresta. Ty suko.
Wzbiera się we mnie złość. Biorę browara i idę w stronę okna. Odpalam papierosa, na dworze zaczyna się ściemniać. Między buchami fajka wdycham do płuc rześkie powietrze. Wiaterek przyjemnie chłodzi mi twarz. Widzę, że ekran co chwile miga ukazując nowe obrazy. Gaszę peta o parapet.
- Kurwa. - Klnę, chyba nawet zbyt głośno. Nic na to nie poradzę, włożyłem rękę w gówno gołębia. Idę do łazienki i chyba z 10 razy szoruje dłoń. Obrzydliwe.
Wracam do komputera, Dorotka wysłała mi kilka nagich fotek. Siedzi wypięta na fotelu, kolejne zdjęcie tyłem na łóżku. No, niezła jest.
"Obwisła, brzydka rura. Szach mat Dorotko." - Klikam enter i widzę, że ikonka Dorotki zjechała na dół. Znaczy, że przeczytała wiadomość. Czekam jeszcze minutę i zamykam rozmowę. Chyba nie wiedziała, co napisać. Klikam "blokuj" i tym samym zapewniam Dorotce kilka nieprzespanych nocy. Pewnie będzie codziennie przeszukiwać neta w poszukiwaniu swojej gołej dupy.
Z satysfakcją sięgam po czwarte piwo. Trzy miesiące temu napisałem do Dorotki z prawdziwego konta, gdzie było widać moje zdjęcie na tle auta. Odpisała, że się boi, że ją zgniotę. Potem wysyłała roześmiane emotki pokazując jak bardzo śmieszy ją własny żart. Teraz śmieję się ja, swoją droga zastanawiam się, czy nie wrzucić gdzieś któregoś ze zdjęć. Są wyjątkowo urocze.

Nie Odbieraj MnieWhere stories live. Discover now