💚Rozdział V: Twardy Zawodnik💚

44 3 0
                                    

-Mikaela, wstawaj, musimy iść na śniadanie - usłyszałam przy uchu.
-Jeszcze pięć minut, tato... - mruknęłam.
-Ale mu...
-Odwalisz się ode mnie? - warknęłam, nie otwierając oczu.
-Nie masz dobrych relacji z ojcem? - usłyszałam, po czym zerwałam się do siadu. Nie było tam Dumbledore'a tylko Winchester. Świetnie, zarąbiście. Żyć nie umierać...
-Nie chcę o tym rozmawiać - powiedziałam szybko. Odwróciłam od niego wzrok, po czym usiadłam na skraju łóżka.
-Rozumiem, ale jakbyś zmieniła zdanie, mów śmiało, ja chętnie posłucham - oznajmił.
-Dzięki, Marco, ale jak na razie nie skorzystam - posłałam mu słaby uśmiech, po czym wstałam i rozciągnęłam się, wyginając się jak struna. Potem przeszedł mnie dreszcz.
-Dam ci bluzę, nie ma opcji, żebyś założyła spowrotem tą szatę - mówi, po czym wskazuje głową moją szatę. Prawie cały rękaw był brudny od krwi. Lekko wzdrygnęłam się na ten widok. Wtedy przypomniało mi się o ręce. Dotykałam ją, naciskałam w wielu miejscach i nie czułam bólu ani nic takiego.
-Jest cała - stwierdziłam i spojrzałam zachwycona na Ślizgona. - Dałeś radę...
-Mówiłem, że to zrobię, więc zrobiłem - wzruszył ramionami, po czym spojrzał na moją twarz. Nie wiem ile, ale długo trzymaliśmy kontakt wzrokowy. Żadne z nas nie chciało tego skończyć. Pewnie stalibyśmy tak dłużej, gdyby nie to, że coś przykuło moją uwagę. Koszulka Marco była od krwi.
-Marco, masz brudną koszulkę.
-Dzięki - powiedział, po czym zdjął koszulkę. Jak on ma wyrzeźbione ciało... On ma sześciopak... z zamyślenia wyrwał mnie śmiech chłopaka. Po chwili zdałam sobie sprawę, że wpatrywałam się w jego klatkę piersiową i w jego mięśnie. Natychmiastowo cała spłonęłam i odwróciłam się do niego tyłem. Nie byłam w stanie się odezwać. Byłam wściekła na siebie za to. Gorzej być już nie może! - Trzymaj - usłyszałam po chwili i poczułam, jak dostaje czymś lekkim w plecy. Odwróciłam się i zobaczyłam, że pod moimi nogami leży jakaś szara, duża bluza. - Będę miał jeszcze ciebie na sumieniu, że zachorowałaś - wyjaśnił. Niepewnie ją wzięłam, a potem obejrzałam. Nie powiem, że była brzydka, nawet mi się spodobała. Ale był jeden problem...
-A co z szatą? Przecież trze...
-Jest dzień wolny od lekcji, nic ci nie zrobią - zapewnił.
-Spoko, ale myślałam, że nie wiesz, co to sumienie. W ogóle nie wiedziałam, że je masz - powiedziałam, ubierając ubranie z garderoby prefekta naczelnego. Moją wypowiedź podsumował śmiech ucznia. Sama od tego się nie powstrzymałam.
-To idziemy? - zapytał, wyciągając w moją stronę rękę.
-Oczywiście - odpowiedziałam, łapiąc jego dłoń. Wtedy on od razu objął mnie ramieniem i zaczął temat quidditcha.
-Znasz kogoś, kto mógłby grać jako szukający? Terence nie jest najlepszy na tej pozycji - przedstawił sytuację.
-Znam - oznajmiłam, po chwili myślenia.
-Kogo? - spytał zaciekawiony i stanął. Złapał mnie za ramiona i odwrócił mnie do siebie twarzą.
-Ja gram. Nie chcę się chwalić, ale gram całkiem dobrze. We wcześniejszej szkole konkurowałam z Krumem.
-TYM KRUMEM?! - wrzasnął.
-Tak, tym Krumem.
-I?!
-Nabawiłam się poważnej kontuzji i musiałam zrezygnować. Ale kapitan drużyny mówił mi na osobności, że wolał mnie i...
-Nie musisz nic więcej mówić, przyjmuję ciebie. Terence na treningu nie uwierzy i ma za swoje! Marcus tak samo! - wykrzyknął radośnie, po czym złapał mnie w talii, podniósł do góry i odkręcał się wokół własnej osi. Nie powstrzymałam śmiechu jak i uśmiechu, który pojawił się na mojej twarzy. - Jesteś wspaniała - dodał, przytulając mnie do siebie.
-Dzięki, Marco. Ale jestem głodna, możemy już iść na...
-Jasne, już - przerwał mi, odstawił na ziemię i obejmując mnie ponownie ramieniem, ruszył. - Czyli uczyłaś się w Durmstrangu, tak?
-Tak - westchnęłam.
-A po tej kontuzji to... robiłaś coś z quidittchem?
-Szczerze? Nie. Bałam się wejść na miotłę przez to wszystko. Ale i tak w tym roku chciałam startować do drużyny - wzruszyłam ramionami.
-Możemy wtedy jeszcze dzisiaj się spotkać na boisku? Chcę zobaczyć, jak wiele pamiętasz z latania - wyjaśnił.
-Jasne.
-Nie wiesz, jak bardzo się śpieszę!
-Śpieszę? - powtórzyłam niepewnie.
-Powiedziałem śpieszę? Sorry, miało być cieszę - podrapał się wolną ręką po karku, ale cały czas się uśmiechał. Lekko się uśmiechnęłam, ale szłam dalej.
-Chcesz tak tam wejść? - zapytał, stając przed drzwiami do Wielkiej Sali.
-Wstydzisz się mnie? - spytałam, patrząc na niego podejrzliwie.
-Oczywiście, że nie. Nie wiem, co musiałabyś zrobić, aby się ciebie powstydzić - dodał. Uśmiechnęłam się na te słowa. Chłopak zrobił to samo. Kiedy wyszliśmy do pomieszczenia, wszystkie spojrzenia były skierowane na nas, a po chwili wszyscy zaczęli do siebie szeptać. Kątem oka zobaczyłam, jak Ślizgon się delikatnie uśmiecha.
-Lubisz jak o tobie się mówi, co?
-A ty nie?
-Teraz będą mieli powód do mówienia o tobie - powiedziałam, po czym wspięłam się na palce i pocałowałam go w policzek. - A teraz idę do swoich i życzę miłego dnia - wyszeptałam mu do ucha i odeszłam. Nie powiem, że nie. Byłam z siebie bardzo dumna. Wzrokiem znalazłam swoich przyjaciół i poszłam do nich. - Hej wszystkim - powiedziałam, siadając obok Petry.
-Co to było?! - zapytała, prawie że krzycząc An.
-Dzięki mnie, będą o nim mówić. Tak jak lubi i chciał - wyjaśniłam. Blondynka wstała oburzona i wyszła z Wielkiej Sali. - Co ją ugryzło? - zapytałam Petrę.
-Później ci wyjaśnię - obiecała. Pokiwałam głową na znak, że rozumiem.
-Zobacz, kto ci się przygląda, Dora - polecił X, wskazując głową w lewą stronę. Przewróciłam oczami, ale spojrzałam tam. Musiałam przyznać rację Xanderowi. Uwaga! Uwaga! Marco Winchester przypatrywał mi się! Złapałam z nim kontakt wzrokowy, a chłopak go nie zrywał. Aż w końcu spojrzał w dół. Miał mokre spodnie. Potem zauważyłam, że trzymał szklankę w jednej ręce. Musiał wylać na siebie sok dyniowy. Zaśmiałam się pod nosem i odwróciłam od niego wzrok, który skierowałam na mojego przyjaciela.
-Gdzie jest Graham? - spytałam, kiedy zobaczyłam, że go nie było z nami.
-Poszedł szukać An - odpowiedziała błękitnooka. - Skąd masz tą bluzę, Dora? - zapytała po chwili.
-Marco mi pożyczył - odpowiedziałam. - A co ty taka ciekawska, co? - odbiłam pałeczkę.
-Proszę, Mika, nie daj się mu omamić. Obiecaj, że nie wpadniesz w jego pułapkę i...
-Rey, spokojnie. Prędzej on w nią wpadnie - dodałam, uśmiechając się pod nosem. Nagle przede mną pojawiła się biała sowa. Zdziwiona tym, że dostałam od kogoś list, wzięłam go od zwierzęcia. Na początku sprawdziłam, czy trafił w dobre ręce. Był podpisany moim imieniem i nazwiskiem, ale nie było napisane od kogo to jest. Po otworzeniu listu zaczęłam go czytać. Nie wierzę... 

Liczba słów: 1060
Opublikowanie: 11.01.2023r.


In the light of the shadow || George WeasleyWhere stories live. Discover now