Rozdział 1: Początek

21 2 0
                                    

Biegłem tak szybko jak tylko mogłem. 

-*Jak mogłem być aż tak głupi? Jak mogłem być aż tak głupi? Jak mogłem być aż tak głupi?*- to było jedyną rzeczą przechodzącą mi przez myśl.

 Moje łapy rozchlapywały wodę z małych kałuż na wszystkie strony. Tak, łapy. Byłem tak bardzo przerażony że nie zwracałem uwagi na to co mnie otacza ani na to co się dzieję. Widziałem jak małe naboje z jakimś płynem przelatywały obok mnie...nie mogę pozwolić im mnie zastrzelić. Nie wiem kim "Oni" są...Trojga mężczyzn  w jasno niebieskich koszulach.

Jeden z nich był grubszy od reszty, wyglądało na to że to właśnie on był szefem owej grupki. Miał na głowie ciemno niebieską, niemalże granatową, czapkę i miał krótkie, brązowe i kręcone włosy. Miał też krótko ostrzyżoną brodę i wąsy. Ten po jego lewej stronie miał blond włosy i był młody, powiedziałbym że ma 15, może 17 lat. Mężczyzna Po jego prawiej stronie miał całkiem długie oraz proste, czarne włosy. Próbowali mnie zastrzelić, ale nie mogłem im na to pozwolić. Przeskoczyłem nad zwaloną kłodą i skręciłem w lewo, wpadając w krzaki. Nagle z nieba spadła jakaś siatka, w którą zostałem złapany.

-*Oh nie .. nie, nie, nie! Złapali mnie, to już koniec!*- Pomyślałem sobie.

 Czekałem na moment kiedy ci mężczyźni przyjdą po mnie i mnie zastrzelą. 

-DALEJ CHŁOPAKI! ZNAJDŹCIE GO!- usłyszałem szefa ekipy

 Nagle zobaczyłem coś różowego w krzakach. Wyglądało to trochę jak futro. Potem ten sam krzak się poruszył, ledwo dostrzegalnie, I wypadł z niego kamyczek. Wyglądało na to że ktoś nim rzucił, ale czemu? Nieważne co się stało ani dlaczego, ważne jest to że szef zauważył kamyczek. Podszedł do kamyczka i schylił się aby go podnieść lecz od razu tego pożałował, ponieważ z nieba spadła kolejna siatka. Spadła na niego tak że on nie mógł z niej wyjść. 

-AHH!"- krzyną szef lecz nikt go już nie słyszał.

Wygląda na to że dwoje pomocników byli zbyt daleko aby zobaczyć oraz usłyszeć co się dzieje. Po tym wszystkim, jakaś osoba wyszła zza krzaków. Miał różowe włosy, jasnobrązową koszule i czarne spodnie Cargo. Miał na twarzy czarną maskę, a oczy miał zasłonięte włosami. Wyciągną puszkę, z której wydobywał się purpurowy gaz. Rzucił ją w stronę brodatego mężczyzny. Puszka uderzyła o ziemię i potoczyła się tuż obok niego.

Brodaty spojrzał na nią i nagle zbladł. 

-wreszcie...- Usłyszałem szept chłopaka z różowymi włosami

-po tylu latach poszukiwań, ZNALAZŁEM CIĘ!- zaśmiał się, wypowiadając ostatnie słowa.

 Widziałem, jak wyszedł zza krzaków i podszedł do szefa. Ukląkł obok niego i wyszeptał 

-nie męcz się, idź spać- powiedział, wiedziałam, że się uśmiecha przez ton jego głosu.

 Potem odwrócił się i spojrzał na mnie. Zaśmiał się i podszedł do mnie z krzykiem 

-O. MÓJ. BOŻE!! JESTEŚ TAKI SŁODKI!- Spojrzałem na niego i powiedziałem z dumą

 -Och, dziękuję!- Tamten spojrzał na mnie

 -Czy... czy ty właśnie... odpowiedziałeś?- spojrzał na mnie z szokiem w głosie. 

-Widziałem wiele dziwnych rzeczy, ale nigdy nie widziałem gadającego lamparta śnieżnego!- Spojrzałem na niego 

-Och! Więc jestem lampartem śnieżnym! Dzięki!!!- Ciągle patrzyliśmy na siebie. Potem nagle poruszył się i wstał. 

-Cóż, um, myślę, że powinienem zciągnąć z ciebie tą sieć- zrobił krok bliżej

-Tak, proszę!...Wszystko w porządku? Wyglądasz na przestraszonego. Nie gryzę!- Śmiałem się. Już się nie bałem. Nie czułem zagrożenia z jego strony. 

– Myślę, że spodoba mi się ta podróż. - szepnąłem, ale chyba mnie nie usłyszał

Wielki Krzyształ : PoczątekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz