Rozdział 2: Cała Historia

16 2 0
                                    

Pewnie zastanawiacie się, co wcześniej miałem na myśli mówiąc „łapy"... cóż... postaram się to wyjaśnić. Biegałem, załatwiałem swoje codzienne sprawy. Zaglądanie pod skały, obserwowanie chrząszczy i słuchanie szumu morza się w to zaliczają. Mieszkam na klifie z dala od miejsc z ludźmi i cieszę się z tego powodu. Nie Uważam samotności za coś złego, wręcz przeciwnie. Cóż, tym razem udałem się do pobliskiego lasu.

Tego dnia dość szybko robiło się ciemno, ale szedłem dalej. Wtedy, nie wiadomo skąd, ujrzałem przyćmione fioletowe światło. Im bardziej się do niego zbliżałem, tym było ono silniejsze. Nie mogłem oderwać od tego światła wzroku, jakby mnie wzywało, nie potrafię tego wyjaśnić. Gdy byłem już na miejscu, ujrzałem fioletowawy kamyczek. Chwyciłem go i straciłem widoczność na sekundę lub dwie. Kiedy odzyskałem wzrok, zauważyłem, że nie trzymam już kamienia, a kiedy spojrzałem w dół, zobaczyłem kryształ na ziemi... i łapy. Duże, szare łapy. Odskoczyłem i nie wiedziałem, co się dzieje. Znowu straciłem wzrok i kiedy znowu zobaczyłem świat, nie widziałem już łap. 

-Dziwne..- powiedziałem do siebie. Znów chwyciłem kamień, ale tym razem nic się nie stało. Pobiegłem z nim do domu.

-wreszcie! Martwiłam się o ciebie! Zrobiłam kolację. Chodź i jedz, zanim ci wystygnie- Usłyszałem krzyk mojej mamy z kuchni

-Dobrze mamo! Zaraz tam będe!- Odpowiedziałem i pobiegłem po schodach. 

Przebrałem się i spojrzałam na fioletowy kryształ. Chwyciłem go, usiadłem na łóżku i przyglądałem mu się przez chwilę.

-Co ja z tobą zrobię...– myślałem

-OLIVER!!! JEDZENIE BĘDZIE ZIMNE!– krzyknęła ponownie moja mama

-OK, OK, JUŻ IDĘ!- Odkrzyknąłem, wsuwając kamień pod poduszkę. 

Zbiegłem na dół i do kuchni. Po kolacji umyłem zęby i położyłem się spać. Natychmiast odleciałem. Następnego dnia musiałem się przygotować do szkoły. Ubrałem się w szkolny mundurek, Granatową  kamizelke, białą koszule, czarny krawat i czarne spodnie. Ułożyłem włosy, złapałem maskę na twarz i czarną czapkę i wepchnąłem je do torby.

Zjadłem śniadanie i załozyłem moje czarne buty. Już miałem przejść przez drzwi, ale zamarłem. Czułem jakbym o czymś zapomniał. Nagle sobie przypomniałem. Kryształ! Wbiegłem po schodach do swojego pokoju i wskoczyłem na łóżko. Poczułem coś pod poduszką. Tak! Kryształ nadal tam jest! To nie był sen! Schowałem kamień do kieszeni i poszedłem do szkoły. Byłem w połowie drogi do szkoły, kiedy znowu straciłem widoczność. Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że znowu mam łapy. 

-*O nie. Nie nie nie nie*- Pomyslałem 

-*nie mogę pozwolić nikomu mnie zobaczyć!*-

 Ale było już za późno. Zauważył mnie miejscowy łowca zwierząt, który akurat miał dostarczyć mięso do rzeźnika.

-Och, a kogoż my tu mamy?- spojrzał na mnie

 -chodź tu kotku- zaczął powoli do mnie podchodzić, ale wiedziałam, że to nie jest dobry znak... Zacząłem biec.

 -Hej kotku, poczekaj! RICHARD! JOHN! CHODŹCIE TU NATYCHMIAST! MAMY ZWIERZĘ NA WOLNOŚCI!- Dwóch mężczyzn wybiegło z budynku i natychmiast mnie zauważyło.

Chwycili za broń, kiedy on biegł za mną. Dwaj mężczyźni dogonili go i dali mu pistolet z jakimiś strzałami lub kulami z płynem. Nie wiem, jak długo biegłem, ale albo czas wydawał się dłuższy, albo miałem więcej wytrzymałości. Nie zmęczyłem się i wciąż biegłem, co wydawało się wiecznością.

Wtedy stało się najgorsze co mogło się stać. Skręciłem w prawo, nie zauważyłem morza i gdybym nie skoczył, wpadłbym do wody. Przede mną była duża łódź z metalowymi skrzyniami. Schowałem się za niektórymi z nich i patrzyłem, jak trzej mężczyźni wskakują za mną na łódź. Nigdy w całym swoim życiu nie byłem tak zestresowany. Było mi niedobrze, ale nie mogłem wydać z siebie żadnego dźwięku. Wskoczyłem na kilka skrzyń i ukryłem się na górze, obserwując mężczyzn.

Minęło trochę czasu i poczułem, jak powoli zamykają mi się oczy. kiedy się obudziłem, nowi ludzie transportowali skrzynie dużym robotem, który wyglądał jak dłoń z trzema palcami. Rozejrzałem się i zobaczyłem trzech mężczyzn stojących na piasku, wyglądających na zdezorientowanych i rozmawiających. Wiedziałem, że albo mnie zauważą, albo zostanę zmiażdżony przez wielką rękę. Nie miałem zbyt wiele czasu do namysłu, więc po prostu pobiegłem szybko i miałem nadzieję, że nie zauważą. Szybko i cicho zeskoczyłem ze skrzyń i podczołgałem się do mostu wychodzącego z łodzi.

Prawie dotarłem do krzaków w których mógłbym się schować lecz jeden z trzech mężczyzn krzyknął i wskazał na mnie palcem. Zacząłem biec, ale mężczyźni już mnie ścigali. Rozejrzałem się dookoła, próbując znaleźć coś, co mnie uratuje, ale nic nie znalazłem. Zauważyłem jednak, że jestem w dżungli. 

-*CO JA ROBIĘ W DŻUNGLI?!?! W KRAJU W KTÓRYM MIESZKAM NIE MA DŻUNGLI! gdzie ja jestem... a co ze szkołą? Nie, nie powinienem się martwić o szkołę. Nikt nigdy mnie nie zauważa albo po prostu myślą, że jestem chory*- pomyślałem.

 i to jest cała historia. Dlatego uciekałem przed tymi trzema mężczyznami i dlatego mam łapy... Nie sądzę jednak, żeby prędko się poddali.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 19, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Wielki Krzyształ : PoczątekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz